Jak pracować z traumami rodowymi?

Kochani, zapewne część z Was zna to z ustawień systemowych, w których pracuje się z rodem. Ja z rodem pracuję indywidualnie poprzez odczuwanie współczucia lub mówiąc kolokwialnie poprzez stanięcie w butach przodków i dopuszczenie w sobie tego, co oni czuli, a byli z tym sami albo nie pozwolili sobie do końca poczuć.
 
Tą obecną sytuację widzę tak, że kontaktuje nas ona z naszymi traumami, po to byśmy rozmrozili zamrożone części nas, które nadal są straumatyzowane i zamknięte w pewnej czaso-przestrzeni. Ale nie tylko to, myślę, że jest to również czas, który pokazuje nam jak to musiało być dla naszych przodków, po to, by ich poczuć, po to, by powiedzieć „teraz rozumiem… teraz wiem jak to jest”, by mogły uzdrowić się traumy rodowe.
 

Pomyślcie, na przykład w czasie wojny, oni nie mieli facebooka czy youtuba tak jak my, nie wiedzieli co i gdzie się działo, co się będzie działo, czy zostaną wysiedleni czy nie, czy uciekać z domu, czy w nim pozostać, zakopać pieniądze czy mieć je przy sobie, iść spać czy czuwać, nie mogli skontaktować się z najbliższymi, nie wiedzieli co się z nimi dzieje. Nie mogli korzystać z zasobów, z których my możemy korzystać – rozmowy i wsparcie na mediach społecznościowych, live’y wspierające, metody uziemiania ciała, metody relaksacji, medytacje, EFT, muzyka wysokowibracyjna itp itd., a byli w dużo gorszej sytuacji niż my.
 
Nie przez przypadek wychodzą takie a nie inne lęki, które mają związek z naszą indywidualną historią, dzieciństwem, ale też z historią rodową. Zauważ z czym ta sytuacja Ciebie kontaktuje? Co Tobie wyciąga? Jakich słów używasz, by ją opisać? Czy ktoś w rodzie coś podobnego doświadczył? Komu z rodu trzeba powiedzieć „Teraz już wiem jak to dla Ciebie było…” Chodzi o okazanie współczucia, postawienie się w ich sytuacji. Nie mentalnie, lecz czuciowo. Pozwól sobie poczuć to, co czujesz w związku z obecną sytuacją i zauważ z którym przodkiem to Cię łączy. Jeśli pojawiają się łzy, to płacz, jeśli pojawia się krzyk to krzycz, jeśli pojawiają się niewypowiedziane słowa, wypowiedz je… Możesz dodać coś w rodzaju „Teraz już wiem jak to dla Was było, honoruję Wasz ciężki los, teraz Was widzę sercem.”
 
To co się wtedy, w czasie takiego czucia dzieje jest trudne do opisania w słowach. Ja w takich chwilach czuję ogromną bliskość, jak powrót do wielkiego rodzinnego domu, jak odtajanie z zamrożenia, czuję wtedy ogromne udrożnione ciepło i miłość płynące od danej osoby z rodu. Niejednokrotnie „usłyszałam” od babci, prababci, z którymi w ten sposób się „spotkałam” słowa „dziękuję wnuczuś, że mnie zobaczyłaś, bądź szczęśliwa, ja Ci błogosławię”.
 
Mam wrażenie, że my powtarzamy po nich, dopóki na nich i na ich trudności nie popatrzymy ze współczuciem i zrozumieniem. Gdy uznamy jak im było ciężko, bo sami doświadczamy czegoś choćby trochę podobnego, to to doświadczenie przestaje być potrzebne, bo pojawia się współczucie, zrozumienie dla nich oraz wdzięczność za to, że mimo trudności przeżyli i dzięki temu dali życie nam.
 
Jeśli mówisz sobie – ale ja to wiem, to to nie wystarczy, bo tu chodzi o to, by to POCZUĆ. Pozwól więc sobie poczuć tak naprawdę to, co czujesz w obecnej sytuacji i sprawdź dwie rzeczy:
1. kiedy tak się czułaś/czułeś w przeszłości i wnieś ukojenie dla tej części siebie
2. kto z rodu mógł tak się czuć
Zalecam w tej kolejności dlatego, że kiedy okazujemy współczucie, uwagę sobie samym, to automatycznie mamy ją szczerze dla innych. Nasze dziecko wewnętrzne nie czuje się wtedy pominięte.
 
Mnie obecna sytuacja skontaktowała z traumą, z którą pracowałam już wiele razy – pobyt w szpitalu na zapalenie płuc, w odizolowaniu od rodziców, gdy miałam niecałe 2 latka. Gdybym powiedziała sobie „przecież ja już to przerobiłam, ile razy będę do tego wracać?” to nie odnalazłabym teraz tej części siebie, która do tej pory nie wróciła do domu. Ona tam nadal była, w szpitalu, nie wiedziała, że to się skończyło. Poczułam w sobie tą część mnie dopiero, gdy przepuściłam przez siebie słowa „Chcę do domu”, a potem krzyk „CHCĘ DO DOMU!!!!!!!!!” Pojawiło się trzęsienie, następnie kołysanie… Zapewniłam ją, że wróci do domu, że jeszcze troszkę i wróci, i że… wróciła. Była zdziwiona… Naprawdę? Ja wróciłam? Zobaczyłam ją chwilę później w domu, przy stole w kuchni, jak nabiera kolorów, pojawiły się rumieńce na twarzy, zaczęło wracać w nią życie… a potem zobaczyłam jak trzyma mamę i tatę za ręce… Nareszcie w domu… 41 lat siedziała w szpitalu… I dziwić się, że całe życie nie mogłam mieć swojego własnego domu, że co kilka lat przenosiłam się z miejsca na miejsce. I ciekawe, że to wyszło właśnie teraz, gdy jesteśmy na etapie kupowania domu i wirus to spowolnił… Nie ma przypadków.
 
To uwolnienie zaprowadziło mnie do rodu, do historii, które znam z opowiadań i teraz mogłam je poczuć, POCZUĆ w nich moich przodków. Teraz mogłam tak głęboko i prawdziwie poczuć w sercu i powiedzieć ze współczuciem: „Teraz wiem jak to musiało dla Was być… Boże jak Wy się musieliście bać… Jak trudno musiało Wam być… Teraz Was widzę i czuję… Chylę czoła przed Waszym losem… Dziękuję, że się nie poddaliście, że przeżyliście, dzięki Wam i ja żyję. Tą siłę, którą macie w sobie, mam i ja, niech płynie, niech służy mnie i następnym pokoleniom.”
 
Nie jesteśmy w stanie pojąć tak prawdziwie tego, jak to musiało dla nich być, dopóki nie doświadczymy choćby zajawki tego, co oni przeżywali. I gdy pozwolimy sobie poczuć głębię tego, czego doświadczamy i odnaleźć w tym współczucie dla tych przed nami lub dla tych, których sytuacji do tej pory tak naprawdę nie pojmowaliśmy, wtedy to doświadczenie może się zakończyć, bo jego przesłanie zostało przyjęte.
 
Ja głęboko wierzę, że ta sytuacja uczy nas człowieczeństwa, uczy nas współczucia i zrozumienia dla siebie samych i dla innych. My już nie będziemy tacy sami, gdy to wszystko się uspokoi. Będziemy bardziej wyczuleni, nie przejdziemy już tak obojętnie obok drugiego człowieka, bo będziemy mieli w pamięci to, jak sami się czuliśmy, gdy byliśmy bezbronni, bez wpływu, w wielkim czekaniu.
 
Ten wirus zabiera najczęściej właśnie ich, najstarszych. Zwraca na nich uwagę. Popatrzmy na nich i my, ale z współczuciem, miłością, wdzięcznością. Przepuśćmy przez siebie to, co od pokoleń zalega i potrzebuje udrożnienia. Wiemy jak to zrobić, jesteśmy tymi, którzy mogą to zrobić. To odmieni nie tylko nas, ale nasze rodziny, nasze wspólnoty, społeczeństwo.
 
Niech to będzie dla nas wszystkich czas wielkiego uzdrowienia i otwarcia serc na nas samych i na drugiego człowieka.
 
❤️

18 komentarzy do “Jak pracować z traumami rodowymi?

  1. Trafiłam na tę stronę i chciałam się podzielić moim doświadczeniem rodowym. Mojej babci tata zginął wracając z wojny. W drodze powrotnej napił się zanieczyszczonej wody i niedługo po przybyciu do domu zmarł. Był człowiekiem bardzo dobrym. Przejawiał ogromny szacunek do dzieci i prababci. W ich domu nie było przemocy. Moja babcia opowiadała o traumie ciężkiej pracy. Jako jedna z trzech córek musiała bardzo ciężko pracować w polu, następnie w fabryce. Śmierć ojca spowodowała konieczność wypełnienia roli mężczyzny, co wiązało się z koniecznością pracy ponad siły. Czuję, jakbym dźwigała los mojej babci. Mój tata trafił do zakładu karnego, gdy miałam 3 lata. Brak ukochanego ojca spowodował u mnie problemy emocjonalne, które przejawiałam w szkole. Dostałam jedynie potępienie. Nie chciano zrozumieć mojego położenia. Mimo miłości do nauki, pasji i zgłębiania wiedzy moje stopnie zaniżały niepożądane zbyt emocjonalne reakcje na trudności. Dzieci zrobiły że mnie kozła ofiarnego. Czułam wielkie upokorzenie i konieczność stłumienia emocji, nad którymi jako mała dziewczynka nie mogłam mieć kontroli. Brak ojca okazał się dla mnie druzgocący. Brak zrozumienia środowiska jeszcze bardziej. Przytulam do serca ciężki los mojej babci. Moje dziecięce serce łączy jej ból z moim. Może doprowadzić nas to do uzdrowienia. Babcia jeszcze żyje

  2. Och, Madziu, jakie to prawdziwe co napisałaś. Ostatnio zmierzam się ze stratą, i ta strata przywołała stratę, która była w naszej rodzinie. Jestem pod wrażeniem tego procesu, i jeśli mogę, to podzielę się tu nim, bo myślę, że osoby które to przeczytają, będą rozumieć o czym piszę.
    Na początku września, rano, wyjeżdżając autem do pracy potrąciłam moją kotkę Kitkę. Nie widziałam jej a ona widocznie stanęła na linii kół. To, że ją potrąciłam, domyśliłam się tylko dlatego, ponieważ kotka nie weszła do domu, po prostu nagle zniknęła i nie mogłam jej znaleźć. Dopiero po południu ją odszukałam i pojechałam do weterynarza. Na rentgenie wszystkie kości miała całe, wnętrzności też wyglądały ok. Tylko pęcherza moczowego lekarz nie widział, ale powiedział że może jest pusty. „Jakby coś się działo to jutro proszę przyjechać” i podał silny lek znieczulający, „silny, jak po operacji”-pow-ł.
    W domu, w środę normalnie jadła, piła, chodziła. W czwartek rano znalazłam ją leżącą na podłodze w bardzo trudnym stanie. Nie uratowali jej. Miała uszkodzone jelita, których na wtorkowych zdjęciach nie było widać. Lek ją znieczulił na ból i dlatego jadła i piła. Jej śmierć odpaliła mi wszystkie straty a szczególnie odejście mamy, taty i co ciekawe traumę rodzinną. Kiedy siedziałam zapłakana, z bólem głowy od tego płaczu, pojawiło się pytanie: „Straciłaś kota, bo sama go przejechałaś , to tak jak tata. To jak on mógł się czuć?” Historia taty była taka: mój najstarszy brat Krzyś, zginął w wyniku wypadku. Miał kilka miesięcy i spał na dworze w wózku. Tata gdzieś blisko postawił konia, który kopnął w wózek. Chłopczyk wypadł z wózka i w wyniku obrażeń zmarł. Wiem, że tata do końca swojego życia nie wybaczył sobie tego. Bardzo go to bolało.

    Chciałam przeżyć po mojej kotce pełną żałobę. Nie chciałam się od tego odcinać. W pierwszych dniach w medytacji wracałam do momentu, gdy byłam w lecznicy i głaskałam ją po główce, przepraszałam ją za to, że ją potrąciłam. W łzach, po chwili „przychodził” do mnie tata (pamiętam ten moment, jak staliśmy kilka lat temu w kuchni i jak mówi o braciszku) i mówiłam do niego „widzę Cię. Już wiem, jak musiałeś strasznie się czuć”. Po kilku dniach, w czasie medytacji przyszedł do mnie moment gdy odkładałam transporter z jej ciałem i chowałam ją w ogrodzie. I wtedy pojawił się obraz stojących rodziców w kościele, po środku biała trumienka i rozpacz ojca, który stoi, ale z taj rozpaczy chciałby rzucić się tę trumnę.
    I teraz, gdy do domu zawitał u nas nowy domownik- mały kot. Przyszedł taki obraz: widzę swojego maleńkiego brata- Wojtka, który urodził się rok po tej tragicznej śmierci Krzysia. Czuję jak chłonie on poczucie winy ojca, jak bierze je na siebie. Przyznaję, wstrząsnęło mną trochę, bo widzę jak dużo brat nosi w sobie poczucia winy i wstydu, choć ma 50 lat… Pozdrawiam i dziękuję Ci, że tak szczodrze dzielisz się sobą. Wszystkiego dobrego.

    1. Bardzo Ci dziękuję, że się tym podzieliłaś ❤️ Tak mi przykro… Poruszyło mnie bardzo odejście Twojej kotki i Twojego braciszka i dramat taty… i to jak świadomie, w głębokim poszanowaniu pozwoliłaś sobie, by tam wrócić, by udrażniało się przez Ciebie i to co teraz i to co wtedy… Bolesny i jednocześnie uzdrawiający głęboko proces żałoby, uwolnienia, widzenia siebie i taty z empatią i zrozumieniem. Dziękuję… ❤️

  3. Pani Magdo, chcę ostatecznie poukładać sobie w głowie to co już wiem i stąd moje pytanie: czy nie wpadłem w pułapkę na zasadzie „dowiedziałem się, że 2+2 to 4 i myślę, że znam całą matematykę”?

    Przede wszystkim to co wiem, to to że naszym zadaniem jest konfrontacja z emocjami (bycie z nimi) i że emocje wywołuje trigger lub same wychodzą. Tyle minimum wiem.

      1. Chodzi o to, że moja wiedza, którą wyżej opisałem wydaje się prosta (w sumie taka jest), ale czy o to właśnie chodzi w Pani nauczaniu czy o coś więcej? Ciągle mam wrażenie, że wiem „za mało”, „że to za mało, aby chodziło tylko o uwolnienie negatywnych emocji”. Może być tak, że myślę, że wiem dużo, a tylko dotknąłem temat. Może w rzeczywistości przerobienie przeszłości jest bardziej skomplikowane? Może to co wiem to nic? Może to nie wystarczy?

        1. Nie, nie chodzi tylko o uwolnienie emocji, chodzi też o wniesienie świadomości, o zaktualizowanie podświadomych przekonań, które mamy wpisane. Chodzi też o pracę z ciałem, bo traumy je zamrażają. Ponadto istotna jest też praca z traumami rodowymi, wpisami, które z rodu pochodzą. Gdy to wszystko stopniowo puszcza robi się miejsce na świadome wybory i kreowanie życia.

  4. Witam Pani Magdo, aż miło przeczytać o obecnej sytuacji taką orzeźwiającą treść. Zresztą Pani filmiki zawsze są takim powiewem swieżego powietrza dla duszy. 🙂
    Też ta szczególna sytuacja wywołuje we mnie różne uczucia. I też podobnie jako dwuletnie dziecko byłam zostawiona sama w szpitalu. Myślę, że to miało duże znaczenie dla dalszego rozwoju mojego życia. Tyle że nie potrafię dotrzeć do tamtego małego dziecka. Totalna blokada i brak emocji. Nie wiem co z tym zrobić.
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo zdrowia
    Aga

    1. Aga, wszystko przychodzi we właściwym czasie. Taki pobyt w szpitalu jest dla dziecka traumatyczny, więc podświadomość do niego dopuści dopieto, gdy będzie na to gotowość, odpowiednie wsparcie czy samo-wsparcie i przestrzeń. Pracuj z tym do czego masz dostęp, oswajaj swoją podświadomość z tym, że będziesz wiedziała jak wnieść ukojenie, gdy zrobi się dostęp do tej szpitalnej czaso-przestrzeni.

  5. Magda, właśnie przeczytałam, a wczoraj kolejny raz doświadczyłam, jak to jest szaleć z przerażenia i nie móc nic z tym zrobić. Jak zwykle powiem – to niesamowite! – gdy czegoś doświadczam, a potem o tym czytam lub słucham 🙂 Wczoraj w moim mieście zawyły syreny, a chwilę później nadleciały samoloty. Zalał mnie lęk, który znam z dzieciństwa i który towarzyszy mi całe życie w podobnych sytuacjach. Wróciłam do niej, tej małej mnie, a ona zaprowadziła mnie dalej, do przodków, których krzywdy i rany nie raz już opłakiwałam. Wczoraj jednak było inaczej. Po odczuciu ich przerażenia, stworzyła się niemożliwie mocna przestrzeń wdzięczności za to, że przeżyli i że dzięki nim żyję ja! Mówiąc do nich przez łzy, zwracałam im szacunek i godność, ktore im odebrano. Na końcu złożyłam im głęboki pokłon, a oni wszyscy (mali i duzi) oddali go. Widziałam ich wszystkich pochylonych w pokłonie właśnie dla mnie. Poczułam jedność i jakbym na nowo podpięła się do rodu, jakbym sobie ten ród przywróciła. Dziękuję Ci za ten wspis i za wszystko, co dla nas robisz <3

    1. Ilona! Mam ciarki czytając! Kochana, ale się cieszę! Jaki piękny, głęboki proces… Och, ale się wzruszyłam czytając… Dziękuję bardzo, że się tym podzieliłaś. Przepięknie poszłaś za tym, co się uaktywniło i popatrz – połączyłaś się rodem! Ogromne gratulacje!!!

      1. Dziękuję!!! Noc poprzedzającą Twoją odpowiedź do mojego komentarza, śniłam, że wchodzę do kawiarni, a tam Ty i Justyna Pettke! Ściskałyśmy się przeserdecznie, od Ciebie płynęło tyle ciepła :))) Wiem, że moja kochana podświadomość poczuła Twoją reakcję na to, co napisałam już wtedy 🙂 Przytulam <3

Skomentuj mi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

1 × cztery =