Wow, Kochani, ale miłości popłynęło! (patrz tutaj: post na Facebooku) Jakie to jest cudne, gdy się jej nie wstrzymuje Przeczytałam dopiero część komentarzy i mam takiego banana na twarzy, że hej! Ale my jesteśmy cudni!!! Odpiszę na Wasze cieplusie słowa, ale najpierw podzielę się tym, co przyszło, bo moja spontaniczność ciągnie mnie za spódnicę i skacze i mówi „no pisz, no pisz”
Słuchajcie, ale miałam dziś sen! Śniła mi się osoba z mojej rodziny, którą peszyła i zniesmaczała moja wylewność. Gdy się czymś cieszyłam, gdy mnie coś wzruszało, ja to wyrażałam, no bardziej niż inni, tak całą sobą Więc wiecie o co chodzi Wylewało się ze mnie miną, dźwiękiem, jękiem, śmiechem, a jednocześnie wielokrotnie kątem oka widziałam i czułam na sobie wzrok tej osoby. Jakby energetycznie mówiła „weź przestań… co ty odstawiasz…”
No więc śniło mi się, że ta osoba siedziała sobie na sofie w kącie pokoju, a ja na środku pokoju opowiadałam kilku osobom o jakimś zdarzeniu, które miało magiczne znaczenie. Ta osoba się temu przysłuchiwała wraz z tym swoim oceniająco-pogardliwym spojrzeniem. Zdarzenie, o którym opowiadałam było związane z osobą, którą ta osoba z mojej rodziny traktowała z góry, nawet można by rzec z pewną pogardą. Dla mnie z kolei ta osoba, której dotyczyło zdarzenie, jawiła się zawsze jako bardzo wrażliwa istota, melancholijna, poetycka. I tak opowiadam jak to ta wrażliwa osoba zgubiła ID (czyli coś w rodzaju dowodu osobistego), no i kątem oka widzę już jak ta osoba z rodziny robi te swoje miny zniesmaczenia, ale ja nie przerywam sobie, rzucam tylko na głos „to co teraz robisz świadczy o tobie, a nie o mnie” i kontynuuję mówiąc, że to ID nagle zjawiło się pod moimi nogami! No magia! I ci słuchający mają takie „Wow!”, no bo oni kumają te klimaty Jednocześnie czuję jak tej osobie z rodziny nie podoba się to o czym mówię, w ogóle nie lubi tych moich opowieści (Ta znowu o tej magii, która przecież nie istnieje… Ta znowu o tej energii… ) ale jakby w ogóle mnie to nie obchodzi i ta osoba znika.
No i dziś budzę się rano, chwilę mi zajmuje, żeby się zorientować jaki dziś dzień, bo jakbym lądowała z innego wymiaru i muszę się przestawić I nagle wpada myśl „Ale wczoraj odwaliłaś”. W sensie z tym spontanicznym postem z wyznaniem miłości do Was. No tak, stary znajomy toksyczny wstyd! Przez 2-3 sekundy czuję panikę, a po chwili przychodzi spokój. Jacie jaki spokój! Taki stateczny, ugruntowany, osadzony i myśl – jakkolwiek to zostało przyjęte, wyraziłam siebie, siebie i swoją naturę, a poza tym to nie tylko moja natura, przecież czuję, że tym co nas stanowi, tym z czego jesteśmy to Miłość. Więc! Niech się udziela!
I teraz mi przyszło o co chodziło z tym snem, o czym on mówi, a mówi o odnalezionej tożsamości (ID), tożsamości wrażliwej istoty (osoba, która ją zgubiła we śnie jest wysoko wrażliwa), o tym by działanie i wrażliwość szły razem w parze (ta osoba wrażliwa to mężczyzna, a więc symbolicznie mój własny aspekt męski, działanie, pokazywanie się światu), o tym, że przez lata wstydziłam się tego kim jestem z natury, więc cenzurowałam i ograniczałam moje spontaniczne wyrażanie uczuć oraz o tym, że toksyczny wstyd (reprezentowany w śnie przez osobę z rodziny) nie ma już nade mną władzy.
Prawda naprawdę nas wyzwala. Prawda udrażnia miłość. Gdy przyznajemy się przed sobą i przed światem kim tak naprawdę jesteśmy to jesteśmy wolni.
Uff! Praca została wykonana. Odblokowałam i te „negatywne” emocje i odblokowałam te „pozytywne”. Teraz przyszedł czas cieszyć się owocami i wyciskać z nich pyszne soki, które będą potrzebne na zimę, na czas, gdy podświadomość znowu zaprosi w głąb siebie, do korzeni, tam gdzie jest jeszcze zimno i chłodno, gdzie Miłość jeszcze nie płynie. Tam je zaniosę i nakarmię latem, słońcem, ciepłem, dobrem. Mam spory ich zapas i wsparcie dębów, które przyjęły mnie pod swoją koronę. Pisząc to mam łzy w oczach… Nigdy wcześniej nie czułam się tak zaopiekowana przez Życie.
Pozdrawiam Was bardzo ciepło zza mojego magicznego biurka