Tata

To jest niesamowite jak im większa bliskość w relacji, tym większe synchronie Dokładnie wczoraj wieczorem, gdy wyprzytulałam dzieci przed spaniem (a tulą się duuuuuużo mocniej niż kiedykolwiek) miałam taką samą myśl jak ta, o której pisze Grzegorz poniżej. Złapałam się na tym, że tyle jest miłości, ciepła w naszym domu, a nasze dzieci dużo częściej nam mówią, że nas kochają. Piszę o tym i podaję tu post Grzegorza, by pokazać, że wszystko jest możliwe, że atmosfera w domu może się zmienić, że prawdziwa miłość może zagościć tam, gdzie jej nie było.

Bo u nas nie było. Tej prawdziwej miłości, tego prawdziwego zrozumienia nie było. Oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej, a w tym wszystkim były małe bezbronne dzieci… Kłótnie, wrzaski, trzaski rozbijanych talerzy… Wielokrotnie padałam wtedy na kolana i zawodziłam „Ja już nie dam rady… Boże ja już nie dam rady…” Byłam wykończona… Wszystko czego próbowałam nie pomagało, wręcz było coraz gorzej. Nie wierzyłam, że coś się może zmienić… nie między nami. Miałam wrażenie, że odbijałam się od ściany. Czułam jakby cały ciężar był na moich barkach. Im bardziej Grzegorz był dla mnie nieczuły, obojętny, zimny, tym bardziej ja to odreagowywałam na dzieciach… i tym większe poczucie winy mnie dopadało. Nienawidziłam siebie i nienawidziłam jego.

W pewnym momencie dotarło do mnie, że nie tylko nie chcę go jako męża, lecz, że nie chcę go jako ojca dla moich dzieci. Zaczęło do mnie docierać, że robił krzywdę nie tylko mnie, jako żonie, ale również dzieciom jako ojciec. Ja tego wcześniej nie widziałam. Do tej pory postrzegałam tylko siebie jako tego złego rodzica. Nie widziałam tego jak bardzo zawodził emocjonalnie nie tylko mnie, ale i dzieci.
Pamiętam, jak któregoś razu, zrezygnowana powiedziałam do Grzegorza coś w rodzaju – „Nie chcesz robić nic z naszym małżeństwem, to nie, nie musimy być razem, ale pamiętaj, że zawsze będziesz ich tatą. Pytanie jaką chcesz mieć z nimi relację.” Pamiętam jego wyraz twarzy, jakby mówił „O co ci chodzi kobieto?”

Mam wrażenie jakby to było lata świetlne temu, jakby to było w innym życiu… Przez ten czas OBOJE przeszliśmy tysiące wewnętrznych mil… KAŻDY z nas musiał się w końcu spotkać z bólem, który był wyparty, a którego doświadczyliśmy zanim w ogóle się poznaliśmy. KAŻDY z nas wziął odpowiedzialność za relację ze swoim wewnętrznym dzieckiem. I stopniowo, kroczek po kroczku, nasza wspólna relacja zaczęła przechodzić metamorfozę. Ale to nie koniec. Bo, to ma ciąg dalszy…

Przez to, że my się zmieniliśmy, każdy z nas z osobna, nie tylko nasza wspólna relacja uległa dramatycznej zmianie, lecz zmieniliśmy się również my jako rodzice. Bo im więcej miłości, zrozumienia, czułości mamy dla samych siebie, tym automatycznie okazujemy to dzieciom. Im więcej mamy w sobie zgody na siebie, takiego/taką jakim/jaką jesteśmy, tym bardziej zgadzamy się na nasze dzieci i ich unikatową wrodzoną naturę. Im więcej szacunku mamy wobec siebie samych tym bardziej szanujemy nasze dzieci, ich jestestwo, autonomię, tym łatwiej nam określać swoje granice z szacunkiem, bez zastraszania, zawstydzania czy manipulowania. I dzieci to czują, ich ciała to czują. A kiedy dzieci czują się bezpieczne, kochane, przyjmowane takie jakie są, to chcą tworzyć z nami wspólnotę.

I jeszcze jedno. Nie zdawałam sobie sprawy, jak ważne jest dla kobiety jako matki to, że jej mąż ją widzi, czuje, gdy może się na nim oprzeć. Moje macierzyństwo mogło wreszcie się we mnie rozgościć, bo Grzegorz jest mężczyzną, który je zasila swoją miłością, a ja jego miłość mogę teraz przyjąć.
To tak jak Słońce… Bez niego nic na Ziemi nie rośnie. Matka Ziemia nie rodzi, gdy jego nie ma, gdy jej nie grzeje, gdy jej nie oświetla z czułością.

Kochani… To o czym Grzegorz pisze poniżej to świadectwo tego co się dzieje w rodzinie, gdy i ona i on wezmą odpowiedzialność za swoją przeszłość, gdy pozwolą jej wybrzmieć, gdy ją opłaczą, gdy zwrócą sobie części siebie w niej zamrożone czy pogubione.

Jeśli my mogliśmy, Wy też możecie. Szczęśliwe rodziny są możliwe. Nie idealne, nie poprawne, ale żywe, prawdziwe i szczęśliwe. Życzę Wam tego z całego serca 

 

Od kilku tygodni moje dzieci pokazują mi, że bardzo mnie kochają. Często słyszę od nich tato, tatusiu kocham Ciebie.

Przychodzą, przytulają się do mnie i okazują mi miłość. Bardzo się wtedy wzruszam, a moje serce wypełnia się miłością do nich.

Od kilku dni zastanawiam się co się stało w naszej relacji, że one tak bardzo pokazują mi, że mnie kochają.

Uświadomiłem sobie i zrozumiałem, że to ja zmieniłem sposób w jaki je traktuję i jak się do nich odnoszę. One czują się teraz przy mnie bezpieczne, zauważone, a przede wszystkim daję im wolność w byciu sobą i wyrażaniu siebie.

Jestem zawsze kiedy mnie potrzebują, nie neguję ich uczuć i emocji, po prostu jestem i wspieram je.

Nie robię z siebie wszystko wiedzącego, pozwalam sobie popełniać błędy. Dzięki temu one uczą się, że też mogą robić błędy.

Nie zawstydzam ich, nie podnoszę głosu, nie poniżam ich, nie wyśmiewam ich. Jestem bardziej spokojny niż kiedykolwiek. One to czują, nie boją się już mojej reakcji tak jak kiedyś.

Teraz wiedzą, że tata jest świadomy, potrafi zapanować nad sobą i emocjami.

Nie porównuję ich, traktuję ich jak dwie indywidualne osoby. Każde z nich jest inne, wyjątkowe i ma w sobie dar.

Daję im siebie, spędzamy razem czas, dużo rozmawiamy o tym co się dzieje w ich życiu.

Ich problemy i to z czym się spotykają w swoim codziennym życiu traktuję poważnie. Potrafię zrozumieć co mogą przeżywać i jak się z tym czują. Nie są sami z tym co przeżywają i doświadczają.

Dostają teraz to czego wcześniej nie mogli ode mnie dostać. Uważność, empatię, współczucie, zrozumienie, docenienie i wsparcie emocjonalne.

Mogą mi powiedzieć co tylko chcą, wiedzą, że mogą mi zaufać. Są momenty kiedy się razem cieszymy, kiedy się razem na siebie gniewamy czy nawet złościmy. To jest część naszego rodzinnego życia.

Najważniejsze jest to, że nikt nikogo za to nie ocenia, nikt nikogo nie odrzuca. Dajemy sobie przestrzeń na wyrażanie siebie w 100%. Jesteśmy w naszej relacji autentyczni i prawdziwi. Nikt nic nie udaje, bo nie musi.

Zawsze przepraszam moje dzieci za moje nieświadome zachowanie. Potrafię się przed nimi przyznać gdzie ich mogłem zranić. One też przepraszają mnie kiedy tak czują. Nigdy ich do tego nie zmuszam, czekam, aż wypłynie to od nich samych.

Darzymy się ogromnym szacunkiem w naszej relacji. To nas do siebie zbliża i powoduje, że czujemy się kochani.

Dzięki temu, że pracuję nad sobą, procesuje triggery mogę mieć dzisiaj relację z moimi dziećmi jakiej nigdy wcześniej nie miałem.

Spotykając się z bólem, smutkiem, gniewem i żalem, których doświadczyłem jako dziecko mogę teraz jeszcze bardziej zrozumieć moje dzieci.

Otwierając się na emocje i odczuwanie otwierasz się na współczucie i zobaczenie drugiej osoby. Zaczynasz czuć to co ona przeżywa, nie jest to dla Ciebie obce.

Dzięki temu, że siebie w pełni akceptuję mogę zaakceptować moje dzieci.

Dzięki temu, że siebie pokochałem to mogę kochać moje dzieci.

Dzięki temu, że pozwalam sobie przeżywać emocje, one też mają do tego prawo.

Dzięki temu, że potrafię się troszczyć o siebie, mogę się troszczyć o moje dzieci.

Dzięki temu, że jestem obecny sam ze sobą to mogę dać im moją obecność.

Mimo, że nie jestem doskonałym ojcem to wiem, że wcale taki nie muszę być. Najważniejsze jest to jak się moje dzieci czują w mojej obecności i jak ja je traktuję.

Pozdrawiam i przytulam Grzegorz Brave

#drogadoserca

 

5 przemyśleń nt. „Tata

  1. Chciałbym zapytać jaki ma pani stosunek do pracy, tzn. chodzi mi o to czy każdemu jest pisana jakaś praca, czy może każdy sam dokonuje wyboru? To w jaki sposób pani zarabia – a co gdyby nie weszła pani na tą ścieżkę rozwoju? Czy nasza praca, wynagrodzenie, to odpowiedź naszego wnętrza czy coś innego? Dlaczego np. taki Lewandowski zarabia z 50 mln euro? Nie pytam złośliwie, ale dlaczego? Od czego to może zależeć? Czy wierzy pani, że przyszłość była już gdzieś zapisana? Że my jesteśmy tylko odtwórcami? Że nie każdy będzie youtuberem, piosenkarzem?

    1. To są pytania, na które tylko Ty możesz znaleźć swoją odpowiedź. Nie ma znaczenia co ja myślę, ma znaczenie, czy to, co odkrywasz rezonuje z Tobą. Ja wierzę, że każdy z nas przyszedł „wyposażony” w takie jakości, talenty, umiejętności, dzięki którym może tutaj nie tylko przetrwać, ale cieszyć się życiem.

  2. Droga Madziu! Dzięki Tobie jestem w końcu na właściwej ścieżce powrotu do siebie. To jedna z najlepszych rzeczy jakie mogłam dla siebie zrobić. Bardzo chciałabym pomóc swojemu mężowi, który chyba jest na tą podróż gotowy – niestety mąż jest wyłącznie anglojęzyczny, czy mogłabyś proszę podpowiedzieć najlepsze źródło (blog/artykuł/kanał na yt?) aby mógł zagłębić się w temat? Będę ogromnie wdzięczna!

    1. Super Justyna 🙂 Cieszę sie, że czujesz, że idziesz dobrą ścieżką.

      W języku angielskim polecam:
      – John Bradshaw – książka „Homecoming” oraz nagrania jego wykładów na YT o tym samym tytule, a także wykład o shame
      – Gabor Mate – jego wypowiedzi/wykłady na YT
      – książki Alexandra Lowena, np. „The spirituality of the body”
      – książki Petera Levine, np. „Waking the tiger. Healing trauma”
      – kanał na YT – dr Judy Rosenberg
      Myślę, że tyle na początek wystarczy. Niech mąż wybierze z tego wyłącznie to, co będzie z nim rezonowało.
      Powodzenia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *