Mama i córka

Kilka dobrych lat temu stojąc w kafejce i szykując sobie herbatę na wynos zauważyłam kątem oka kobietę z nastoletnią córką. Odwróciłam się trochę w ich stronę i nie mogłam się na nie napatrzeć… Z ich interakcji emanowała tak ujmująca czułość, radość z bycia razem i naturalność. Były na sobie nawzajem tak skupione jakby cały świat poza nimi nie istniał. Było czuć, że są sobie bliskie i że jest im razem dobrze. Patrząc tak na nie pomyślałam ze smutkiem „Ja tak nigdy nie miałam z moją mamą…” I chwilę z tym pobyłam… Aż przyszła kolejna myśl „Ale mogę tak mieć z moją córką!” Aż podskoczyłam w środku na tę myśl 🙂

 
Te dwie kobiety wtedy, matka i jej córka, zainspirowały mnie do tego, by zamiast skupiać się na tym czego nie mam w życiu, skupić się na tym, co mogę mieć, co mogę stworzyć, o co mogę zadbać w moim życiu. To „przypadkowe spotkanie” przestawiło wtedy moje wewnętrzne tory i zmobilizowało do stworzenia takiej relacji mama – córka, której wtedy zapragnęłam. Na jakiś czas zapomniałam o tym zdarzeniu. Aż do tego lata. Aż do tygodnia, który spędziłam wyłącznie z moją córką. Nasi mężczyźni wyjechali, a my postanowiłyśmy wspólnie celebrować ten czas tylko dla nas. To słowo celebrować ma tutaj kluczowe znaczenie, bo to nie było tylko spędzanie czasu razem. Zaplanowałyśmy aktywności i atrakcje, które obie lubimy i które obie nas karmią i dają dużo radości.
 
Obie kochamy piękne wnętrza i ogrody, więc wybrałyśmy się jednego dnia do pałacu w Śmiełowie, a innego dnia do zamku z Gołuchowie. Ja czytałam wszelkie opisy historyczne, a Tola zachwycała się żyrandolami i wystrojem 🙂 W ogrodach robiłyśmy sobie nawzajem zdjęcia śmiejąc się po pachy ze swoich min i póz. Byłyśmy na kręglach, na tenisie ziemnym, na kajaku, na basenie, w wesołym miasteczku, w którym ze śmiechu się posikałam 🙂 Razem dmuchałyśmy materace do pływania na jeziorze tylko po to, żeby na nich jednak nie pływać, lecz ganiać za nimi po plaży, bo wiatr się nimi bawił 🙂 Razem jadłyśmy watę cukrową, a potem razem nas mdliło 🙂 Codziennie rozkładałyśmy w salonie ekran i rzutnik, przygotowywałyśmy tacę ze smakołykami i robiłyśmy sobie kino domowe, gadając przy tym tyle i robiąc przerwy na kolejne smakołyki, tak że z filmu 1,5 godzinnego robił się 3 godzinny :-).
 
Zamówiłyśmy też stolik w restauracji na kolację we dwie i dałam się namówić na elegancką sukienkę, buty na obcasie i nakręcenie moich włosów specjalnie na tę okoliczność 🙂 A potem w tych kieckach karmiłyśmy kaczki w parku 🙂 Bo moja córka uczy mnie jak celebrować. Ona nie czeka na specjalną okazję, nie zostawia ciuchów na potem, pije herbatę z zastawy świątecznej i chodzi po domu w jedwabnej podomce. Niejednokrotnie słyszę od niej „Mamo, powinnaś to sobie dać”. Ona nie czeka na przyjemności, ona je sobie robi, niezależnie od tego czy to jest czwartek czy Boże Narodzenie.
 
I choć jesteśmy ze sobą prawie cały czas, bo ja pracuję w domu, szkoła przez większość roku była zdalnie, gadamy od czasu do czasu wieczorami przed snem, to ten czas tylko dla nas, tylko we dwie, zbliżył nas jeszcze bardziej. Poczułam jeszcze głębiej jak bardzo ją kocham i jak niezwykłą istotą jest, i że jestem wdzięczna za to, że mogę być jej mamą. Poczułam jak każda drobna rzecz budowała tę naszą relację przez lata. Dotarło do mnie jak szybko dzieci rosną i jak niewiele czasu tak naprawdę mamy, jeśli się nie zatrzymujemy w biegu życia, by naprawdę je poznać… Jak różne „ważne” sprawy odciągają nas od relacji z nimi, a one są tak ciekawymi i zachwycającymi istotami. I że to wymaga świadomego wyboru, by chcieć je widzieć i czuć, by robić na nie prawdziwe miejsce w swoim życiu. Wielokrotnie przez ten wspólny tydzień łapałam się na myśli „Boże, jak ja uwielbiam być w jej towarzystwie! Jaką my mamy fajną relację!” I wielokrotnie powracała mi w myślach ta scena z kafejki sprzed lat, ta scena, która zakiełkowała wtedy w moim sercu pragnienie bliskiej i czułej relacji z moją córką.
 
Dzielę się tą opowieścią z Wami Kochani, a właściwie dzielimy się nią razem, ja i Tola, z nadzieją, że być może choć jedną osobę zainspirujemy tutaj tak, jak mnie wtedy zainspirowała tamta mama i córka. Takie nasze „podaj dalej” od nas do Was ❤️
 

18 przemyśleń nt. „Mama i córka

  1. Droga Madziu, ależ Ty pomagasz ponazywać nasze myśli i odczucia. Jestem babcią, nie potrafiłam zrozumieć dlaczego tak dziwnie reaguję na złość, smutek … u mojej wnuczki, jestem jakby zamrożona, gdy ona złości się na mnie, to ja jak małe dziecko chętnie bym uciekła i ogarnia mnie smutek, jest mi przykro. Zrozumiałam, że moja wnusia jest zwierciadłem dla mojego „bidnego” wewnętrznego dziecka. Biorę się za siebie. Jeszcze jedno dodam, bardzo późno uświadomiłam sobie moje błędy wychowawcze, mam z tego powodu spore wyrzuty sumienia . Pozdrawiam Cię serdecznie.

    1. Oby więcej takich babć! Takich, które potrafią się zreflektować i zdać sobie sprawę z tego, co tak naprawdę się dzieje. Wszystkiego dobrego ❤️❤️❤️

  2. Dzień dobry Kochani, Kiedyś byłam małą dziewczynką, w szkole, występowałam na akademii z okazji dnia matki, słuchałam piosenek i wierszy, wsłuchiwałam się z uwagą i niedowierzaniem: Dlaczego tu wszyscy tak kłamią? Dlaczego nauczyciele organizują taką imprezę, żeby tak bardzo, tak specjalnie wszystkich okłamywać? Dlaczego ja muszę śpiewać i mówić te wszystkie bzdury? Po co to? Przecież prawda jest zupełnie inna !!! Mdliło mnie… Chciałam wykrzyczeć, że mają natychmiast skończyć z tą całą szopką, tylko nie miałam odwagi. I wtedy Eureka…. A co jeśli na świecie istnieje choć jedno dziecko, które tak ma? Które ma Mamę taką, o jakiej mówimy w tych wierszach, Taką, o jakiej śpiewamy w piosenkach. Och….. Jeśli tak jest to Ono żyje w raju!!! I ogarnęło mnie błogie uczucie, że świat może nie jest tak straszny jak tam gdzie mieszkam. Poczułam jakbym w wyobraźni dotknęła oazy na pustyni. Oazy, której istnienie było dla mnie wtedy odległe niczym inne galaktyki, ale pojawienie się iskierki nadziei, że ta oaza istnieje i jest czyimś udziałem, pozwoliło mi przeżyć następny dzień.
    Patrzę na Was na tym błękitnym zdjęciu, i płaczę, bo Oaza istnieje, urzeczywistniła się, widzę ją i czuję,
    Gratuluję Kochane, Tak mocno i z całego serca gratuluję 🙂
    Aga

    1. Aga… Czego Ty musiałaś doświadczać albo i nie doświadczać w relacji z mamą, że takie odczucia się pojawiły. Jakie to jest przykre… Rozumiem bardzo to co piszesz o tych akademiach i o oazie… Dla mnie też była odległa jak inne galaktyki. Pamiętam, że kiedyś nauczyłam się jakiegoś wiersza na Dzień Matki i tak bardzo chciałam wierzyć w to, co w nim było, ale za każdym razem jak go wypowiadałam to czułam zgrzyt między nim a rzeczywistością.
      Dziękuję Ci za to, co napisałaś o mnie i o mojej córce. Wzruszyłam się do łez… Tak, urzeczywistniła się ta Oaza. Czuję tak wielką wdzięczność za całą „pracę”, którą wykonałam, by mogła zaistnieć. To mi tak bardzo zwraca wiarę w ten świat, że to o czym marzyłam jest jednak możliwe.
      ❤️

  3. Pani Magdo, wyglądacie ślicznie, jak siostry przed najpiękniejszym balem. Popłakałam się ze wzruszenia 🙂 To jest cudne, ten Wasz czas 🙂 Ja mam syna, który wyszedł z depresji i właśnie jesteśmy na podobnym chyba etapie (jego tata nie żyje, więc ja tak w podwójnej roli) cieszymy się, razem wyjeżdżamy, oglądamy filmy, wymieniamy wrażenia. On ma już 25 lat, a ja blisko 60, ale chłonę Pani filmy całą sobą. I tak się cieszę, choć dużo jeszcze przede mną tej pracy z wewnętrznym dzieckiem, ale widzę to, widzę światełko w tunelu. Wasze filmy Pani i Pana Grzegorza bardzo mi pomagają. Dzięki temu kontakt z moim własnym synem jest całkiem inny, jest otwarcie 🙂 Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo zdrowia i radości w tej wiecznej podróży 🙂 Katarzyna

    1. Pani Katarzyno dziękuję, że się Pani tym podzieliła. Czytając Pani słowa ja się wzruszyłam… Jakie to wspaniałe, że Pani się chce, że budujecie wspólne relacje z synem. Tak się cieszę!!! I cieszę się, że to czym się z mężem dzielimy jest dla Pani wspierające i przekłada się na relację z synem. Pozdrawiam ciepło i życzę wszystkiego dobrego dla Pani i dla syna ♥️

  4. Bardzo zazdroszczę. Ja w założeniach też pragnę być uważnym, cierpliwym, kochającym ojcem, ale gdy przychodzi do praktyki…taki nie jestem, no nie potrafię taki być. To nie ja. Szybko się męczę kontaktem z córką, drażni mnie, przytłacza milionem pytań i próśb, mam dosyć dźwięku słowa „tata”. Spędzanie dla mnie czasu z nią jest gehenną, co rodzi we mnie potężne wyrzuty sumienia i poczucie winy, bo przecież „powinienem” być inny – inny niż mój własny ojciec i moja własna matka, dla których byłem głównie niewidzialny (w przerwach między ich wybuchami gniewu w stosunku do mnie).
    Kończy się tym, że zmuszam się do spędzania z nią czasu, chociaż prawdę mówiąc wcale tego nie chcę. Najbardziej przewrotne jest to, że często za nią tęsknię i myślę sobie jak będzie fajnie, gdy się zobaczymy – ale rzeczywistość nie odpowiada tym wyobrażeniom.

    1. Dziękuję Ci za szczerość. I bardzo Cię rozumiem. Danie dziecku tego, czego się samemu nie dostało jest wyzwaniem. Poza tym nasze rodzone dzieci są niejako „konkurencją” dla naszego własnego zranionego dziecka wewnętrznego, więc mimo, że świadomie chcemy spędzać czas z rodzonym dzieckiem, to odzywa się w nas to dziecko w nas, które nie dostało uwagi, troski, miłości. Dlatego tak ważne jest by wracać do tego maluszka w sobie, dać mu to czego zabrakło, wtedy automatycznie zmieniają się nasze odczucia wobec rodzonego dziecka. I to wymaga czasu. Powodzenia!

      1. Droga Madziu, ależ Ty pomagasz ponazywać nasze myśli i odczucia. Jestem babcią, lat 67, nie potrafiłam zrozumieć dlaczego tak dziwnie reaguję na złość, smutek … u mojej wnuczki, jestem jakby zamrożona, gdy ona złości się na mnie, to ja jak małe dziecko chętnie bym uciekła i ogarnia mnie smutek, jest mi przykro. Zrozumiałam, że moja wnusia jest zwierciadłem dla mojego „bidnego” wewnętrznego dziecka. Biorę się za siebie. Ale jak wytłumaczyć rodzicom mojej wnusi, że „źle” z nią postępują, że stosują „babcine” i „prababcine” schematy, że fundują jej coś, z czym przyjdzie jej mozolnie kiedyś pracować, a co najważniejsze to najpierw odkryć , że jest w pewnym sensie „zepsuta” przez nieświadome postępowanie rodziców czy dziadków czy w ogóle otoczenie. Jeszcze jedno dodam, bardzo późno uświadomiłam sobie moje błędy wychowawcze, mam z tego powodu spore wyrzuty sumienia . Pozdrawiam Cię serdecznie.

        1. Myślę, że najlepiej samemu zacząć inaczej, być żywym przykładem nowego zachowania. I jeśli jest na to przestrzeń w relacji to można podesłać filmik albo zaproponować/sprezentować książkę. Ja bardzo polecam książkę „Dialog zamiast kar” Zofii Żuczkowskiej, pieknie opisane jak do dzieci podchodzić.
          Wszystkiego dobrego ❤️

  5. Kochane… popłakałam się ze wzruszenia Ja mam 2 corki i jak mawia pani psycholog z ktora pracuje „błędów = doświadczeń” za Sobą… pracuje nad Naszymi relacjami ale nieraz upadam nie daję rady czasem wydaje mi się ze Jesteśmy od SIEBIE daleko i to tez mnie cofa wstecz ku przeszłości do chorej matki i pozwalajacej $obie na przemoc to rodzi gniew ze nie pokazala jak dbac o SIEBIE… teraz Mogę Inaczej teraz Chcę inaczej mam wybór i z niego korzystam wybieram relacje oparte na milosci do SIEBIE i do dziewczyndziękuję WAm serdecznie za wpis i opis tych cudnych chwil a Tobie Magdo Magdusiu serdecznie gratuluję. Kocham Was. Dorotka Dorota

    1. Bycie mamą, dobrą mamą, szczególnie po tym, gdy nie dostało się dobrych wzorców, gdy samemu jest się poranionym, jest sporym wyzwaniem, więc doceniaj siebie za każde jedno inaczej, za każde jedno bliżej, za każde jedno zdrowiej. Pozdrawiam Cię bardzo ciepło ❤️

  6. PANI Magdo! Im dłużej Panią obserwuję i słucham, tym bardziej widzę, ile podobieństw w sobie nosimy. Mam córkę, najwspanialszą, upragnioną, a ja chcę być dla niej najwspanialszą mamą, taką, o której sama marzyłam jako mała dziewczynka. Dziękuję za każde wypowiedziane i napisane przez Panią słowo. Przytulam 🙂

  7. Czytałam POSTA o tym i jestem poruszona, bo teź tak mam, że dzisiaj jestem dojrzałą mamą 3 kobiet i syna i dopiero czuję jak bardzo waźna jest obecność z dzieckiem, co daje obu stronom. Ja tego nie doświadczyłam wogóle z mamą, a potem bardzo pragnęłam być przy dzieciach, ale dzisiaj wiem że byłam w większym stopniu fizycznie, nie zaś uwaźnością serca. Miałam wyboistą drogę której wyzwaniem było przetrwanie. Dzieci wciągnęłam bezwiednie we wsparcie mnie samej, bo było trudno z odpowiedzialnością. Teraz po latach terapii, wracając do siebie czuję jak bardzo mogę jeszcze być blisko ostatniej córki, jak obecność z nią ma inną jakość i jak buduje szczerą relację. Mam z tego ogromną przyjemność. Jestem nadal mocno zapracowana, ale odpuściłam wiele dla nas. Starsze dzieci przeprosiłam i to jest dla nich ok, ale wiem że mnie i im tego czasu nikt nie zwróci. Dziękuję za ten piękny, radosny post ❤️

    1. Kasia, wzruszyły mnie do łez Twoje słowa… Tyle w nich refleksji, świadomości, tyle chęci i gotowości, by budować dobre relacje z już dorosłymi dziećmi. Bardzo Tobie gratuluję, że nie ustajesz, że nie machnęłaś ręką, lecz stawiasz się do tych relacji, zależy Tobie na nich. Piękne! Bardzo dziękuję, że się tym podzieliłaś ❤️ Wszelkiego dobrego dla Ciebie i Twoich dzieci ❤️

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *