Żeńskość…

Jakiś rok temu z kawałkiem, kolejna spirala życia zaczęła mnie stopniowo, pomalutku zabierać w odkrywanie wewnętrznego krajobrazu, którego wcześniej zupełnie nie znałam. Na początku myślałam, że to tylko chwilowe, że budzi się po prostu pewnego rodzaju kreatywność, wraca wrażliwość, ale teraz widzę, że ten proces postępuje znacznie głębiej i inicjuje mnie w… Żeńskość. Ale nie w to coś, co pod przebraniem żeńskości jest w istocie dalej patriarchatem lub jego jakąś formą, lecz w tą pierwotną, prawdziwie żeńską, starożytną, bez początku i końca, bez formy, pulsującą czystym życiem i treścią, tą która bije z samego źródła Stworzenia. 

Jestem prowadzona od miejsca do miejsca, w sobie i na zewnątrz, od jednej ucieleśniającej ją kobiety do drugiej, od wspomnień indywidualnych do rodowych, kolektywnych i z powrotem do moich własnych, od zwierząt mocy do starych drzew, od mitów i legend do faktów z historii i z powrotem…
Ta podróż jest niesamowicie fascynująca, jakbym czytała zakazane przez stulecia zwoje. Konfrontuje mnie z kolejnymi iluzjami i kopiowanymi bezrefleksyjnie z pokolenia na pokolenie znaczeniami, które we mnie wsiąknęły, a którym teraz się przyglądam, kwestionuję, badam. No i oczywiście dotykam zapomnianych, bolesnych miejsc, które bardzo dawno żadnego dotyku i uwagi nie doświadczyły.

Proces trwa i trwa, bo po drodze napotykam fatamorganę po fatamorganie, w swoim własnym wewnętrznym krajobrazie i w zewnętrznym. Znaczenia, interpretacje, które wchłonęłam pod wpływem odciętej od żeńskości „kultury”, padają jedno po drugim, wywołując mniejsze czy większe „What the fuck? Jak ja mogłam tego wcześniej nie widzieć?”. Proces trwa, bo wymaga ode mnie głębokiego wczuwania się, by rozróżnić tzw. szczere złoto od podróbki, trójwymiarowy żywy oryginał od płaskiej, zwodniczej iluzji. Jedno emanuje Jej energią, drugie na Niej żeruje udając, że Nią jest. Jedno jest prawdziwym Jej przejawem, drugie przejawem przebranego w nią patriarchatu.

Wygląd, wizerunek, stylizacje, słowa, czy nawet czyny, nie mają tu większego znaczenia. Coś może wyglądać jak Żeńskość w czystej postaci a nią nie być i odwrotnie. Czasem przecieram oczy ze zdumienia, gdy odkrywam, że coś co sprawiało wrażenie tej prawdziwej Żeńskości jest zaledwie jej atrapą, a coś co z góry zakładałam, że jest nie-Żeńskością, jest jej prawdziwym, szczerym przejawem. Dzieje się to zarówno we mnie jak i na zewnątrz.
Odkrywam gdzie sama się „przebierałam” i „przebieram”, gdzie Ją urabiam w coś łatwiejszego do strawienia dla siebie i dla innych, gdzie wstydzę się Jej i jej pierwotności, jej czystej postaci. Odkrywam jak mało Ją znam, jak mało mi Jej pokazano, jak bardzo Ją w sobie skurczyłam, jak stanęłam po „ich” stronie przeciwko Niej, jak bardzo przez lata dopasowywałam Ją do panującej „kultury”.
Odkrywam na co się nabierałam, jakie jej okrojone wersje kupowałam, co uznawałam za jej przejaw, bo tak mi ją serwowano czy nadal się serwuje. I to nie tylko w tzw. powszechnej kulturze. Również w tzw. „rozwoju” jest używana, bezczeszczona, nazywana czymś czym nie jest. Jak to mówi Sera Beak – patriarchat dziś nosi sukienkę bogini.

I tu nie chodzi o osądzanie, ani siebie, ani innych, tu nie chodzi o szukanie winnych. Jesteśmy w tym wszyscy, i kobiety i mężczyźni, od stuleci. Myśmy po prostu zapomnieli, ulegliśmy wiekom propagandy, indoktrynacji, postępującemu odzieleniu od Niej w nas samych i na zewnątrz.
Tu chodzi o zatrzymanie się, by zacząć Ją rozpoznawać, by stopniowo rozróżniać czym jest, a czym nie jest, by mogła się rozgościć w ciele i popłynąć szerokim strumieniem. Kompasem w tym jest CZUCIE, bo ją się czuje.

To jak przestawienie się z wyuczonych, wyrobionych kolein i pójście boso ścieżką nigdy wcześniej nie przemierzaną. Wtedy Ona ma szansę stać się widoczną dla oczu i serca.
Ja w takich momentach czuję Jej obecność, tak prawdziwie, namacalnie. Czasem to trwa kilka sekund, czasem dłuższą chwilę, czasem przelewa się przeze mnie na kartki papieru albo na płótno, czasem jest spojrzeniem jakim patrzę na drugą osobę. Czasem jest obok, a czasem za mną, czasem we mnie, patrzy moimi oczami, czuje moim sercem, doświadcza moim ciałem. Czasem milczy przeze mnie i słucha, a czasem mówi przeze mnie coś, czego ja bym w życiu ze strachu nie powiedziała. CZASem… Ona jest tam, gdzie się zatrzymujemy, gdy przestajemy pędzić, gdy dajemy sobie czas…
Jednego razu, w trakcie procesowania kolejnej warstwy poczucia oddzielenia od mojej prawdziwej Natury, wpadłam w jej ramiona i aż oddechu nie mogłam złapać. Szlochałam, całe moje ciało szlochało i trzęsło się z ulgi, bo poczułam tak wielkie Jej chcenie mnie takiej, dokładnie takiej jaką jestem. Ona wręcz mnie taką stworzyła. Nie ma NIC co Ona we mnie odrzuca, nie ma NIC co Ona w ogóle odrzuca. Na wszystko robi w sobie miejsce.

Ona jest moją Przewodniczką, ale nie decyduje za mnie, pozostawia WYBÓR. I nic za mnie nie robi. To ja robię krok za krokiem. Uczy mnie samodzielności i jednocześnie zawsze mogę w nią opaść, gdy się zachwieję. W chwilach, gdy boli, ona „zatrzymuje czas” i jest ze mną tak długo jak trzeba. Gdy proszę o pomoc podaje rękę, ale nie pomaga tam, gdzie wie, że poradzę sobie sama. O nie, nie pozwoli na to, by odebrać mi moją własną siłę i sprawczość. Ciągle mi przypomina, że wszystko mam już w sobie, w takiej unikatowej kombinacji jaka jest potrzebna dla mnie i dla świata, mam sobie tylko przypomnieć i w tym stanąć i z tego żyć. Do tego jest nieziemsko cierpliwa… Boże, jaka Ona jest cierpliwa… Kompletnie nie interesuje ją w jakim czasie ten proces się dokona, lecz jak głęboko i prawdziwie. Ja, wychowana w kulturze wyścigów i osiągnięć, przyzwyczajona do kalendarzy, budzików i deadline’ów popędzam siebie i tracę momentami cierpliwość… ale uczę się od Niej, by dawać sobie czas, by pozwolić sobie dojrzewać, w swoim i tylko swoim tempie.
Czasem musi coś „poprzez znaki” powtórzyć kilkakrotnie, bo im niedowierzam albo przeoczam. Trafiam wtedy w ślepe uliczki, robię puste przebiegi, a ona pyta „czego się z tego nauczyłaś?” i przysyła mi kolejne większe i mniejsze znaki, jak tą świeczkę, którą ostatnio dostałam w prezencie od kobiety, której towarzyszę w jej procesie. Aż tak dosłownie musiała, by dotarło… DRUKOWANYMI LITERAMI.

Mam w sobie ducha pioniera. To nie pierwszy raz, gdy idę w Nieznane. Jednak ta podróż jest inna od poprzednich. Czuję jak idą w nią, ramię w ramię, moja Dusza i moja ludzka, cielesna część, razem. Zapisków z tej podróży i obrazów zbiera się coraz więcej. Czy ujrzą kiedyś światło dzienne? Nie wiem. Póki co, proszę Was o cierpliwość… ❤️

 

5 komentarzy do “Żeńskość…

  1. Znalazłam Cię przez przypadek, aczkolwiek w przypadki nie wierzę, bo wierzę, że wszystko przychodzi wtedy, kiedy znajdzie się na to przestrzeń. Tak więc znalazłam Cię w takim momencie, kiedy to co mówisz, jest mi potrzebne. Dziękuję. Skorzystam. Oglądam po kolei filmy i zastanawiam się nad tym, co w nich przekazujesz. Mam dużo do pogłaskania w sobie. Dziękuję, że pokazałaś mi, że można to zrobić.

  2. Pani Magdaleno, to co napiszę naprawdę nie jest hejtem (tak może wyglądać), ale mam już dosyć. Serio mam już dosyć tych wszystkich nauczycieli/przewodników/”obudzaczy”. Nieważne czy jest to Pani, czy jakiś youtuber, autorzy blogów, Eckhart Tolle, Katie Byron lub setki innych osób. Zawsze wspólnym mianownikiem dla Was jest to, że wierzycie w duchowość, rozwój duchowy, Boga, duszę itd. Nie znalazłem ani jednej osoby mówiącej o emocji i ich uwalnianiu, która jednocześnie nie wierzyłaby w świat niematerialny. Dotykacie emocji dotyczących swojego ciała (ok), dotykacie emocji dot. pieniędzy (ok), dotykacie emocji dot. żeńskości/męskości (też okej), ale dlaczego do cholery ci wszyscy Świadomi nie dotykają przekonań i emocji dot. np. wiary w Boga? Ja nie jestem ateistą, nie jestem też wierzącym, po prostu ciekawi mnie co się stanie, gdy zacznę odklejać się od „duchowości”. Ale nie na zasadzie popadania w kolejną historię w stylu „To nie istnieje, bo nauka nie potwierdza”, ale zwykłym procesowaniu tego co wyjdzie. Nawet jeśli koniec końców pozostanie czucie tego wszystkiego, to nadal nie wiadomo czy aby to wrażenie istnienia świata duchowego nie jest skutkiem głęboko zainstalowanych historii o tym, że ten świat istnieje. Uczy Pani procesowania emocji, ale jak widać nie wszystkich emocji. Ja np. nie chcę wiary w duchowość. Nie chcę duszy (wraz z wiarą w nią idzie pogląd, że dusza wybiera nasze wcielenie, rodziców itd.). Przecież wierząc w duszę, jednocześnie wierzy się w to, że bezdomność, rak, jest wyborem duszy. Albo że dusza jak chce chorować, to będziemy chorować i nie zmienimy tego. Szczerze? Nienawidzę tej pseudo duchowości serwowanej przez buddystów, oświeconych i innych. Prawda jest taka, że wystarczy dać im iPhona za 6000 zł, buty Nike i bluze Adidasa, to ich ego zrobi predzej fikołka w powietrzu niż to przyjmą i założą na siebie, bo ci uduchowieni gołodupcy często jadą na wyparciu konsupcjonizmu, kasy, luksusu itd. Oczywiście nie mówię o Pani , Pani sama przyznała kiedyś że jest godziwie wynagradzana i to jest super podejście, należy się Pani dużo pieniędzy, ale uważam że jak coś się przerabia, to powinno dotyczyć to także rzeczy „świętych”, a nie że: to przerobie, to też, ale przekonan o duszy już nie. Niestety większość tak robi, globtrek na yt, Planeta Serca, mówią to samo. Aby konfrontować się z cierpieniem. Niby proste, ale za chwilę wtrącają coś o Bogu lub duszy i cały przekaz o byciu wolnym traci sens, bo co to za wolność przepracować krzywdę z dzieciństwa, ignorując duchowe dogmaty? To jest wolność w 99%!

    1. Dziękuję za komentarz. Rozumiem to oburzenie, naprawdę. Myślę, że warto dać sobie czas, by samemu poukładać w sobie te kwestie cierpienia, duszy, Boga, wyboru wcieleń itd. Ten powrót do siebie to również odkrycie swojej własnej duchowości i własnego, osobistego kontaktu z Bogiem/Boginią/Źródłem, jakkolwiek by to nazwać. Bardzo ważne jest by dać sobie przestrzeń i czas, by zbadać, przyjrzeć się temu, co miało się i ma w tych tematach przekazywane.

      „Dlaczego do cholery ci wszyscy Świadomi nie dotykają przekonań i emocji dot. np. wiary w Boga?” – Skąd ta pewność, że nie dotykają? Osobiście bardzo tego dotykam, ale niewiele się tym dzielę, o czym piszę na końcu tego komentarza. Jednym z bardzo ważnych tematów w powrocie do siebie jest odnalezienie swojej własnej relacji z tym, co niewidzialne. Dla mnie osobiście był i jest to jeden z najważniejszych procesów, bo całe życie mówiono mi jaką mam mieć relację ze Źródłem, co mam o tym myśleć, jak je nazywać, w co wierzyć, czy mi w ogóle wolno wypowiadać się na ten temat. To co ja odkryłam w mojej podróży to to, że im bliżej jestem dziecka wewnętrznego, im więcej krzywd mam w sobie ukojonych, tym coraz bardziej czuję niezwykłą Moc i Obecność, które za tym dzieckiem stoją. Szczerze mówiąc takiego obrotu spraw się nie spodziewałam.

      Jak to będzie u Pana? Nie wiem. To jest dla Pana dla odkrycia. Wiem tylko jedno – skoro wywołuje to tak silne emocje, to warto w to zajrzeć. Ja pozwoliłam sobie na wielkie oburzenie na tych wszystkich nauczycieli duchowych, którzy od ciała się dystansują, mówią, że jest iluzją, mówią, by je niewzruszenie obserwować. Nie ufam im, bo nie ufam nikomu, kto sobie coś wycina z istoty wielowymiarowej jaką jestem. Po to mam ciało, by tu, w świecie fizycznym, świecie dualności, poprzez nie, komunikować się z moją duszą, by ona poprzez ciało mogła tutaj doświadczać. Ale to jest to co ja odkryłam. Proszę odkrywać swoje.
      „Co się stanie, gdy zacznę odklejać się od “duchowości” – zachęcam do zbadania. Ja dokładnie to zrobiłam. Zbadałam to doświadczalnie, odcięłam się i sprawdziłam co mi to robiło.
      „Ja np. nie chcę wiary w duchowość. Nie chcę duszy (wraz z wiarą w nią idzie pogląd, że dusza wybiera nasze wcielenie, rodziców itd.) – proszę się temu przyjrzeć. Mi też to się kłóciło, aż się pogodziło. To jest spory paradoks, ale gdy damy sobie na niego czas i przestrzeń to się pokazuje jak jedno z drugim jest powiązane. Proszę dać sobie czas i przestrzeń na swoje odkrycia.
      „Albo że dusza jak chce chorować, to będziemy chorować i nie zmienimy tego.” – ja to widzę trochę inaczej, to co ja odkryłam to nie, że dusza chce chorować, chorujemy, gdy jej nie ma w nas, gdy z niej nie żyjemy, ale też tu nie da się pominąć kwestii rodowych i poprzednich wcieleń. Ale to są moje odkrycia, nie wiem co Pan odkryje.
      „Jak coś się przerabia, to powinno dotyczyć to także rzeczy “świętych”, a nie że: to przerobię, to też, ale przekonań o duszy już nie.” – Dokładnie, zgadza, się. Tak jak napisałam na początku, to jeden z ważniejszych tematów w powrocie do siebie. Szczerze mówiąc do tej pory mało zabierałam w tej sprawie głos. Z kilku powodów – po pierwsze, ponieważ nie chciałam ingerować w tak intymną wewnętrzną relację i czegokolwiek sugerować, bo tego przez stulecia było za dużo i wolę, żeby sobie każdy sam odkrył, co z nim/nią w tym temacie rezonuje, po drugie, ponieważ cały czas moja relacja ze Źródłem ewoluuje z tej narzuconej kulturowo w tą moją, osobistą i momentami jest tak pojechana, że niektórzy by się za głowę chwycili, a po trzecie w kulturze, która jest oparta na naukach, które zostały bardzo poprzekręcane i oparte na rozdzieleniu ciała od duszy, Natury od Ducha zabieranie głosu wiąże się z hejtem, na który nie mam ochoty. Oswajam się jednak z tym, że to jeden z tematów, w którym będę chciała zabrać głos.
      „Co to za wolność przepracować krzywdę z dzieciństwa, ignorując duchowe dogmaty?” – Dokładnie! Zgadzam się w zupełności, nie ma prawdziwej wolności, bez zakwestionowania dogmatów – i tych religijnych i tych z pseudo-duchowości i jakichkolwiek innych.
      Dziękuję za komentarz. Uświadomił mi, że mówienie o kwestiach religii, duchowości jest potrzebne.
      Pozdrawiam ciepło i powodzenia 🙂

    2. „Nie znalazłem ani jednej osoby mówiącej o emocji i ich uwalnianiu, która jednocześnie nie wierzyłaby w świat niematerialny.” – ciekawe prawda :-)?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

trzy × trzy =