Tyle ile jest kobiet, tyle jest relacji ojciec – córka. Nawet jeśli jeden tata ma kilka córek, to
z każdą z nich ma inną relację, a w związku z tym, że jest tylko człowiekiem, to chcąc czy nie chcąc, popełnia błędy i mniej czy bardziej świadomie bądź nieświadomie rani swoją córkę. Im mniej ojciec jest w kontakcie sam ze sobą, ze swoimi emocjami, im mniej świadomy jest swoich wewnętrznych ran, im mniej ich ukoił, im mniej programów, które sam kiedyś przejął zakwestionował, tym mocniej i bardziej rani i niszczy swoją córkę nie zdając sobie sprawy z tego jak głęboko to w niej zapada i separuje ją od samej siebie.
Każda kobieta, która pragnie odzyskać siebie, prędzej czy później będzie musiała przyjrzeć się skrupulatnie swojej i tylko swojej relacji z tatą. Nie sugerować się siostrą, kuzynką, koleżanką czy książką, lecz przyjrzeć się niuansom swojej własnej relacji ze swoim tatą,
a szczególnie relacji jaką ma z nim W SOBIE samej. Od tego jak wewnętrzna relacja ze zinternalizowanym ojcem wygląda, na co w niej ma on wpływ, zależy między innymi to jak córka samą siebie postrzega, czy zna swoją wrodzoną naturę, talenty, czy je rozwija, jaka się w związku z tym pokazuje światu i czy w ogóle do niego wychodzi.
Odcieni relacji tata – córka jest mnóstwo. Punktem wyjścia jest postawa samego taty, kim był, jaki miał charakter, osobowość, z jakich własnych ran, braków i rekompensowania ich sobie operował w świecie, co stanowiło dla niego wartość, a co dyskredytował itd. Tata mógł być wiecznym chłopcem, którego mama córki, a jego żona, niańczyła i wyręczała, mógł być despotą, tyranem, który trząsł całym domem i wymagał posłuszeństwa, uległości, mógł być alkoholikiem, którego zachowania i smrodu jako córka się wstydziłaś, mógł dawać sprzeczne sygnały, inaczej odnosić się do Twojego brata, a inaczej do Ciebie, albo na co innego pozwalać siostrze, a na co innego Tobie. Może był typem mężczyzny, który dewaluował wartość kobiet w otwarty, agresywny sposób albo w ukryty pasywno-agresywny sposób docinkami, żarcikami, ironią, może go nie było, gdy go potrzebowałaś,
a może wtrącał się we wszystko i Tobą rozporządzał. A może wychowałaś się bez taty, może odszedł, może mama od niego uciekła, może zmarł, gdy byłaś małą dziewczynką, a może popełnił samobójstwo, a może przez lata chorował, przykuty do łóżka. A może miałaś mu zastąpić żonę, emocjonalnie i… seksualnie. A może siedział cicho, gdy Twoja matka Ciebie niszczyła albo jego.
W zależności od tego czy jesteś na ojca wściekła, czy w niego zapatrzona, czy jest Tobie obcy, czy się go wstydzisz, czy za nim tęsknisz, czy nie chcesz go widzieć, czy wywołuje
w Tobie ambiwalentne uczucia, Twoja ścieżka uzdrowienia ojcowskiej rany powiedzie indywidualnym tropem i po indywidualnej linii czasu. Daj sobie do tego prawo. Daj sobie czas i przestrzeń, by zbadać co Tobie zrobiła relacja z tatą, jak Ciebie ukształtowała, co Tobie odebrała i co Tobie dała, w co wyposażyła.
Pozwól sobie na całą gamę emocji, odczuć, które masz w stosunku do niego. Potraktuj ich jako przewodników do Twoich potrzeb jako córka, kobieta, człowiek. Zbadaj jakie prawa zostały Tobie przez niego odebrane i czas już byś Ty je sobie sama zwróciła. Jeśli dasz sobie wystarczająco dużo czasu i przestrzeni na gruntowne przyjrzenie się relacji z tatą, na objęcie w sobie bólu, który wyrządził, na nazwanie tego bólu po imieniu, jeśli odnajdziesz
i przyjmiesz do swojego serca te części siebie, które on odrzucił, to będziesz mogła przyjąć również to, co on Ci dał, nawet jeśli to będzie tylko tak malusie jak plemnik, z którego powstałaś. Zobaczysz wtedy siebie nowymi oczami, zakochasz się w sobie i będziesz nie
do zatrzymania. Z córki swego ojca staniesz się suwerenną kobietą, znającą swoją wartość jako niepodległa nikomu istota.
Dla mnie jednym z najważniejszych aspektów w uzdrawianiu mojej ojcowskiej rany było to, że przestałam patrzeć na siebie samą oczami mojego ojca. Zaczęłam odróżniać siebie od tego co on ode mnie w otwarty i ukryty sposób oczekiwał oraz jak mnie postrzegał, co uważał we mnie za właściwe, a co nie. Im głębiej to robiłam, tym bardziej odkrywałam kim tak naprawdę jest Magdalena i tym mocniej osadzałam się w mojej wrodzonej naturze,
w mojej własnej esencji. By tego dokonać musiałam mojego tatę zdetronizować w sobie, obalić jego zinternalizowaną tyranię, pozbawić władzy nade mną w moim wnętrzu. Podobnie jak Dorotka odkryłam wtedy, że Czarnoksiężnik z Krainy Oz to po prostu starszy pan, schowany za kurtyną, przemawiający przez mikrofon. Puściło bardzo stare, nadal aktywne na jakimś podświadomym poziomie, głębokie dziecinne przekonanie, że mój tata zna się na wszystkim, więc wie lepiej jaka powinnam być. Nie, nie zna się na wszystkim,
a już na pewno nie na tym kim tak naprawdę jest jego córka. I jak Dorotka odkryłam,
że zawsze miałam moc, tylko z niej nie korzystałam, nie wiedziałam jak.
Paradoksalnie mój tata stał mi się wtedy bliższy, bo nie był już moim panem i władcą,
stał się w moich oczach po prostu człowiekiem i nie musiałam się już obawiać jego presji. Detronizując go w sobie zwróciłam sobie prawo do bycia sobą, prawo do wyboru,
do decydowania, na co on sam ku mojemu zdziwieniu zaczął robić coraz więcej przestrzeni. Dotarło do mnie, że dopóki to ja nie ulegnę jego sugestiom, opiniom, „prawdom objawionym”, jego mapie rzeczywistości, to on nie ma nade mną żadnej władzy. Presja przestała mieć znaczenie, bo koniec końców to ode mnie zależało czy jej ulegnę czy pozostanę przy sobie.
I wtedy też, nie obawiając się już jego zawłaszczenia mnie, mogłam na spokojnie przyjrzeć się jego sugestiom, jego perspektywom spojrzenia, już nie ze strachem, lecz z ciekawością. Wtedy też mogłam docenić to, co on mi dał, czego mnie nauczył, na co uczulił, co we mnie obudził czy rozwijał we mnie sam nie do końca zdając sobie z tego sprawę. Znienacka zaczęły pojawiać się momenty, gdy nagle uświadamiałam sobie jak i w co mnie wyposażył, a co jest częścią mnie, dzięki czemu realizuję się w życiu, dzięki czemu dzielę się moim przesłaniem ze światem. Niejednokrotnie gorące łzy spływały po moich policzkach, a serce szeptało „dziękuję Tato… teraz to mogę od Ciebie przyjąć”
Moja relacja z tatą ciągle we mnie ewoluuje. Co jakiś czas dotykam w sobie jej kolejnych aspektów. Trudno mi było i nadal czasem jest, konfrontować się z pewnymi kwestiami,
bo był zawsze tym rodzicem, do którego było mi bliżej i to od samego początku, za co zresztą byłam zawstydzana przez zazdrosną o to mamę. Mimo wielu kłótni z nim na przestrzeni lat, przykrych, krzywdzących słów, które rzucił w moją stronę, klapsów, które spadły na moje bezbronne ciało, jakimś sposobem mimo wszystko czułam, że mnie kocha
i nie potrafiłam długo się na niego gniewać. Miałam też wrażenie, że na jakimś poziomie mnie rozumiał, bo on też był ten „niepokorny”. Pękało mi serce, gdy w moim wewnętrznym procesie ściągałam go z piedestału i obdzierałam ze statusu bohatera. Bo to było tak, jakby mi już nikt nie pozostał, nikt na kim mogłabym się oprzeć. Ale to było dokładnie to,
co musiałam zrobić, by stanąć na swoje dwie nogi, by osadzić się w sobie, przestać być małą dziewczynką, córeczką wpatrzoną w tatusia. Musiałam to zrobić, by uwolnić i siebie i jego ode mnie, by zrobić w moim życiu i sercu przestrzeń na mojego mężczyznę. I jednocześnie pozostawiłam w sobie miejsce w sercu, które zawsze będzie tylko jego.
Dziś Dzień Taty. Dziś do niego zadzwoniłam i szczerze z serca powiedziałam „Kocham Cię Tato”. Oboje stwierdziliśmy, że chyba nigdy wcześniej tak się nie kochaliśmy jak teraz… Powspominaliśmy i te złe i te dobre rzeczy. Dziś jestem sobie wdzięczna, że pozwoliłam sobie na zajrzenie za kurtynę, na to, by spadł z mojego piedestału, na to, by mógł być tylko i aż po prostu ludzkim tatą.
Kochana Kobieto, mam świadomość, że dla Ciebie dzisiejszy dzień może być trudny.
W zależności od tego jak wyglądała i wygląda Twoja relacja z Twoim tatą, takie emocje najprawdopodobniej Tobie towarzyszą. Może czujesz ból w sercu, może żal, złość, smutek, a może tęsknotę. Pamiętaj proszę, że niezależnie od tego jak trudna jest Twoja relacja
z tatą, tam w tym bólu czeka jakaś część Ciebie, która chce wrócić do domu Twojego serca. Skup się na niej.
❤️
——————-
Tekst na obrazku: „Zawsze miałaś moc, moja droga, po prostu musiałaś się jej nauczyć”
– fragment z „Czarnoksiężnika z Oz”
Trafiłam dokładnie na ten obrazek kilka lat temu. Pamiętam jak mnie wtedy poruszył.
Od tej pory mi towarzyszy i przypomina. ❤️🔥
Dziękuję za ten wpis. Jest bardzo bliski mojemu sercu i relacji z moim tatem.
Proszę bardzo ❤️ Pozdrawiam ciepło ❤️
Czy możliwa jest samoistna transformacja naszego umysłu i emocji? Czy chora, pełna smutku i nienawiści głowa może sama się naprawić, jeżeli wyrobimy w sobie nawyk niepodsycania umysłu? Filozofia Kaizen proponuje powolne odzwyczajanie się od np. słodyczy. Czy sprawdzi się to w przypadku negatywnego myślenia i cierpienia? Czy jeśli baaaardzo powoli wyrabiać będę nawyk nieidentyfikowania się z cierpieniem, myślami, to może być tak, że po kilku miesiacach powstana nowe neurony czy ścieżki w mózgu, które dadzą inne reakcje i spojrzenie na to co kiedyś bolało? P. Magdaleno, czy to ma sens? Przynajmniej jako wspomagacz w procesie? Bardzo przemawia do mnie idea wyrabiania w głowie nowych ścieżek, jakkolwiek to brzmi.
Nie wiem czy to by zadziałało, nigdy nie próbowałam. Ja uważam, że są powody, gdy jest smutek, nienawiść i jeśli się je pomija, to będzie się to upominało o uwagę.
Siedział cicho gdy matka mnie niszczyła.
Nawet nie miałam pojęcia jak ogromny wpływ ma okres dzieciństwa i wczesnej młodości na moją przyszłość.
Ehhh…
Przydałby się dobry terapeuta, ale nie łatwo do takiego trafić.
Karina, życzę Tobie, byś znalazła takie wsparcie jakiego potrzebujesz. Przytulam…