Dzień Matki

Dla wielu córek i synów to bardzo trudny dzień. Wiele i wielu z nich czuje wewnętrzny zgrzyt składając życzenia swoim mamom. Wiele i wielu z nich nie składa ich wcale, za co są osądzane/i czy potępiane/i. Ci z Was, którzy tak macie, chcę Wam dziś powiedzieć –
rozumiem Was Kochani. Ja wiem jak to jest.

Relacja z mamą jest bardzo kompleksowa, a im więcej w niej krzywdy, tym trudniej się w niej odnaleźć. Do tego nie jest relacją, na którą możemy machnąć ręką, bo relacja z mamą jest na całe życie, czy jesteśmy z nią w kontakcie czy nie, czy żyje czy nie. Jest naszym początkiem. W niej zaczynamy. Zasłonięci przed całym światem, pod jej sercem, w jej wnętrzu zaczyna bić nasze serce. A potem…. Potem jest bardzo różnie. Zdarza się i to niestety często, że jest trudno, że jest dużo bólu, nieporozumień.

Mi było daleko do mamy. Długo. Bardzo długo. Ten, kto tego nie przeżył, to nie zrozumie.
Potrzebowałam czasu, długiego czasu, by ukoić wewnętrzny ból jakiego doświadczyłam w relacji z moją mamą. Przez wielu byłam za to oceniana, ganiona. Kręcono głowami, wywracano oczami. Powtarzano mi setki razy o wybaczeniu, o tym, że matka to matka. Nie wiem skąd wzięłam siłę, by jednak zrobić to, co czułam, by dać sobie tyle i takiej przestrzeni jakiej potrzebowałam na opatrzenie wewnętrznych ran i poturbowań, na ukojenie, na osadzenie się w sobie, na odkrycie kim jestem… i na odkrycie na nowo kim jest ona, ta która nosiła mnie w sobie i na odkrycie na nowo tych, które były przed nią…

Dziś czuję ogromne wzruszenie i wdzięczność. Wdzięczność dla siebie samej, że miałam odwagę, wielką odwagę pójść pod prąd, na przekór rodziny, społeczeństwa, religii, tych, którzy mnie strofowali, popędzali, nie rozumieli i dzięki temu, że się nie ugięłam, choć było bardzo trudno momentami, to odzyskałam siebie, swoje serce, a co za tym idzie i ją…

Nie zrobiłam jednak tego sama. Ja nawet nie wiedziałam, że mi wolno. Kobietą, która dała mi to pozwolenie, która podała mi rękę była Bethany Webster. Ona jest mamą chrzestną tego, kim jestem dziś. Ona i wspaniałe kobiety w grupie wsparcia przez nią stworzonej. To Bethany i te kobiety tworzyły macicę, w której powstawałam na nowo. Wdzięczność to za mało powiedziane… Bo jak nazwać to uczucie, że odzyskało się własne życie… ❤️

A potem były kolejne mądre kobiety, do których Życie mnie prowadziło. I te, które spotykałam na żywo, w rozmowach, na warsztatach i te, które spotykałam w książkach. One mnie prowadziły z powrotem do mamy i do kobiet w rodzie. Jest ich wiele… Każdej z nich jestem wdzięczna choćby za jedno zdanie, spojrzenie, za postawę. Za to „widzę Cię, rozumiem Twój ból i wierzę, że znajdziesz do niej drogę, jako TY”… Dziękuję, z serca bardzo dziękuję… ❤️

Dziś, po raz pierwszy od kilku lat, zadzwoniłam do mojej mamy z życzeniami na Dzień Matki i poczułam radość w sercu słysząc jej głos. Czułam jak słowa, które wypowiadałam płynęły swobodnie i jak była w nich prawda. Była akurat w lesie, zbierała zioła. Tak jak kiedyś moja babcia, a jej mama, która odeszła, gdy miałam 7 lat, niewiele ją znałam… Ale ona żyje. W mojej mamie, we mnie, w mojej córce…

Dziś na moim biurku płonie świeczka w intencji kobiet w moim matczynym rodzie. Dziś wokół świeczki stoją matrioszki. Jeszcze nie pomalowane. Czekam aż mi wskażą jak chcą się przejawić. One są we mnie, a ja jestem w nich. Dziś z wielkim wzruszeniem i zgodą w sercu mogę wreszcie powiedzieć – jestem Magdalena, córka Barbary, córka Heleny, córka Józefy, córka Stanisławy…
Czuję je… Czuję je za moimi plecami i w moim sercu. Warto było pójść pod prąd, warto było przejść przez wewnętrzne piekło, zejść do głębin mojej podświadomości i mojego ciała, by ich Miłość i Moc mogły popłynąć, bym mogła być wśród nich jako JA.

Kochani, nie spieszcie Cię. Dajcie sobie tyle czasu i przestrzeni ile trzeba. To jest święty proces.

2 komentarze do “Dzień Matki

  1. Ja nie składam mojej mamie życzeń (za to, że mnie lała w dzieciństwie), a ojcu miesiąc później też nie. I jestem dumny z tego! Nawet jeśli jakiś buddysta czy inny uduchowieniec powiedziałby, że to „ego”, „należy wybaczyć”, bla bla.. Ja wiem doskonale, że mam w sobie dużo niewyrażonych emocji. I wiem też, że gdybym na bieżąco wyrażał emocje jako dziecko, to pewnie czułbym się dziś inaczej.

    Mój cel to jedynie przestać chować urazę, a nie ich kochać i skakać im w ramiona. Poza tym, moim zdaniem nie da się takiej relacji odtworzyć. To tak jakby być gnębionym w szkole i budować relację z oprawcą po latach. Brak urazy? Super. Ale nie wyobrażam sobie relacji. Nawet gdyby pojawiła się chęć, wg mnie trzeba taką chęć kontrolować. Nie rozumiem jeśli ktoś postępuje inaczej. Nie widzę w tym sensu. Klaps czy krzyk można odpuścić, zracjonalizować, jest nieco łatwiej, na pewno wiekszość, którzy raz czy dwa dostali utrzymują kontakt z rodzicami, ale przy konkretnym wyżywaniu się i biciu np. pasem, uważam że nawet jak nowa energia/miłość zechce relacji, nie należy jej słuchać.

    1. Musiałeś doświadczyć bardzo dużo zranienia… Słyszę ten ból w Twoich słowach… Daj sobie tyle czasu ile potrzebujesz, by go ukoić… Nie dla nich, lecz dla siebie, dla tego chłopczyka w środku, który został tak bardzo zawiedziony przez najbliższych. Pozdrawiam ciepło.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

20 + dwadzieścia =