Rozmowa z moją wewnętrzną dziewczynką w przeddzień Dnia Dziecka.
– Jak Ci jest Kochanie?
– Teraz już dobrze – mówiąc to wtula się w mój lewy bok. Po chwili podnosi główkę do góry i patrzy mi prosto w oczy pełnymi zaufania magicznymi niebieskimi oczkami. Bierze głęboki wdech i wydech, a na jej ustach maluje się błogi, pełen spokoju uśmiech.
– To dzięki Tobie – mówię do niej.
– Co dzięki mnie? – pyta zdumiona.
– To, że jest dobrze.
– Jak to?
– Nie odpuściłaś. Tak długo się dobijałaś, że w końcu Cię usłyszałam.
– No, ale mogłaś nie usłyszeć… Więc… to dzięki nam obu! – radośnie klaszcze w rączki.
– No tak – mówiąc to uśmiecham się do niej i przytulam jeszcze mocniej.
Siedzimy tak sobie, a ona po chwili podnosi się, uśmiecha się zawadiacko i mówi:
– Ale z nas agentki co nie?
– No, całkiem niezłe agentki – śmieję się w głos na jej słowa.
Przez dłuższy czas siedzimy sobie razem, każda w swojej zadumie, z delikatnym uśmiechem ulgi na twarzach. Nie trzeba już nic mówić. Obie czujemy. Obie czujemy wspólną podróż. Obie czujemy skąd wyruszyłyśmy i gdzie dziś jesteśmy. Obie czujemy ile w tym uzdrowienia, uwolnienia, jak ta wspólna podróż zbliżyła nas do siebie nawzajem i zwróciła życie, radość i zachwyt, tam gdzie ich nie było. I obie czujemy ciekawość, a wręcz podekscytowanie tym, co będzie dalej. Dalej i dalej. Razem. Już zawsze razem. Blisko.
Głaszczę ją po główce i szepczę – Pięknego Dnia Dziecka moja kochana Magdusiu. Kocham Cię Słoneczko. Kocham dokładnie taką jaką jesteś.
– Ja Ciebie też – odpowiada.
❤️❤️❤️
Tego Wam życzę Kochani – miłości w samym środeczku. I takich relacji z Waszymi wewnętrznymi dziećmi, byście czuli w nich błogość, radość i dziecięcy zachwyt nad życiem. Pięknego dnia dla Was ❤️
Pani Magdaleno, a co by pani zrobiła, gdyby ciało/wewnetrzne dziecko wypuściło jakąś bardzo dużą emocję lub fale emocji (a więc dało SUPER okazję do uwolnienia tego), ale stałoby się to np. na 10 minut przed tym, gdy chodzi normalnie pani spać ? I byłby wybór: iść spać i zmarnować „okazję” czy wypić litry kawy i posiedzieć z tym, ale wtedy skutek to np. „wstanę niewyspana”, „zaburzę rytm snu”? Mam jeszcze jedno pytanie, czy ma pani tak, że świadomie odczuwając bolesną emocję, z jednej strony czuje pani ból, te różne ściski w klatce itp, a z drugiej strony jest w tym motywacja, że jak to zostanie uwolnione, to przyjdzie jakaś nagroda, może radość, może pieniądze, łatwiejsze, pełniejsze życie? Czy jednak motywacji nie ma? A może na początku drogi motywacja była? Pytam, bo znam co najmniej 2 osoby z youtuba, które odczuwają ból przy procesowaniu czegoś a jednocześnie radość, że znowu coś uwolnią (uzdrowią w sobie) 🙂 ja sam łapię się na tym, że traktuję emocje jak okazje, nie zawsze ale łatwiej mi odczuć emocję, gdy pomyśle o tym ile profitów bedzie, gdy uwolnie np. kilkadziesiat emocji w przyszłości czy kilkadziesiąt razy usiądę do jakiej sytuacji… Brzmi to może nienaturalnie, ale naprawdę jest mi łatwiej usiąść i odczuć coś, gdy mam wizje nagrody a przecież nagrody beda. Oczywiście wiem z pani filmików, że to proces a nie żadne wyścigi czy kolejny challenge ale serio jakoś lepiej mi z motywacją.
W odpowiedzi na pierwsze pytanie – gdy fala emocji jest spora, to ja z tym siadam. Jeśli nie mogę w danej chwili, to staram się znaleźć jak najszybciej przestrzeń na to.
Co do drugiego pytania – dla mnie osobiście spotkania z dzieckiem wewnętrznym to intymne, głębokie spotkania z samą sobą, z bezbronną i wrażliwą częścią mnie, która była pomijana, a przy której ja się teraz zatrzymuję i pokazuję tym, że jest dla mnie ważna, że się z nią liczę. Motywacją jest więc relacja oparta na zauważaniu, szacunku, wsłuchaniu w to, czego dziecko we mnie potrzebuje i poszukanie zdrowego sposobu zaspokojenia danej potrzeby. To co się dzieje potem w życiu dobrego to naturalna konsekwencja uwolnionej krzywdy. Chodzi o to, by nie używać dziecka wewnętrznego do załatwiania jakichś spraw, ono już wystarczająco wiele razy było wykorzystywane przez innych.
A Ty masz prawo mieć swoją motywację 🙂 i może się ona zmieniać z czasem.
Powodzenia!