„Gdy się uzdrowię to już nigdy….”

MRZONKA-MROŻONKA – odcinek 7
Gdy się uzdrowię to już nigdy….”
– nie będę mieć dołów
– nic mnie nie będzie ruszało
– nie trafię już na tzw. toksyczne osoby
– nie zachowam się jak dziecko
– nie popełnię błędu

Dlaczego to są mrzonki-mrożonki? Bo są niemożliwe do zrealizowania i zamrażają nas w ogromnej presji wobec samych siebie. Stawiamy sobie nimi bardzo wysokie oczekiwania i nie pozostawiamy sobie żadnego marginesu na potknięcie, gorszy moment, słabość, zmęczenie czy przestrzeń do nauki, refleksji, wyboru. Zamrażają nas w determinacji dojścia do idealnego poziomu, który nie istnieje.  

— Gdy się uzdrowię to już nigdy nie będę mieć dołów —

To jest zrozumiałe, że nie lubimy dołów, to jest zrozumiałe, że chcemy ich unikać. Szczególnie, gdy mamy na swoim koncie doświadczanie ich… w samotności, w niezrozumieniu, w braku wsparcia. I tego tak naprawdę się boimy, tego, że znowu będziemy sami, tego, że będziemy mieli poczucie jakbyśmy byli sami jak ten palec. Boimy się tego, co już się wydarzyło. Boimy się tego, że to się TAK SAMO odbędzie, że będziemy TEGO SAMEGO doświadczać, TO SAMO czuć. A co jeśli nie musi to być tak samo?

Uzdrowienie nie likwiduje dołów raz na zawsze, nie daje gwarancji, że już nigdy się nie wydarzą, ale daje nam coś innego i bardzo ważnego – daje nam zasoby, których wcześniej nie mieliśmy, podejście do samych siebie, które wcześniej nie było dla nas dostępne, opcje i wsparcie, których wtedy nie było. Daje nam możliwość świadomego i czułego potraktowania samych siebie w kryzysie, zaopiekowania się częściami siebie, które reaktywują się, które pokazują się nam właśnie poprzez doły. A są takie części nas, które mogą zwrócić naszą uwagę tylko w ten sposób. Pytanie jest czy je usłyszymy i czy się nimi zaopiekujemy. Czy sięgniemy po wsparcie, pomoc, której wtedy nie było, ale która jest teraz. 

— Gdy się porządnie uzdrowię to nic mnie nie będzie ruszało —

Podróż przez życie to ciągła ewolucja, to ciągłe poznawanie siebie bardziej i głębiej. To właśnie poprzez to, że coś nas rusza, porusza, pobudza, wzbudza, mamy kontakt z tym, co jest w nas żywe i w ciągłej wymianie informacji i odczuć z otoczeniem, z okolicznościami. Nie rusza się trup. Jeśli więc nie chcemy być martwi, to prędzej czy później przyjdzie nam zaakceptować fakt, że rzeczy, sprawy, osoby, będą nas ruszały. Pytanie jest co my z tym zrobimy? Czy będziemy udawać, że nic się nie dzieje, czy machniemy ręką, czy zamiast tego zaciekawimy się swoją reakcją, swoim triggerem (wyzwalaczem emocjonalnym), swoim pobudzeniem. Czy damy mu się poprowadzić w głąb siebie? Czy posłuchamy o czym do nas mówi? Innymi słowy – czy zrobimy świadomie przestrzeń na wewnętrzny dialog?

I tak, pewne rzeczy przestaną Cię ruszać. Pewne rzeczy przestaną Cię triggerować. A inne zaczną 😊 To co się zmieni to Twój stosunek do wyzwalaczy. Uzdrowienie wnosi bowiem świadomość, że bodziec jest tylko i wyłącznie posłańcem. Jest łącznikiem pomiędzy tym, co nieświadome a świadomością. Jest drogowskazem do nieuświadomionych potrzeb, do negatywnych przekonań, w które uwierzyliśmy, do schowanych głęboko pragnień. Jest wyzwalaczem, bo nas WYZWALA z ograniczeń, kłamstw, bólu, krzywdy.

— Gdy się uzdrowię nie trafię już na tzw. osoby toksyczne —

Trafisz, ale je rozpoznasz 😊 Podpowiedzą Tobie symptomy psychiczne (np. skołowanie), reakcje Twojego ciała (np. spięcie brzucha), Twoje samopoczucie (np. spadek energii). A dzięki temu będziesz wiedzieć z kim masz do czynienia i co w związku z tym robić lub nie robić. Świadomie dokonasz wyboru, ponieważ zależy on od Ciebie, a nie od drugiej strony. To jest podobnie jak z jedzeniem. Nie znikną z tego świata potrawy czy rodzaj pożywienia, które Tobie nie służą, będziesz na nie trafiać, ale za każdym razem masz wybór, czy to zjesz czy nie. Ty decydujesz. O to chodzi. O doświadczenie się w tym, że Życie stawia przede mną „bufet”, a ja wybieram.

Pod tą mrzonką jest nie tyle pragnienie, by już nigdy więcej nie trafić na taką osobę, lecz to, by się nie dać jej urobić, porwać, zmanipulować. Ale uzdrawiając siebie masz na to wpływ, uzdrowienie właśnie to Tobie daje – rozpoznanie i działanie z nim zgodne. Takie „napotkania” możesz wręcz potraktować jak pewnego rodzaju ćwiczenia, by utrzymać się „w formie” 😊 I właśnie – „napotkania”, a nie uwikłania. 

— Gdy się uzdrowię to już nigdy nie zachowam się jak dziecko —

Od jak wielu z nas jako dzieci oczekiwano tego, byśmy byli grzecznym, usłuchanym, wzorowym, przykładnym dzieckiem? Jak wielu z nas doświadczało zawstydzania, potępiania, osądu, gdy zachowaliśmy się niepoprawnie, niewłaściwie, nie tak jak wypada? Nie wspominając o całej gamie emocji, na które nie było przestrzeni. Nic dziwnego, że wywieramy potem na sobie samych presję bycia „grzecznym dorosłym”. Takim dorosłym, który już ZAWSZE będzie zachowywał się w idealny sposób, który już NIGDY nie da się wytrącić z równowagi, którego nic nie porwie, który zawsze będzie wiedział co i jak powiedzieć, zachować się.

Absolutnie nie zachęcam tutaj do emocjonalnej rozwiązłości. Oczywistym jest, że dorosły to ten, który jest odpowiedzialny za swoje emocje, za ich regulację, za swoje zachowanie i czyny. Ale oczekiwanie, że uzdrowienie spowoduje, że już nigdy więcej w życiu nie zachowamy się jak dziecko jest po prostu mrzonką. Życie ma swoje dobre i złe dni, łatwe i trudne momenty, i czasem jest tak, że coś nas zaskoczy, że jesteśmy niewyspani, że działamy pod presją czasu, że mamy dużo na głowie, że zbiegnie się ileś spraw i… ciśnienie puści. Jaka/jaki wtedy dla siebie i dla innych będę? Udam, że nic się nie stało? Zwalę na kogoś innego? Wejdę w samo-potępienie? Czy po prostu wezmę to na klatę? Uznam, że to nie koniec świata, że to nie przekreśla tych wszystkich razów, kiedy pozostałam/em w wewnętrznej równowadze. Przeproszę. Naprawię.

Bo życie nie jest idealne. I my też nie musimy być. Chodzi o to, czy w sytuacji, gdy zachowamy się jak dziecko, „posprzątamy” po tym jak dobry, kochający dorosły.   

— Gdy się uzdrowię to już nigdy nie popełnię błędu —

Z tymi błędami to jest potwornie namieszane. Od wczesnego dzieciństwa jesteśmy nimi straszeni, dostajemy za nie kary, jesteśmy zawstydzani, wyszydzani. To nas może poważnie blokować przed robieniem rzeczy, które wiemy, że nie od razu wyjdą nam dobrze, poprawnie. A przecież każda nowa rzecz ma w sobie to ryzyko.

Pod popełnianie błędów są więc podpięte nieprzyjemne odczucia, emocje, trudne czy bolesne wspomnienia. I przed tym chcemy się ochronić licząc na to, że gdy się uzdrowimy to już żadnego błędu nie popełnimy.

Ale każdy błąd jest okazją do nauki, dlatego jest i będzie częścią naszego życia. Każdy błąd jest okazją do refleksji. Każdy błąd ma w sobie potencjał udoskonalania.

Zakaz popełniania błędów, w którym tak wielu z nas wyrosło i który jako dorośli wobec siebie powtarzamy, jest jednocześnie zakazem doświadczania życia, badania, eksperymentowania, sprawdzania, odkrywania. Jest zakazem uniemożliwiającym wyciąganie wniosków, swoich własnych, które stają się naszą wewnętrzną skarbnicą życiowej mądrości.

Dlatego to nie chodzi o to, by nie popełniać błędów, lecz o to, by na nich wzrastać, by z nich się uczyć. Uzdrowienie nie gwarantuje tego, że już nigdy w życiu ich nie popełnimy, lecz daje nam przestrzeń na podejście do nich w sposób niepotępiający lecz uczący, uświadamiający.

Akceptacja tego, że błędy są częścią naszego dojrzewania jako człowiek rozmraża nas od środka i pozwala być dziełem w trakcie tworzenia. 
Błąd nie mówi „Jesteś głupia”, „Nigdy się tego nie nauczysz”, „Ale z ciebie palant”.
Błąd mówi „Spróbuj jeszcze raz, to nie jest jeszcze ostateczna wersja”. 

❤️

—————

foto: www.pixabay.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

piętnaście − trzynaście =