Rodziców doskonałych nie ma i nie będzie. Każdy rodzic gdzieś po drodze popełnia błędy. Jedni większe, drudzy mniejsze. Tego nie unikniemy. Fajnie, gdy rodzic potrafi się zatrzymać i zreflektować, wysłuchać, przyjąć informację zwrotną, skorygować swoje zachowanie, okazać skruchę czy przeprosić za krzywdę, którą z różnych powodów wyrządził.
Ale co zrobić, gdy mimo, iż jesteśmy dorośli, rodzic nadal traktuje nas jak swoją własność, gdy nadal rani i kompletnie nie bierze za to odpowiedzialności, ba wręcz nie widzi w swoim zachowaniu nic krzywdzącego. Gdy nadal manipuluje, straszy, wkręca poczucie winy, źle życzy, znęca się psychicznie, poniża, kontroluje, wtrąca się do naszego życia, chce o nim decydować, obsmarowywuje przed rodziną, wymaga 100% szacunku, samemu go nie okazując. A gdy próbujesz wyjść z tego uwikłania wpada w szał i obrzuca cię obelgami albo strzela focha albo straszy, że przez ciebie umrze…
Jedyny sposób na to, to porządne odbudowanie się od środka i postawienie granic, w przeciwnym razie taki rodzic cię zmiażdży, zatruje ci życie, będzie ci w nie włazić swoimi buciorami, nastawi innych przeciwko tobie, włącznie z twoimi własnymi dziećmi, bedziesz chodzić u niego na sznureczku.
Jeśli rodzic nie ma w sobie za grosz gotowości, by w ogóle spojrzeć na siebie i zauważyć że, to co robi jest przykre i degradujące, gdy domaga się bezwarunkowego szacunku i dozgonnej wdzięczności i adoracji, całkowicie negując i ignorując twoje odczucia i to jak ty się czujesz w tej relacji, to jedyne co pozostaje to właśnie postawić granice, czasem wręcz ograniczając kontakt do zera. Nie po to, żeby rodzica ukarać czy się na nim mścić, lecz po to, by zadbać o swoją zdrową przestrzeń do życia.
Bedziesz też potrzebować wsparcia w procesie stawiania granic rodzicowi (małżonka, przyjaciela, terapeuty czy grupy wsparcia), zwłaszcza jeśli twój rodzic jest narcystą, bo gdy zaczniesz wypowiadać mu posłuszeństwo odbierze to jako obrazę majestatu i wpadnie w tzw. narcystyczny szał i zrobi tzw. narcystyczną kampanię wśród rodziny i znajomych przeciwko tobie.
Gdy jesteśmy dorośli, to już nie są czasy, gdy musisz nadal znosić upokorzenia rodzica. Tłumaczenie sobie „znoszenia” rodzica tekstami w rodzaju: bo nie ma innego wyjścia, bo tak wszyscy robią, bo tak wypada, bo rodzicom się należy, jest naiwnym i krzywdzącym podejściem i prowadzi do coraz większej wewnętrznej frustracji, żalu i goryczy, które prędzej czy później przelejesz na kogoś innego (małżonka czy dziecko). Pamiętam nadal jak wiele razy zmuszałam się do rozmów i spotkań z moją mamą („bo to przecież moja mama, jak mam z nią nie rozmawiać?”), a po rozmowie czy spotkaniu darłam się „nie wiedzieć czemu” na moje dzieci. Pamiętam to napięcie w ciele, zaciśnięte pięści i odruch wymiotny. Wtedy jeszcze nie umiałam rozpoznać ukrytego szantażu emocjonalnego. Ale moje ciało rozpoznawało go bezbłędnie…
Gdy byliśmy mali, to rodzice decydowali całkowicie o formie naszej wzajemnej relacji. Tak się do tego przyzwyczailiśmy, tak to w nas wrosło, że do głowy nam nie przyjdzie, że jako dorośli mamy prawo wpływu i decydowania o kształcie tej relacji. Przypomina mi to trening słonia, który stosują jego właściciele. Gdy słoń jest mały przywiązuje się go do małego, wbitego w ziemię palika. Słonik nie może się od niego uwolnić. I z czasem, mimo że staje się wielkim słoniem, który wielkie bale bez problemu trąbą podnosi, nadal gdy jest przywiązany do małego palika trwa przy nim, nie wiedząc, że mógłby go wyrwać jednym lekkim ruchem.
Nasze życie jest pełne takich sytuacji. Coś zostało wyuczone i nawet nie przyjdzie nam do głowy to zakwestionować. Gdy osoba dorosła wyrządza drugiej osobie dorosłej krzywdę, to nikogo to nie dziwi, że osoba poszkodowana domaga się przeprosin czy zadośćuczynienia. Ale gdy chodzi o relację rodzice – dorosłe dziecko, wielu rodziców swoim dorosłym dzieciom tego odmawia, traktując ich nadal jak swoją własność czy podwładnych. Ale to, że rodzice nie biorą odpowiedzialności za swoje czyny i zachowują się tak, jakby im było wszystko wolno TO NIE ZNACZY, że nam dorosłym dzieciom nie wolno się dopominać szacunku i równego traktowania, TO NIE ZNACZY, że mamy się godzić na krzywdzące zachowania rodziców. I to nie rodzic decyduje o tym czy coś jest krzywdzące, lecz dziecko, które w danej sytuacji czuje się poszkodowane.
Ciagle słyszę na sesjach z klientami „nie mam ochoty jeździć do rodziców”, albo „gdyby nie więzy krwi to w ogóle bym się z mamą/tatą nie spotykała”. To się nie bierze z niczego. To nie jest jakieś widzi-mi-się dorosłego dziecka czy totalny brak wdzięczności z jego strony. Niestety bardzo często rodzic nie chce przyjrzeć się temu dlaczego dziecko czuje się źle w jego obecności, wychodzi z założenia, że to z dzieckiem jest coś nie tak, bo przecież to dziecko powinno być wdzięczne za to WSZYSTKO co się dla niego zrobiło. Ponadto absolutnie temu dziecku, pod żadnym pozorem nie wolno wracać do przeszłości. Ma o niej zapomnieć raz na zawsze. Broń boże wyciągać jakieś niewygodne wspomnienia. Ma być wdzięczne, usłuchane, podporządkowane, uśmiechać się na imprezach rodzinnych i czcić rodziców. Taka zabawa w wielką ułudę. A niech tylko spróbuje ją popsuć, otworzyć usta i wytknąć coś rodzicowi, czeka go wtedy gniew, szał, wyzwiska, pogróżki i wykluczenie.
Według mnie to bardzo aroganckie wymagać od dziecka dyspozycyjnosci, uległości i adoracji. I smutne to jest, że w dzisiejszych czasach, mimo wielu zmian, jest nadal mnóstwo rodziców, którzy stosują jawną bądź ukrytą dyktaturę zamiast dialogu. Jak to jeden z moich klientów ujął „całe życie myślałem, że to tylko ojciec był tyranem, a teraz, gdy stawiam granice, wyszło na jaw jakim ukrytym tyranem jest moja mama”.
Często słyszę „z moją mamą nie da się rozmawiać”, „moi rodzice wszystkiego się wypierają”, „oni mówią, że tak nie było, że przesadzam”, że „mam zapomnieć” itp. To boli, gdy rodzic wypiera, gdy neguje, naiwnie myśląc, że zapomnimy i nie będziemy do tego wracać. Gdyby tylko ci rodzice wiedzieli jak wiele mogliby zyskać tym, że szczerze porozmawialiby ze swoimi dziećmi, gdyby zamiast wybielać się, okazali skruchę za te raniące rzeczy, gdyby zeszli z piedestału, by się z nami prawdziwie spotkać…
Mam to szczęście doświadczać tego od mojego taty. Gdy zapytałam o pewne kwestie mojego dzieciństwa, nie udawał, że nic złego nie miało miejsca, wręcz poczułam wtedy, że żałuje, że pewne rzeczy się wydarzyły. Nie usłyszałam od niego, że wymyślam, że tak nie powiedział/nie zrobił. Potrafił też wiele razy przeprosić mnie za swoje zachowanie. To zbliża, bardzo. Bo mimo krzywd (których nigdy nie unikniemy!), ma się poczucie, że temu rodzicowi zależy na wzajemnej relacji. Rodzic nie ma być bez skazy, ma być prawdziwy i potrafić przyznać się do błędu. Kiedyś w rozmowie nasz syn powiedział do męża, który żałował, że się czasem potyka w relacji z nim, „tato ja nie chcę, żebyś był idealny, bo wtedy mi też nie będzie wolno popełniać błędów'”.
Dzieci potrzebują uznania swoich uczuć, potwierdzenia, że to co czują ma prawo być. Bardzo destrukcyjnie na psychikę dziecka wpływa wypieranie się przez rodzica. Dziecko wtedy się gubi i zaczyna wątpić w swoje zdrowe zmysły – „No to co to jest co ja czuję?”, „Wymyślam to sobie?”, „Co jest ze mną nie tak skoro oni mówią, że nic się nie stało?” A gdy do tego dochodzi obarczanie winą dziecka („Jesteś nienormalna, jak ty się zachowujesz?”, „Jesteś okropna, jak śmiesz tak mówić do matki?”, „Ja przez ciebie zejdę na zawał”) to dziecko zostaje zainfekowane toksycznym wstydem, który staje się częścią tożsamości.
Rodzic, który nie bierze żadnej odpowiedzialności za własne zachowanie zamyka drogę do zdrowej autentycznej relacji ze swoim dzieckiem. Tam nie ma i nie będzie kontaktu.
Dziecko nie jest własnością rodzica. Niestety jeszcze w wielu domach rozgrywa się dramat za zamkniętymi drzwiami. Dlatego postanowiłam przerwać milczenie, by jak najwięcej osób uświadomić, po to, by mogły wyjść z bolesnego uwikłania i zacząć żyć swoim życiem, tak jak ja to zrobiłam. Obrywam za to, ale już się nie cofnę. Każdy atak w moją stronę staje się nawozem dla mojego wzrostu. Paradoksalnie, to co kiedyś wywoływało we mnie przerażenie, paraliżujący lęk i ogromne poczucie winy teraz, gdy się pojawia, wzmacnia jeszcze bardziej mój niezniszczalny wewnętrzny rdzeń. To jest siła, która płynie z uzdrowionych ran.
Odwagi Kochani!
Dziękuję za ten tekst. W wieku 30 lat dopiero zrozumiałam w jak bardzo toksycznej relacji żyłam ze swoją mamą, która wychowywała mnie sama. Uświadomiono mi, że pochodzę z przemocowej relacji – fizycznej, psychicznej, finansowej, emocjonalnej. Od dziecka wpajano mi się mamy tylko siebie, że mama jest tylko jedna, że zawsze muszę o niej pamiętać i dbać, być uległa i grzeczna, robic to co mi każe, na wszystko się zgadzać, nie robić nic tak jak ja chce tylko tak jak ona lub rodzina chce, nie pyskować i wykonywać wszystkie polecenia a raczej rozkazy, że co ja tam wiem o życiu, co mam do powiedzenia. To ja mam przepraszać za jej napady agresji słownej, psychicznej i fizycznej, ani razu nie usłyszałam szczerego przepraszam. Zostałam zwyzywana od kur.w a jak przestałam sie odzywać na miesiąc to ja musiałam zadzwonić i przeprosić. Zawsze byłam niewystarczająca, wszystko robiłam źle. Posprzątałam 30 minut przed jej przyjściem do domu z pracy? – źle bo w jej głowie powinnam posprzątać rano a nie na ostatnią chwilę, mimo że jak doszła do domu to było czysto. Bojąca się powiedzieć prawdę bo przez chwilę było ok a potem jest mi wszystko wypominane, że jestem złą córką mimo, że nie sprawiałam żadnych kłopotów wychowawczych i przynosiłam dobre oceny do domu. Byłam szantażowana finansowo, emocjonalnie – obarczana winą za jej choroby, że będzie mi łatwiej jak umrze i wtedy będę szczęśliwa, że jak mnie nie obchodzi co u niej, to ona nie ma po co żyć, lepiej żeby zdechła. Braku wsparcia – kiedy poniosłam jakąś porażkę to słyszałam „no tak coś czułam, ale nie chciałam nic mówić”, jak próbowałam coś nowego typu wyższa pozycja w pracy to nie otrzymałam słów wsparcia, że dam sobie radę tylko pytanie” czy se poradzisz?”. Wpędzana w poczucie winy, braku zaufania bo przyłapałam ją na grzebaniu w mojej prywatnej korespondencji i pamiętniku który pisalam jako nastolatka ale jej potrzeba poczucia kontroli nade mną była silniejsza. Bo wszystko musiało być pod jej kontrolą a jej utrata doprowadzała ją do szału i zazdrości, że poświęcam czas innym a nie jej. Przyjaciółki, pierwszy chłopak, znajomi.. a to tylko ułamek doświadczeń. Pisanie do moich znajomych i wypytywanie o mnie, inny znajomi się jej bali. Rodzina o jej atakach agresji wiedziała ale ignorowała, bo „macie tylko siebie” i muszę przeprosić, łatwiej im było rozłączyć się i udawać że jest ok a ja żyłam w tym dalej, nawet jak jako dziecko chciałam uciekać z domu bo nie byłam w stanie już tego wytrzymać, chciałam się wyprowadzić do rodziny, wszyscy to zbagatelizowali. W wieku już dorosłym mówiono mi co mam robić ze swoimi pieniędzmi i jak mam spędzać mój urlop, dlatego przestałam mówić że gdzieś wyjeżdżam – bo jest mi to później wypominane. W czasie rozmów muszę uważać co mówię i ważyć słowa żeby jej nie triggerować do awantury i pretensji. W wieku 30 lat odważyłam się sama kupić bilet na pociąg i pojechać na Boze Narodzenie wtedy kiedy ja chce a nie ona co spotkało się z awanturą i obrazą, że wymyślam i cyrk robię, a mi tak było po prostu wygodniej. Czuję, że mentalnie jestem niedojrzała przez to, że tyle lat byłam kontrolowana. Nie mam więzi ze swoją mamą, nie tęsknie za nią i jest mi cholernie wstyd się do tego przyznać. Jest mi przykro, że tyle w życiu przez to straciłam. .. A teraz ona ciężko choruje a ja nie mogę się zmusić żeby ją odwiedzić lub zadzwonić i sama się wpędzam w spiralę poczucia winy.
Współczuję Tobie… ❤️
Darlaś się na własne dzieci, nie zastanawiając się, jak to na nie wpływa. Jesteś niedojrzała i narcystyczna, masz słabą kontrolę nad emocjami. Biedne twoje dzieci
Nie, darłam się i nie umiałam przestać. Czułam się okropnie, bo wiedziałam, że to je rani, a jednocześnie nie umiałam nad tym zapanować. Czułam się jak potwór. Dopiero odzyskanie wewnętrznego dziecka to zmieniło. Moje dzieci są dzięki temu bezpieczne.
Jesteś rocznikiem, który nie zrozumie, co to przemoc. Twój sposób pisania jest narcystyczny
Są różne doświadczenia, są różne pokolenia i są różne rodzaje przemocy. Czasem boli tak bardzo i jest to tak nie rozumiane, tak nie uznane, że może przeszkadzać to, iż ktoś inny pochyla się nad swoim bólem. Ale ból to ból. On nie podlega klasyfikacji ani rankingom. Wymaga objęcia i ukojenia.
❤️
Dziękuję za ten wpis. Najchętniej wyslalabym link moim rodzicom, nie zrobię tego bo wiem ze nic to nie zmieni w ich myśleniu. Otworzyłam się przed nimi, szczerze powiedziałam co czuje, jak bardzo mam ich momentami dość, zaznaczyłam ze nie chce żeby tak było, ze chce mieć z nimi relacje pozytywna, chce czuć ze im na mnie zależy, a nie ze maja tylko oczekiwania. Opisałam jak wpędzają mnie w poczucie winy, obowiązku ponad moje możliwości. Efekt? Praktycznie nie mamy ze sobą kontaktu, a każde sporadyczne spotkanie kończy się tym, ze wszystko było dobrze, ale ja zaczęłam wymyślać i wszystko zniszczyłam. Zero refleksji ich bol jest większy niż mój. Obecnie są na etapie ze oni się boja ze mną rozmawiać, a w związku z tym nie przechodzi im przez gardło proste: co u ciebie? Co u was? Jak w pracy? Potrafia mi powiedzieć, ze byli dobrymi rodzicami. Ja matka siedmiolatki nie mam takiej odwagi ze by twierdzić ze jestem dobra matka, widzę swoje błędy i wiem ze w przyszłości będę musiała za nie swoją córkę przeprosić. Ale przeproszę ją, przytulę i będę liczyć na wybaczenie i możliwość uczestniczenia w jej życiu jako dorosłej kobiety. Gdyby nie psychoterapia dalej byłabym sługa swoich rodziców, żyła w poczuciu winy, obowiązku i spotkania z nimi odreagowywala na ludziach których kocham i którzy kochają mnie. Rodzice dorosłych dzieci proszę słuchajcie swoich dzieci i po prostu nie negujecie tego co mówią nie rzadko to wystarczy abyście mogli być w życiu swoich dzieci.
Bardzo Cię rozumiem i przytulam ❤️
Mam identyczną sytuację. Prosiłam, przepraszałem, błagałam o zrozumienie…..i nic. Teraz nie rozmawiamy już od roku. To tak strasznie boli….
ja też czytając tekst mam wrażenie jakby to było o mnie.
Ja ,prawie 30 lat mieszkam z mamą całe życie moje jest uzależnione od jej humorów. A że ciągle są złe i zmieniające się w ciągu dnia z rozmowy normalnej potrafi być afera o byle co.
myślę że jest ona narcyzem nie da sobie nic powiedzieć i ma wysokie mniemanie o sobie.
często podczas kłótni jestem wyzywana od ku***ska wieprza świni. Mimo że to ona ciągle kłamie oszukuje wyzywa mnie od klamczuchy. Jest sytuacja że powiem jej że coś mnie boli to mi powie idź do lekarza. ona mówi że coś ja boli , ja jej odpowiadam że nie wiem jak mam jej pomóc to zaczyna płakać i mówić że ale jej pomogłam. Płacze na wszystko ciągle się rozczula nad sobą bo ja biedne rączki bolą i płacze. Jestem na każde jej zawołanie a ona potrafi powiedzieć że na nikogo nie może liczyć. Jestem już tak psychicznie zmęczona ta sytuacja że nie mogę sobie poradzić sama ze sobą.Ciagke mnie kontroluje o wszystko się mnie pyta. Jak się zapytam czemu pytasz odpowiada ku** ciebie to już się zapytać nie wolno. wymyślą zmyślą i wszystko przeciąga na swoją stronę
Bardzo dobry tekst. Powinno ich być więcej. Szkoda że tak mało się mówi o być po prostu kochającym rodzicem
Moja matka to tyran i potwór, ale aby to zrozumieć potrzebowałam 41 lat zycia… A Lo kretnie córek wkraczających w doroslosc. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak zachowywała się moja matka. Pojąć tego nie mogę.
Teraz po latach widzę co robiła i co nieświadomie robiłam ja. Teraz zanim wobec córek zareaguje 10 razy myślę…. Czego NIE ZROBIŁABY MOJA MATKA. I wtedy wiem że robię dobrze.
Teraz po latach widzę że moja matka to dlobczina egoistka, kobieta wyrachowana i tak chciwa, że sprzedała zdrowie własnej córki byleby zaoszczędzić. Kobieta bez empatii i grosza zrozumienia. Mogłabym pisać godzinami. O tym jak remontowaliśmy z mężem mieszkanie po ślubie… Jej mieszkanie, za nasze pieniądze. A gdy tylko dlovczylismt remont… Moja matka się do nas wprowadziła stwierdzając z uśmiechem, że to jej dom i wszystko się w nim znajduje jest jej (wyposażyliśmy go w całości w okna drzwi bramy garażowe meble kuchenne agd i pozostałe meble). I pościła nas z torbami.
Kobieta która kradła mi z lodówki jedzenie i dzwoni do mnie, że jej resztki zostały z lodówki to mam przyjechać i zjeść bo zostalo i szkoda wyrzucić.
Chorowałam w młodości. Dziś nie mogę mieć dzieci. Gdyby moja matka mnie leczyła może byłoby inaczej. Nie leczyła. Żal było pieniędzy na prywatna wizytę a gdy poprodilam o pomoc finansową i pożyczkę w wys 1500 zł na wizytę w klinice niepłodności oświadczyła mi że nie ma takich pieniędzy mam się nie wygłupiać i nie każdy musi mieć w życiu dzieci. Gdy w wieku 36 lat poronilam usłyszałam że jestem głupia bo na starość mi się zachciało downy rodzic.
Od ludzi słyszę że podobno znęcam się nad nią, kradnę oszukuje usiłuje zabrać jej majatek i w ogóle jestem nieudanym dzieckiem. Szok. Podobno nigdy nie czuła ciepła domu rodzinnego… Dziwne bo pierwsze słyszę aby stwarzały go dzieci.
Na imieniny zaprasza wszystkich znajomych z dziećmi a nas nie, po czym opowiada im, że ZNOWU NIE PRZYJECHALI TAKIE MAM DZIECI
Mamz nią kontakt bo muszę. Kilka razy do roku. Święta… Dzień matki. 1 listopad na grobie ojca.
To i tak za dużo.
Współczuję Ania… ❤️
A tak naprawde to ty nic nie musisz. Dlaczego kontaktujesz sie z nia w Dzien Matko? Matka ktora tak rani nie zasluguje na to. Dzien zmarlych, w ten dzien nie musisz sie z nia spotykac. Mozesz wybrac inna godzine lub nawet i dzien. Tak robie ja, jest mi z tym dobrze. Bardzo dluga droga to byla, dlaczego mam miec do kogos szacunek kto mna pomiata!?
Co to znaczy ze musiesz miec z nia kontakt? I dlaczego chcialas pożyczyć od niej pieniądze, wiedząc jaka jest?
Ja z moimi rodzicami zerwałam kontak. Totalni despoci ktorzy kazdy swoj najgłupszy pomysł przerzucają na dzieci. Moja młodsza siostra też nie utrzymuje z nimi kontaktu. Ostatnio dowiedziałam się że jestem zakałą rodziny i nasłuchałam się strasznie by w końcu zostać zaszantazowana że muszę robić tak jak oni chcą. Od tego czasu nie mam kontaktu zmieniłam numer nawet raz próbowałam się pogodzić z nimi ale wyszło tak że zdałam sobię sprawę że to beznadziejne przypadki i ciągle będę kończyć w takich patologicznych szantażach i obrażaniu mnie. Za kilka lat pewnie soobie przypomną że żyję bo w końcu emeryci to zaczną chorować to sobie przypomną że żyję.
Ewo, współczuję Tobie ❤️❤️❤️
współczuję. U mnie to samo się zanosi
ja od paru miesięcy nie rozmawiam z matka ani siostra. usłyszałam stojąc na schodach jak matka obgadywala mnie bezczelnie i bezpodstawnie. powiedziała że jestem najgorsza z rodziny mojego meza- cóż, zapomniała chyba że nosiłam jej nazwisko. po tym co mówiło to wyglądało jakbym z mężem nie wiadomo jaka patologia była.
wpadłam do nich i nakrzyczalam. i nie było zdziwienia że potem próbowały się wybielic że nic nie mówiły,nic się nie stało, że zmyślam.
wykrzyczałam matce że jak jestem taka zła to ma mi to powiedzieć wprost, nie umiała rozmawiać, mówiąc tylko ze nie wie skąd mi się to wzięło bo nic nie mówiła.
nie rozmawiamy. nie chcę jej znać, wiecznie jej coś nie pasowało, ciągle wszystko źle, a to przelało wszystko…. jedynie co to moja córka na tym cierpi. to ze że mną nie rozmawia to mogłaby zabrać córkę od czasu do czasu do siebie,ale nie przyjdzie po nią aby zabrac na spacer. jest zawistnym i toksycznym człowiekiem, a od takich ludzi trzeba jak najdalej nawet jeśli to bliska rodzina.
Bardzo Tobie współczuję… ❤️
Bardzo fajny artykuł.
Mam jednak jedna uwagę-ataki narcyzów nigdy nie są nawozem dla wzrostu i wzmocnieniem wewnętrznego rdzenia ,,,,taka rolę pełni zmiana mentalna,przepracowane rany,wiedzą o narcyźmie i idąca za tym siła i możliwość odcięcia się i w ten sposób przynajmniej częściowe uodpornienie się.
Jednak wszelkie ataki ze strony narcystycznych ludzi,w tym przede wszystkim rodziców,nigdy nie wpływa na nas dobrze,wręcz przeciwnie,dlatego należy jak najbardziej unikać kontaktów z nimi. Wciąż odnawiane rany przez nich nigdy się całkiem nie zagoją i toksyczne kontakty osłabiają psychicznie.
Dokładnie tak, siła i mocny rdzeń są wynikiem uzdrowienia ran, wtedy atak nie powala, lecz umacniamy się w sobie jeszcze bardziej, jeśli się pojawia. Stawianie granic, w tym ograniczenie kontaktu z osobą zachowującą się bardzo toksycznie, jest niezbędne do tego, by się odbudować i zdrowo żyć.
Studiuje pielęgniarstwo w Danii i spotykam na praktykach w szpitalu bądź w domach starości takie starsze osoby, które nie pomyślały ze dzieci kiedyś dorosną i wystawia im rachunek za krzywdy doznane w dzieciństwie. Zuwazylam, ze kochający czuli rodzice nie są pozostawieni na starość sami sobie. Dzieci opłacają im prywatne domy starców ( mieszkanie ze starzejącymi się rodzicami nie jest tu praktykowane ) Dbają o komfort fizyczny i psychiczny rodziców poprzez opłacanie różnych dodatkowych usług ( np fryzjera dla mamy raz w miesiącu, częstsza zmiane pościeli, lepszej jakości pampersy itd). Zazwyczaj te samotne staruszki narzekające na niewdzięczne dzieci to osoby skupione na sobie, pozbawione empati i miłości do innych. Nie oceniam ludzi, kiedy nie chcą odwiedzać swoich starych rodziców , bo usłyszałam zbyt wiele historii tych ludzi skrzywdzonych przez rodziców,ktorzy w koncu chcą mieć swiety spokój i czas dla siebie i własnej rodziny a nie matki dewotki albo sadystki. Dorosłe dzieci stanowczo za długo tolerują złe i okrutne zachowania rodziców i innych członków rodziny i dają zbyt wiele szans… Czasami trzeba po prostu zamknac ten rozdział w swoim życiu, przeżyć psychiczna żałobę po doznanym rozczarowaniu i iść przed siebie, by cieszyć się moim życiem .
Mona, bardzo Ci dziękuję za Twój komentarz. To jest tak niezwykle ważne co napisałaś. Dokładnie tak jest, czuli, kochający rodzice mają dzieci, które chcą się nimi zaopiekować na starość. Nie ma skutku bez przyczyny! Dziękuję Ci bardzo za podzielenie się swoimi obserwacjami ❤
Dobrze napisane.
Katarzyna ❤️
dziekuje ❤️
Proszę bardzo Sylwia ❤️
Nie zaprzeczam, że rodzic/rodzice źle traktują swoje dzieci, nie dbają o Ich codzienne potrzeby, o rozwój, zwracają się bez szacunku, stosują dotkliwe kary…
Och, dużo by wymieniać…
Ja osobiście tego nie doświadczyłam, a przynajmniej tak uważam. Zawsze uważałam,
że moje dzieciństwo było dobre, bo przede wszystkim bezpieczne, choć były określone zasady do których miałam się stosować. Z tym stosowaniem się bywało różnie, dlatego
czasem były i kary. No, na przykład, że nie mogę chodzić nigdzie poza szkolnymi zajęciami(przez jakiś czas), „zawieszenie” kieszonkowego.. lub brak dostępu do telefonu (tak, wtedy nie było możliwości nieograniczonych kontaktów o każdej porze)
Przyjmowałam to z godnością, bo Tato tłumaczył mi, że jeśli chcę być poważnie traktowana, to powinnam nauczyć się ponoszenia konsekwencji swoich wyborów.
I to miało sens.
Oczywiście, nauczyłam się „obchodzić” te zakazy – np. zapisywałam się na niezliczoną ilość różnych zajęć i aktywności , po to, żeby w razie szlabanu mieć jednak możliwość kontaktu z kolegami, a nie musieć „się prosić” o skrócenie kary (to uważałam za dziecinne).
Rodzice zmarli, kiedy miałam 24 i 25 lat.
Ja mam dzisiaj 64 urodziny i te moje pierwsze ćwierć wieku uważam, za najlepsze, mimo tych zasad, uwag, czasem krytyki lub kar.
Kilka lat temu, podczas grupowej terapii, usłyszałam od kilku innych uczestników sesji, że byłam w dzieciństwie blokowana intelektualnie, że rodzice stosowali wobec mnie przemoc…, byłam krzywdzona, bo więcej uwagi poświęcali mojej siostrze.., czyli mniej mnie kochali.
Doznałam szoku, długie miesiące analizowałam i analizowałam – no, nie mogłam przedyskutować tematu z „winowajcami” lub ze świadkami, bo niestety wszystkie osoby już zmarły.
Ale w tzw. międzyczasie poszerzyłam moją wiedzę i zrozumiałam, że osoby twierdzące, iż miałam niedobre dzieciństwo miały potrzebę mi „dokopać”,
aby poczuć ulgę w swoim cierpieniu.
Bo może nie zawsze to rodzic jest świadomie niedobry, a może jakieś okoliczności predysponują do trudnych sytuacji..
Teraz sedno, dlaczego zdecydowałam się o tym pisać.
Urodziłam 2 Synów, wychowywałam Ich starannie, z miłością, umożliwiając „rozwój”
uzdolnień -choć kosztowało mnie to wiele wyrzeczeń.
Obecnie są dorosłymi ludźmi.
Wydawało się, że mamy dobre relacje, do czasu..
Najpierw „wysypała się” relacja ze starszym synem, kiedy pojawiła się dziewczyna, z którą później się ożenił. Natychmiast wszystko, co Go dotyczyło stało się tajemnicą, a o cokolwiek był zapytany, odpowiadał „Jestem dorosły, nie wtrącaj się”.
Mimo, że jeszcze był na utrzymaniu rodziców.
Prawie Go nie widuję, podobnie jak i wnuka, choć mieszkają w tym samym mieście.
Gdy dzwonię, zawsze jest „nagraj wiadomość” , nigdy nie oddzwania wcześniej, niż za
2/3 dni, a często wcale.
Kiedy mąż miał zawał, to dowiedział się o tym po 3 dniach dopiero.
Ale to nie wszystko.
Młodszy syn, chłopak ciepły i radosny, ulubieniec wszystkich w okół, wszechstronnie uzdolniony i prze ambitny, stwierdził jesienią ubiegłego roku, że miał niedobre dzieciństwo, że taka rodzina, to nie rodzina i teraz będzie żył po swojemu, z dala.
Nie wiem, gdzie mieszka, nie znam numeru telefonu, ani ja. ani mąż, ani starszy syn.
Syn studiował ( z powodzeniem) w dużym mieście, zawsze więcej niż 1 kierunek, ostatnio twierdził, że nie ma czasu przyjechać do domu, że nie ma czasu rozmawiać przez telefon itp., bo dorabia do tych fundusz, które miał z domu.
Niepokoiło mnie to, że tak się izoluje.
Prosiłam, żebyśmy się umówili na spotkanie z terapeutą, tam, gdzie wybierze.
W dużym ośrodku pan, który przedstawił się jako mediator, zadał mi i synowi kilka pytań, do odpowiedzi „głośno” tak, żeby osoba druga słyszała. Ja powiedziałam
szczerze, że oczekuję, żeby zmierzał do usamodzielnienia się i żeby zrobił porządek ze swoimi rzeczami w domu – skoro nie bywa.
Syn właściwie nic konkretnego nie powiedział ani o sobie, ani o planach. Ścisła tajemnica – bo nie może powiedzieć, żebym nie przeszkadzała!!!!
No, to dla mnie szok, bo zawsze przychodził do mnie, kiedy miał problem, nawet przyprowadzał koleżanki, kolegów dla przegadania trudnych spraw.
Reasumują: ja, podła matka – a tu biedne dzieci, sa dorśli, nie muszą chcieć mnie znać,
mają prawo żyć po swojemu…
Pół roku temu Syn zerwał kontakt, zaznaczył, żebym nie psuła Mu opinii – co znaczy, że nie mogę Go szukać.
Mąż miał rozległy zawał, Syn nie wiedziałby, gdyby umarł..
Niestety, kiedy nie mamy czuciowego kontaktu z naszym własnym dzieckiem wewnętrznym, dzieją się w naszym życiu sytuacje, które o ten wewnętrzny kontakt wołają. Ja widzę w Twoich słowach dużo zrozumienia dla rodziców, ale nie czuję w nich zrozumienia dla dziecka, którym byłaś.
Mamy z żoną 2 nastoletnich dzieciaków. Mój tata nie żyje od kilku lat, a żyje już tylko mama.
Utrzymuję z mamą regularny kontakt (odwiedzam ją sam czy czasem z rodziną) raz w tygodniu. Od dłuższego czasu jednak widzę, że te relacje poza zwykłymi rozmowami, wspominaniem różnych chwil, śmianiem się z niektórych spraw (ogólnie wydają się dobre) nic nie wnoszą do mojego życia.
Bywa, że nie chce mi się jechać do mamy i z nią spotykać. Wiem, że dla niej to b. ważne bo zależy jej na kontakcie ze mną. Ja to czasami robię bardziej z poczucia obowiązku. Osobiście wolałbym w tym czasie pójść na spacer z dzieckiem czy z całą rodziną niż odwiedzać mamę.
Tata nie żyje kilka lat i w ogóle mi go nie brakuje. Miałem z nim słabe relacje (był wycofany, nie interesował się mną za bardzo ale był też pomocny / dyspozycyjny, gdy prosiłem go by mi pomógł przy pracach w moim i żony ogrodzie).
Mam dwie siostry. Kiedyś z nimi utrzymywałem bliski kontakt. Odwiedzaliśmy się, rozmawialiśmy przez telefon często. Od paru lat nie zależy mi na kontakcie z nimi. Jak jest jakaś sprawa to rozmawiamy z pozycji neutralnej. Nie mam żalu ale tak jak w przypadku mamy zauważyłem, że moje relacje z nimi nic nie wnoszą do mojego życia.
Utrzymuję jednak kontakt z żoną, z dziećmi, z przyjacielem. Poświęcam im sporo czasu, nawet czasem bardzo dużo czasu. Z dziećmi bardziej z poczucia obowiązku bo nie chcę by czuły się odtrącone czy miały uczucie, że nie interesuję się nimi choć fakt jest taki, że słabo albo wcale mnie nie interesuje, że jakaś koleżanka powiedziała mojemu dziecku to czy tamto albo, że dziecko grało w to i tamto i zdobyło jakiś poziom.
Szczerze powiem, że gdy dzieci dorosną i nie będą chciały mieć ze mną kontaktu, to wydaje mi się, że nie ma o co się obrażać, mieć żal. Nawet wydaje mi się, że będę chciał je w odpowiednim momencie „poinstruować”, że jeśli chcą ze mną utrzymywać kontakt, to jestem otwarty ale niech nie czują się zobowiązane wobec mnie. Nie mają wobec mnie żadnych obowiązków czy to opiekuńczych czy to relacji.
Sam tego doświadczam obecnie i z powodu tego, że mama mnie kocha, zależy jej na niej czuję, że „muszę” utrzymywać z nią kontakt. Choć jak wspomniałem świadomie nie odczuwam z tego żadnych korzyści i sensu. I tak ciągnie się to już kilka lat (zwłaszcza od kiedy umarł tata), bo nie chcę jej ranić.
A czas jest tylko jeden i mam wrażenie, że mógłbym go lepiej spędzić z dziećmi/żoną czy nawet z przyjacielem.
Nie znam Twojej sytuacji i relacji z Twoimi dziećmi. Może one zrobiły ten krok dalej, którego ja się nie odważyłem zrobić, a najchętniej bym go zrobił …
Tak, czas jest tylko jeden. Ja go przeznaczam na to, na co czuję TAK i tego uczę/modeluję dla moich dzieci.
bywa też w drugą stronę,że rodzice podręcznikowo wychowują dzieci ,ale nie interesują się ich emocjami i nie spędzają z nimi czasu ,tylko ucz się dobrze , znajdź pracę,nie daj się oszukać,utrzymuj dobre relacje i dostosuj sie .a jeśli w życiu noga ci się powinie to daje do zrozumienia ze jestes słabym człowiekiem,wyrzutkiem i taki rodzic np.w ogóle nie dba o kontakt z dzieckiem tylko wybiera życie skupione na swoich znajomych oraz porządnych dzieciach czyli wnukach twojego rodzeństwa lub chrzesniakach którymi może się pochwalić przed innymi, wszystko na pokaz i dla korzyści ,a własne dziecko jest dla niego czarna owcą do której nigdy nie zadzwoni,nie odwiedzi ,nie pomoże i nie chce utrzymać relacji z własnej woli.takie smutne historie pisze życie…toksyczna rodzina,toksyczni teściowie,toksyczne relacje…potem się dziwia czemu ty jestes taki ,czemu nie masz dzieci…bo gdybyś miał to z chęcią….byśmy ci je odebrali bo… jesteś niedostosowany do naszych oczekiwań.
Tak… takie smutne i trudne historie również mają miejsce… Przytulam ❤️
Witam. Mam 34 lata i jestem na skraju depresji … Sama wychowuję 2 dzieci córka 14 lat a syn 10… Moja sytuacja z matką jest ciężka żeby nie powiedzieć chora co przekłada się na relacje z moją córką z którą bardzo ciężko się dogadać. Moja matka uważa że nic już mi się nie należy od życia … Kiedy po kilku latach w ciągu których istniały tylko dzieci pojawił się przyjaciel matka i moja córka która przejmuje zachowania babci utrudniają mi tą relacje … Córka grozi że stracę ją jeśli nie zmienię nastawiania … Moja matka ją w tym utwierdza że nie mogę mieć kogoś poza dziećmi … Matką potrafi w przykry sposób przy moich dzieciach powiedzieć że jestem zła matką jeśli wychodzę na 2 godziny sama z domu . Przykre jest że w tych co powinno mieć się wsparcie absolutnie tego nie ma
Poli bardzo Tobie polecam poczytać „Szantaż emocjonalny” i „Matki, które nie potrafią kochać” – obie książki napisała Susan Forward.
Masz całe życie przed sobą, nie daj sobie wmówić, że jest inaczej!
Witaj. Madziu, ubrałaś w słowa moje myśli. Relacji z mamą nigdy nie miałam dobrych. Moja mama jest niewyobrażalnie przekonana do swoich racji. Czuję się bardzo skrzywdzona. Nie potrafię sobie wytłumaczyć, jak matka może tak potraktować własną córkę, a dodam że sama byłam wtedy w ciąży. Na ten moment nie utrzymujemy kontaktów. Nie jest mi z tym dobrze, ale wole tak, niż udawanie poprawnych stosunków. Słucham Cię, również w innych kwestiach. Będę się starać, aby nie traktować swioch dzieci, tak jak ja zostałam potraktowana. DZiękuję, pozdrawiam.
Aga, daj sobie tyle czasu i przestrzeni ile potrzebujesz, by ukoić wewnętrzny ból. Ja też potrzebowałam zdystansować się od mamy i nie utrzymywać żadnych kontaktów przez kilka lat. Ten proces jest bardzo bardzo ważny. Przytulam ❤️
Madziu, podpowiedz proszę, jak zwięźle i grzecznie, i tak aby nie odbierano mnie jako wyrodną córkę („bo przecież nie ważne jak cię potraktowali, ale to przecież rodzice”) odpowiadać komuś, kto ptyta o mamę (rodziców), kiedy ja nie wiem i nie bardzo mam ochotę i właściwie obowiązek tłumaczyc i opowiadać o całej tej sytuacji. Z góry dziękuję i pozdrawiam Cię serdecznie. Poślij uśmiech ode mnie dla tego pięknego kraju (Irlandii) i wspaniałych ludzi, spędziłam tam dwa niezapomniane lata.
Aga, chodzi Tobie o to, że ktoś Ciebie pyta o Twoją relację z rodzicami? Możesz po prostu powiedzieć „Wolałabym nie rozmawiać na ten temat” albo „Nie rozmawiam na ten temat”. Jeśli ktoś jest wścibski i dopytuje to można powiedzieć np. „To sprawa między mną i moimi rodzicami”.
Czy naprawdę to jest ważne żeby noe utrzymywac kontaktu?
To zależy, jest to kwestia bardzo indywidualna i zależna też od dynamiki między rodzicem a dzieckiem. Ja zalecam, by w czasie uzdrawiania matczynej czy ojcowskiej rany dać sobie przestrzeń i ograniczyć kontakty z rodzicem, szczególnie, jeśli było się z nim uwikłanym. To daje potrzebną przestrzeń na indywidualizację i odzyskanie autonomii emocjonalnej, psychicznej.
Bardzo dziękuję za ten tekst. Mam 32 lata, męża, dzieci dopiero w planach…. mam despotycznego ojca który ciągle mną manipuluje przez swoje narcystyczne zachowania przez to że wszystko musi być dokładnie tak jak on chce nie inaczej (nawet jak źle siedzę to jest już krzyk, czy to normalne?). Jeśli chce zrobić po swojemu to się obraża na mnie jak małe rozkapryszone dziecko. Rodzic który nigdy w życiu mnie nie przytulił… nie powiedział „kocham cie”. W ostatnich latach ( 1 -1,5 ) bardzo mnie to przygniotło… bo jednak mam swoją rodzinę od 3 lat swoje plany ale zawsze muszę żyć, zachowywać się tak jak on mi to narzuca. Przeczytałam książki w temacie ale nadal paraliżuje mnie ogromne poczucie winy…. że jestem złą córką, złym człowiekiem bo che inaczej niż on…. szczerze? nie umiem sobie póki co poradzić z tym i jestem tym przerażona, jestem przerażona bo nie umiem zmienić się… swojego myślenia skutecznie. Podobnie jak inni nie lubię wracać do mojego domu rodzinnego bo wychodzę po spotkaniu z rodzicami wyssana z jakiejkolwiek energii i potem cały swój stres odreagowuje na mężu albo wypłakuję się na jego ramieniu…. wracając do swojego rodzinnego domu czuje się jak mała dziewczynka, która jest zdana na łaskę swoich rodziców….i oczekuje ich akceptacji a jak jej nie ma to stara się do dopasować tak żeby tą akceptację zdobyć….
Kasia, myślę, że dobrze by było zdystansować się od taty i skupić się na odbudowaniu siebie. Zadbaj też o dobre wsparcie w tym procesie, naprawdę warto. A jak się już w sobie osadzisz, to będziesz z innej przestrzeni do taty wychodzić i nie pozwolisz sobą pomiatać. Tata, mama nie puszczą dziecka, nawet gdy jest dorosłe, to ono musi ich i rolę, którą dla nich spełnia „opuścić” i dojrzeć. Powodzenia!
Dla mnie zachowanie rodziców jest nie do zaakceptowania ,ostatnio ojciec zaczął krzyczec na mnie ,tylko dlatego ,ze przyklejalam po swojemu taśmę ochronną do malowania …
Z mamą nie umiem się porozumiec ,w ogóle nie czuję żadnej więzi ,mam dosyć ich oboje ,za każdymi odwiedzinami stoi moje poirytowanie ,nigdy mnie za nic nie przeprosili.
Zawsze jeśli mi coś przeszkadza to mówią ,że jestem przewrazliwiona ,albo ,że mam w sobie dużo zlosci ,nie umieją przyznać ,ze przesadzają.
Mój brat potrafi mnie obrazić przy matce ,wzywać ,przeklinac ,a jak się oburzam to dostaję odpowiedź ,że on taki jest i powinnam do tego z zartem podchodzic i ze to coś ze mną jest nie tak …
Mam 22 lata ,odkąd moglam się od nich odizolowalam i zajelam swoim życiem ,to najlepsze co moglam zrobic.
Ale problem wraca ,bo czasem muszę z nimi przebywać :/
Ania bardzo mi przykro, że tak się czujesz i tak jesteś traktowana w swojej własnej rodzinie. Przytulam <3
Bardzo mi przykro.. Ja mam podobnie. Nie czuje żadnego zrozumienia ze strony matki
Czuje ze nie moge powiedzieć co mnie boli bo ona mowi ze narzekam i nie lubi jak ludzie narzekaja
Bardzo mi ten wpis pomogl Z ojcem mam taki problem. U nas bylo wszystko ok – on tak chce zeby wszyscy sobie mysleli. A tak nie jest. Z matka nie mam kontaktu a z ojcem jest coraz gorszy. Jesli on nie wezmie za siebie odpowiedzilanosci to z nim tez bede musiala zrwac kontakt. Skupiam sie na sobie teraz. Co ojciec zrobi to jego sprawa, jego zycie. Nie bede na niego czekac az sie 'obudzi’.
Przytulam
Jesli macie w pdf lub mobi ksiazki ,które Magda rekomenduje to prosze o przesłanie na maila ,lub tez moge od was odkupić w pełnej cenie wydanie ksiazkowe.
To co Pani tutaj pisze to zasluguje na rozglos. Bo bol jaki towarzyszy takim chorym relacjom jest okrutny. Co powinnam zrobić lub co moge zrobić kiedy matka utrudnia kontakt z moja 9letnia siostra? Deprecjonuje moja osobe w jej oczach, nie otwiera drzwi, zabiera małej telefon.
Przykre to bardzo co piszesz Kinga. Ja zalecam, by najpierw skontaktować się z emocjami, jakie ta sytuacja wywołuje. Polecam też bardzo książkę „Matki, które nie potrafią kochać”.
Aż mnie serce zabolało. No cóż, wymagałem, wręcz wymuszałem pewnie zachowania – ale dalej, niestety, walcząc. Powoli zaczynam stawiać uczuciowe granice, zdawać sobie sprawę, z tego kim jestem, co kocham i co chciałbym robić. I że wkurwienie może być dobrym sygnałem, coś przykrywa, ale u mnie. Nie koniecznie dotyczy konkretnie tej osoby.
W tym przypadku rzeczywiście matki.
Dzięki i pozdrawiam!
Proszę bardzo Piotr. Powodzenia w odzyskiwaniu siebie!
Droga Pani Magdo
Stała się Pani dla mnie i wielu moich znajomych inspiracją do rozwoju i zmian w życiu. Dziękuję za odwagę pisania i mówienia o rzeczach trudnych i wszystkich tych tabu, przemilczanych i zakłamanych przez wiele pokoleń. Dziękuję za prawdę i mądrość.
Sama stałam się takim „odkrywaczem zakłamania” i „rozwalaczem chorych układów” :). Spowodowało to oczywiście, że część osób z mojego otoczenia nie potrafi tego zaakceptować. Również mój mąż zrozumiał swoją przeszłość i mechanizmy rządzące w jego rodzinie, które wpływały równiaż na naszą rodzinę. Na razie jeszcze moi teściowie nie potrafią spojrzeć na przeszłość obiektywnie i twardo bronią starego układu. Nie chcą zrozumieć, że on ranił całą rodzinę.. Ale mam nadzieję, że kiedyś nastąpi przełom. Życie w prawdzie jest prawdziwym życiem.
Pozdrawiam Panią serdecznie i życzę dużo sił do dalszej pracy nad zmianą świadomości społecznej 🙂
Ania
Aniu, bardzo dziękuję za Twoje słowa. Ależ moje serce się raduje, że tyle dobrego i tyle prawdy gości w Twoim życiu. Bardzo dziękuję za ciepłe słowa. Przyjmuję prosto do serca. Dodają wiatru w skrzydła!
Mądra, Dobra, Wspaniała Madziu – Dziękuję, że jesteś! Ogromu mojej wdzięczności za wysiłek włożony przez Ciebie w uzdrowienie matczynej rany, trudno mi opisać słowami, napisze więc tylko: Jestem Ci wdzięczna! Bo zrobiłaś to jednocześnie dla mnie. To co piszesz jest o mnie, o moich przeżyciach. Pokazujesz mi, że nie zwariowałam. Jest nieprawdopodobnym, jak bardzo słowa i doświadczenia i rozumienie rzeczy, mogą być ze sobą zbieżne – u osób, które się w ogóle fizycznie nie znają. Nawet lektury czytamy te same.Jesteś dla mnie Siostrą. Siostrą, która rozumie mnie jak nikt inny i jako jedna z niewielu osób uznaje moje cierpienie za prawdziwe, nie wyimaginowane. Dziękuję Madziu. Prawo do zerwania kontaktów dałam sobie 5 lat temu. Kiedy ukróciłam możliwość dobijania się do mnie, oskarżania mnie i ustawiania do pionu (mnie 40latki) , oczerniano mnie wśród kuzynów, że rozpierdalam rodzinę, a niedawno napisano do mojego dorosłego Syna, że mam konszachty z diabłem. Bez komentarza. A ja po prostu potrzebowałam oddychać, żeby żyć. ŻYĆ! Kontakt z nimi oznacza dla mnie śmierć. Wiem, że dla kogoś, kto tego nie doświadczył, mocne słowa o zerwaniu kontaktu z rodzicami mogą brzmieć groźnie. Prawdą jest jednak, że każda komórka mojego ciała tak właśnie to czuje. A ja już dawno wyrosłam z tego, żeby zaprzeczać temu co czuję. Im dalej jestem w procesie, tym jaśniej widzę w jakim toksycznym bagnie tkwiłam. I jak bardzo mam prawo do zdrowej przestrzeni. Zatem powtarzam za Tobą: Obrywam, ale już się nie cofnę. Każdy atak w moją stronę staje się nawozem dla mojego wzrostu. Dziękuję, że jesteś Madziu.
Aga, bardzo dziękuję za podzielenie się swoim doświadczeniem, za Twoje odważne słowa. Tak, dla kogoś, kto sam nie doświadczył, tego co Ty doświadczyłaś, Twoja potrzeba zerwania kontaktów jest niezrozumiała. Jednak to nie zmienia faktu, że jest jak najbardziej uzasadniona. Masz prawo dbać o swój dobrostan, masz prawo do życia w zdrowiu psychicznym i emocjonalnym. Nikt nie ma prawa wymagać od Ciebie pozostawania w przemocowym środowisku. Gratuluję wyrwania się z tak toksycznego układu, musiało Cię to bardzo dużo kosztować. Pozdrawiam bardzo ciepło ❤
Chcę podziękować Ci Magdo za to oświecenie jakiego doznałam czytając Twojego bloga. Od ponad dwudziestu lat zyję z narcyzem i nie wiedziałam co się dzieje, co robie nie tak?? Poprawiałam się i poprawiałam się i przystosowywałam się a i tak było źle. Nie mogłam sprostać wymaganiom mojego męża. A teraz zaglądam tu bo szukam ratunku dla syna, który przezywa to o czym Ty piszesz i inne osoby, które tez tu trafiły. Bardzo inspirująca jest Twoja historia i Twojego męza (oglądam na youtube), dająca nadzieję. Dziękuję Wam obojgu.
Proszę bardzo ❤ Bardzo się cieszę, że to czym się dzielimy z Grzegorzem otwiera Tobie oczy. Ja dokładnie tak żyłam jak Ty piszesz – poprawiałam się i dopasowywałam i dalej byłam nie dość dobra, dalej nie spełniałam wymagań. Bardzo polecam książki „Molestowanie moralne” Marie France Hirigoyen oraz „Wilk w owczej skórze” dr George Simon.
Naprawdę nie sądziłam, że tak wiele osób ma podobne przejścia co ja… zawsze uważałam, że muszę być wystarczająco silna, by z tym wszystkim walczyć, dawać radę, stawiać czoła, kruszyć kopie, w końcu walczyć z wiatrakami czy nawet demonami przeszłości.. To było bardzo męczące i powodowało duże nadużycie siebie. W dodatku zawsze jakieś nieokreślone wewnętrzne poczucie mówiło mi, że pomimo ciężkiej pracy, utraty tchu, wciąż coś mnie uwiera, sprawia, że jest niemożliwie niewygodnie w tym układzie, że wciąż czegoś brakuje, jest… złowrogo, jest dziwnie, jest pusto… Nie czułam się spełniona i kochana. Mam 30 lat i dopiero teraz zrozumiałam, jak wiele energii poświęcam osobom, dla których liczy się tylko ich własny czubek nosa. Bardzo długo nie mogłam pojąć, że pomimo tego, że są to przecież najbliżsi ludzie, to ja nawet od zupełnie obcych osób nie nasłuchałam się tylu przykrości, co od tych, w których powinnam mieć prawdziwe zdrowe wsparcie. Nie miałam. Mój ojciec ma od lat stwierdzoną chorobę dwubiegunową, a matka, która zawsze kreowała swój wizerunek jako moje największe wsparcie – jest jak chorągiewka na wietrze, (określiłaś to jako osobowość borderline?), szantażując mnie emocjonalnie, że bez niej nie dam sobie w życiu rady.
Ale wewnętrzny kompas nie zawodzi. Ja zawsze podziwiałam osoby, które potrafią stawiać wyraźne granice i staram się takimi otaczać, licząc na to ze pewnego dnia i ja stanę się dojrzała, stabilna, potrafiąca wyrażać złość w sposób nie krzywdzący ani siebie ani innych. To trudna droga, dopiero ją odkrywam. Dziękuję Ci, Madziu, że prowadzisz ten blog i cieszę się, że znalazłam się właśnie tutaj i właśnie teraz. Trzymam za Ciebie kciuki, dałaś mi nadzieję, że potrafię jeszcze sama siebie pokochać, zanim sama zdecyduję się na potomstwo.
Ewelina, bardzo Tobie dziękuję za Twoją wypowiedź, za Twój głos. Tak bardzo Cię skrzywdzono… Tak wiele złego doświadczyłaś od najbliższych, tyle niesprawiedliwości. Jak dobrze, że teraz dbasz o siebie, że otaczasz siebie zrozumieniem i troską. Wszystkiego dobrego ❤❤❤
Dziękuję za poruszenie tak trudnych dla mnie tematów. Ile przeżyłam katuszy przez moich rodziców, a najbardziej przez matkę przez te 37 lat życia to tylko Bóg wie, a ile jeszcze jest nieuświadomionych kwestii…
Każdy dzień od kiedy podjęłam walkę o swoją godność o poznanie prawdziwej siebie przynosi wiele czasem sprzecznych uczuć… Ale najważniejsze że otwiera oczy… Zastanawiałam sie często czemu jestem taka jaka jestem, czemu swoimi komentarzami, wprowadzam ludzi w zakłopotanie- czując przy tym dziką satysfakcję…, dopiero kiedy podjęłam trud zmierzenia sie z doświadczeniami z dzieciństwa, poznałam że to, jak traktowałam innych, było moją furtką do wyładowania emocji jakie czułam kiedy to mnie moi rodzice wprawiali mnie w zakłopotanie, w zawstydzenie, upokorzenie. Teraz kiedy już poznałam prawdziwą genezę moich toksycznych zachowań nie czuję przymusu aby tak traktować innych.. Nigdy nie rozumiałam dlaczego nie potrafię z córką rozmawiać, dlaczego czas spędzony razem był dla mnie katuszą , dlaczego z obojętnością mijałam pokój w którym beznamiętnie serfowała po necie… Moja matka tak samo trzymała mnie na dystans, tak samo chłodno pytała jak minął dzień nie interesując sie wcale co na to odpowiem.. Zadawałam własnemu dziecku ból który moi „bliscy” mi zadawali.. Dlaczego biłam dziecko i wymagałam ślepego posłuszeństwa – bo tak byłam przez rodziców traktowana.. Dopiero kiedy poznajesz siebie, kiedy przywołujesz i przytulasz te małe dziecko które jest w nas samych, kiedy pozwalasz mu poczuć jak bardzo kiedyś bolało, że teraz można już płakać, że można powiedzieć NIE, dopiero wtedy nabieramy wiary że się uda, że możemy żyć w zgodzie z tym jak dyktuje nam serce, że mamy prawo do wszystkich emocji, że chcemy te emocje wyrazić tak aby nie raniły innych… Długa droga przede mną, ale już z niej nie zawrócę … bo wiem że będąc prawdziwą sobą mogę być lepszą mamą i żoną. .
Wiktoria… bardzo Tobie dziękuję za tą wypowiedź. Bardzo mnie wzruszyła… Tyle w Tobie gotowości na zmianę, tyle w Tobie otwartości na to, co bolesne, a co jednocześnie uzdrawia się, przez bycie z tym… Słychać w tym co piszesz serce, które pragnie kochać i być kochane. Przytulam mocno ❤❤❤
Pani Magdaleno bardzo dziękuję za Pani pracę.Za to,że dzieli się Pani wiedzą i własnym doświadczeniem.Pani bloga i filmy odkryłam jakiś czas temu- są dla mnie ogromnym wsparciem i dziś odważyłam się napisać.Gratuluję Pani odwagi i życzę zdrowia i wszystkiego,co dobre.
Dziękuję bardzo za ciepłe słowa. Cieszę się bardzo, że to czym się dzielę jest tak wspierające. Wszystkiego dobrego ❤
Pani Magdaleno, jaka jestem szczesliwa, ze trafilam na Pani bloga. Ten wpis jest dokladnie tym co przezywam (dzwigam bardzo ciezki bagaz zyciowy), tez bardzo toksyczna relacja z mama, mimo, ze zyjemy osobno od kilkudziesieciu lat, czuje jej ’ oddech’ na plecach, kazda rozmowa telefoniczna wzbudza we mnie takie emocje, ze nastepstwem jest wyzywanie sie na dzieciach i mezu (niestety). Nie mam ochoty na kontakt, szczerze i to uczucie 'wywoluje wyrzuty sumienia’, i dylemat pt.’co powinnam a czego chce’ tak jak pisaly moje porzedniczki, 'no ale jak, przeciez wypada, nalezy miec kontakt’. Jestem rozdygotana emocjonalnie, totalnie niepewna siebie, przerazona i wrecz sparalizowana, mimo ze, 'gram przed publicznoscia’, jak to Pani pieknie ujela w poscie 'o mnie’. Przeraza mnie mysl, ze przez te hustawke emocjonalna strace moje dzieci, uciekna ode mnie, matki niestabilnej… Staram sie pracowac nad soba regularnie, ale nadmiar negatywnych mysli powoli wyzera…Paradoksem jest, ze pomagam ludziom, 'jestem pozytywna i mam dobra energie’ w ich mniemaniu, a sama zostaje sama ze soba w czarnym kokonie. Bardzo chcialabym wziac udzial w warsztatach, ale mieszkam poza granicami kraju, wiec bedzie ciezko. Mimo to, dziekuje za Pani szczerosc, madrosc, cieplo i za odwage, poruszyla Pani niesamowicie wazny Tabu temat i za to jestem niezmiernie wdzieczna.
Wdziecznosc i szacunek dla rodzicow to jedno a wymuszone posluszenstwo, przyprawione szantazem emocjonalnym, to druga sprawa. Tak jak Pani prawidlowo ujela, nie ma rodzicow idealnych, nie ma ludzi idealnych, ale swiadomosc popelnianych bledow i skrucha, to juz jest pol sukcesu. Niestety, w wielu domach nadal jest stosowana wladza autorytarna.
Pozdrawiam serdecznie i sciskam
Nika, dziękuję za Twój głos. To bolesne co piszesz. To przykre, że odbija się na Twojej rodzinie to, co się dzieje w relacji z Twoją własną mamą. Bardzo polecam książkę Susan Forward „Matki, które nie potrafią kochać”. To jest bardzo konkretna książka, z którą się pracuje. Jeśli posługujesz się językiem angielskim to polecam również bloga Bethany Webster http://www.womboflight.com oraz jej online kurs uzdrawiania matczynej rany. Powodzenia <3
Czytam i czytam, oglądam i słucham i nadziwić się nie mogę, że ktoś czyli Ty myśli i czuje tak podobnie jak ja.
Ja, kiedy pierwszy raz tupnęłam nogą i postawiłam się rodzicom (mając 35 lat 🙁 ), byłam zszokowana ich reakcją. Zupełnie nie przyjęli mojej życiowej decyzji, a skutek był taki, że zerwałam kontakt na pół roku, a mocno ograniczyłam na kolejne dwa lata. Teraz, po kilku latach od tej sytuacji, nadal nie mogę uwierzyć, że tak można zdradzić swoje dziecko. Ale dzięki Tobie zaczynam rozumieć.
Iza gratuluję stanięcia za sobą, na pewno nie było to łatwe. Przykre jest to, że czasem trzeba mocno ograniczyć kontakty z własnymi rodzicami, by uratować siebie. Wszystkiego dobrego! Pozdrawiam bardzo ciepło.
Magda, nawet nie wiesz jak się cieszę, że trafiłam na twój kanał na YouTube i tego bloga. Twoje filmiki dały mi dużo wsparcia w momencie kiedy go bardzo potrzebuję, dużo.. uprawnomocnienia dla tego co czuję, spokoju i poczucia, że jest wszystko ze mną ok. Do tego – jesteś zajebiście pozytywną osobą, widać, że masz to wszystko głęboko przepracowane i naprawdę jest przyjemnością słuchanie Ciebie, nawet kiedy opowiadasz o rzeczach, które przywołują bolesne wspomnienia i emocje. Cieplutko pozdrawiam.
Kasiu, bardzo dziękuję za Twoje słowa i bardzo się cieszę, że to czym się dzielę jest dla Ciebie wsparciem.
„Ze mną jest coś nie tak” jest podstawowym programem wkręconym w dzieciństwie. Dlatego tak ważne jest właśnie to uprawomocnienie. Wg mnie jest wręcz niezbędne w wyjściu z uwikłania w którym człowiek żył. Powodzenia!!!
Witam Pani Magdo szukam kontaktu z Panią .Proszę podac mi maila tylko nie przez facebooka bo nie posiadam. Chciałabym sie dowiedzieć o terapii i pomocy z Pani strony? Pozdrawiam Beata Taborska
Witaj Beata, napisz do mnie na mszpilka@gmail.com
Pozdrawiam ciepło <3
Bardzo dziękuję, namiar na Panią dostałam dzisiaj od przyjaciela, akurat w chwili kiedy bardzo mocno szarpie mną po wizycie w rodzinnym domu… Po każdej wydaje mi się że jestem nienormalna i że nigdy nie wyjdę z emocjonalnej studni… Dzisiaj widzę światełko w tunelu, że może jednak nie wszystko stracone…
Dziękuję Ewo za komentarz. Polecam bardzo książki Susan Forward – „Matki, które nie potrafią kochać”, „Szantaż emocjonalny”,”Toksyczni rodzice” oraz „Symbioza i autonomia” Franza Rupperta. Wszystkiego dobrego!!!
„Gdy osoba dorosła wyrządza drugiej osobie dorosłej krzywdę, to nikogo to nie dziwi, że osoba poszkodowana domaga się przeprosin czy zadośćuczynienia”
a ja się nie domagam przeprosin od osób dorosłych i pozwalam traktować jak służącą mimo swoich 40 lat. Jeśli przypadkiem się sprzeciwię- mam tak ogromne poczucie winy, że mękę prześladowania przez innych odczuwam jako mniejszą. Nie przytulę i nie pocieszę wewnętrznego dziecka, bo ja- 40 latka drżę i boję się żyć- jak więc mogę swoją małą mnie ochronić? Czasem podczas jakiegoś przykrego zdarzenia łapię się na swoim wewnętrznym płaczu i wołaniu „chcę do mamy!” Ale wtedy wcale nie czuję się mamą dla mojego wewnętrznego dziecka. Jestem równie przerażona życiem jak ono…
Jest jedna rzecz, którą możesz zrobić – możesz okazać zrozumienie dla tej małej siebie, możesz dać jej odczuć, że wiesz co czuje i że ją rozumiesz, bo Ty też przez to przeszłaś i że choć nie wiesz jak to wszystko zmienić, to jej nie zostawisz, to z nią posiedzisz, bo jest dla Ciebie ważna. Bądź tą pierwszą osobą, która się nad nią zatrzyma. Nie tą, która ma wszystkie odpowiedzi i rozwiązania, lecz tą która się zatrzyma i powie do niej „rozumiem Cię Kochanie, masz prawo czuć to co czujesz, jestem przy Tobie”. To się wydaje banalne, a jednak zmienia bardzo dużo, bo ta mała dziewczynka zaczyna czuć, że nie jest sama, że kogoś obchodzi.
Pozdrawiam Cię bardzo ciepło.
Boże jak ja Cię rozumiem, mam dokładnie te sam odczucia i 50 lat na karku
Przytulam mocno Netia <3
Ja mam to samo…a lat49…wszystko we mnie krzyczy, a ja ciągle ulegam tej despotycznej, chorej psychicznie matce. Od dzieciństwa byłam ta gorsza i poddana. Tak bardzo chcę się z tego wyzwolić…Teraz już niszczy ona jako babcia moje dziecko, teraz już nie myślę tylko o swoich ranach, musze walczyć o moje dziecko…
Majka
Wspaniała , cudowna dziewczyno, dziękuję za ten tekst i za blog i filmiki. Jak poradzić sobie z rodzicami nie zabijając ich :-), świetnie pokazują Oleg i Andrzej w Tresurze Matriksa. Pozdrawiam serdecznie
Proszę bardzo 🙂
Dziękuję za ten wpis, czytam go „na gorąco”, po wyznaczeniu granic przyszłej teściowej.
Czuję ulgę, że „oddałam właścicielce jej kamienie, które bez mojej zgody wylądowały w moim ogródku” .
To bardzo trudne.
Po przeczytaniu tego wpisu, wiem jeszcze bardziej, że nazywanie uczuć i wyznaczanie jasnych granic jest niezwykle ważne na przyszłość.
Dziękuję.
Gratuluję odwagi stanięcia za sobą! Wszystkiego dobrego!
Piękne! Prawdziwe! Od jakiegoś czasu pracuje sama nad sobą. Dzięki Pani wiem, skąd to moje przygnębienie i nieokreślona złość po wizycie w rodzinnym domu. Dziękuję! Ogromnie cieszę się, że przypadkowo Panią odnalazłam!
Proszę bardzo 🙂 Pozdrawiam cieplutko 🙂
Dziękuję za ten artykuł.
Proszę bardzo… Pozdrawiam ciepło.
Ujęte idealnie! Smutna prawda…
Świetne!!