Zapraszam na kolejną edycję warsztatów, na których uczę mojego sposobu komunikacji z dzieckiem wewnętrznym. Narodziła się ona we mnie w czasie mojego osobistego procesu, a następnie przez lata stosowania dojrzewała. Jest dzieckiem mojego powołania, światełkiem rozświetlającym wewnętrzny mrok i oświetlającym drogę do siebie. Z wielką radością i przyjemnością przekazuję go dalej.
Przed jej narodzinami byłam jak chorągiewka na wietrze poruszana zewnętrznymi podmuchami to w jedną, to w drugą stronę. Zupełnie nie wiedziałam kim byłam, co było moje. Nie słyszałam mojego ciała, nie wiedziałam, że ono mówi i to nie tylko o podstawowych fizycznych potrzebach. Mój wewnętrzny dialog oparty był na dowalaniu sobie, osądzaniu siebie i utwierdzaniu siebie w tym, że tak naprawdę nikt mnie tutaj nie chce. Miłość własna? Nie było jej, przecież nie należała mi się…
To wszystko zaczęło się zmieniać, gdy po kilku dobrych latach rozwojowych poszukiwań w moim życiu pojawiła się Bethany Webster. Nikt wcześniej nie pokazał mi samej siebie tak jak ona. Z takim współczuciem, z takim zrozumieniem, z takim sercem. Wszystko to, co siedziało we mnie od lat ściśnięte, wyparte, schowane, zaczęło wychodzić na wierzch. To było jak detox. Jak jedno wielkie oczyszczanie ze złogów, które zatruwały moją psychikę i ciało.
Siła i ogrom tego były niczym rzeka, która wylała. Tu nie było szans na sterowanie procesem z głowy, tak jak do tej pory. Tu zaczęły mówić trzewia, a jedyne co ja mogłam zrobić to wreszcie zacząć słuchać, wreszcie zobaczyć siebie, siebie czyli to małe skrzywdzone dziecko schowane pod etykietką „chodzącego potwora”.
To ta mała dziewczynka kroczek po małym kroczku uczyła mnie relacji opartej na CZUCIU, na UWAŻNOSCI, na OBECNOŚCI, na SZACUNKU. Wycofywała się, gdy byłam nieuważna, gdy naciskałam, gdy próbowałam usprawiedliwiać, tłumaczyć, gdy próbowałam sposobów na spacyfikowanie jej ukiszonej złości. Uczyła mnie o granicach, które po raz pierwszy w życiu zaczęłam świadomie czuć w moim własnym ciele! Jakież było moje zdziwienie, że to nie głowa, lecz moje ciało daje mi znać, czy coś jest dla mnie dobre lub nie. Jakież to zaczęło się robić czytelne! Wielokrotnie czekała, patrząc tymi swoimi wielkimi niebieskimi oczami, czy podążę za tym, co ciało mówi czy nie, posłucham go czy zignoruję. Gdy szłam za tym, co mi mówiło, pojawiało się uczucie nieopisanej bliskości wyciskające łzy wzruszenia. Wtedy zrozumiałam skąd bierze się dojmująca samotność i że jedynym antidotum na nią jest bliskość ze sobą i działanie w zgodzie ze sobą. Dopóki siebie pomijamy, ignorujemy, zdradzamy to utrwalamy wewnętrzne rozdzielenie, a z każdym TAK sobie, TAK swojej intuicji mówiącej przez ciało ucieleśniamy wewnętrzną bliskość i odbudowujemy swój wewnętrzny kompas.
Dzięki tej małej dziewczynce i jej bezkompromisowej autentyczności to, o czym czytałam, to co było dla mnie konceptem, teorią zaczęło stawać się namacalnym, żywym doświadczeniem. Relacja z nią dała mi podwaliny pod wszelkie inne relacje, włącznie z relacją z Życiem. Ona nadal mnie uczy, nadal mi pokazuje, wskazuje, zaprasza mnie do siebie. To dzięki niej inaczej niż w przeszłości przechodzę przez wyzwania w życiu, to dzięki niej idę przez życie z MIŁOŚCIĄ w sercu dla siebie i dla innych. To dzięki niej odzyskałam i odzyskuję jakości mojej wrodzonej NATURY, z którą przyszłam.