Być i działać w zgodzie z sobą.

Tak sobie myślę już od dłuższego, dłuższego czasu jak tu napisać, opowiedzieć o tym czego doświadczam szczególnie od jakichś ostatnich dwóch lat. Jak to ubrać w słowa, kiedy to jest tak inne od tego, czego doświadczałam przez większość życia. Jak to opisać skoro to jest tak różne od tego, co kulturowo przyjęte.

Większość mojego życia to była ciągła pogoń za jakąś niedoścignioną marchewką, ciągła presja, rywalizacja, porównywanie się do innych, próba za próbą dopasowywania się do ogólnie przyjętych norm stanowiących o tym, co jest właściwe i wywołujące społeczne uznanie. Jakbym kręciła się na karuzeli, stale w jednym kierunku… Robić, robić, robić. Działać, działać, działać. Dostarczać, dostarczać, dostarczać. Być non-stop dostępną. Dla wszystkich. Zawsze.

Był taki czas kiedy już po odzyskaniu mojego dziecka wewnętrznego mój tydzień był wypchany po brzegi sesjami, a każdą wolną chwilę poświęcałam na kolejne kursy, książki, przygotowywanie i kręcenie kolejnych filmów, pisanie postów i odpowiadanie na setki wiadomości przez fanpage, messanger, youtube, whatsapp, skrzynkę mailową…

Zmieniło się to CO robiłam, ale nie to JAK to robiłam. Słyszę to od wielu osób, które odchodzą z pracy, z korporacji i zaczynają żyć ze swojej pasji. „Wiesz, myślałam, że będę szczęśliwa, a padam na twarz”, „Nie mogłam się doczekać, by zacząć to robić, a teraz mam tego dość”.
Nie wiemy jak to zrobić – przejść z czegoś co nie było nasze do dzielenia się ze światem naszymi talentami tak, by się przy tym nie wykończyć. Przenosimy utarte, automatyczne schematy działania na to, co wypływa z naszego serca. I na dłuższą metę tak się nie da, bo Dusza nie pozwoli się nadużywać ani nie pozwoli nam wykończyć się w Jej imieniu.

Jednak przejście na Jej tryby nie jest takie proste. Spowolnienie tej karuzeli, a następnie zejście z niej i utrzymanie równowagi po tak długim kręceniu się, wymaga mnóstwa osadzenia w sobie, odwagi i w ogóle zaufania w wybór, by zejść. Tylko jak tu zaufać, gdy życia poza karuzelą zupełnie się nie zna, a „wszyscy” się kręcą. Do tego dochodzi presja – i ta wewnętrzna, wynikająca z przyzwyczajeń i wpisanych przekonań i ta zewnętrzna, wynikająca z oczekiwań otoczenia i przekonań innych ludzi. Są niczym hulające wiatry nad dopiero co wyrastającą roślinką. Nie pomaga też to, że widzisz w swoim otoczeniu osoby, które niby „podążają za Duszą” ale w stary sposób.

To czas totalnej dezorientacji, dosłownie może kręcić Ci się w głowie, gdy w końcu decydujesz się zejść z karuzeli. Wiesz i czujesz, że nie chcesz już po staremu, że nie ma do tego powrotu, ale zupełnie nie wiesz co teraz. Stare sposoby nie działają, a nowych jeszcze nie ma. W tym czasie możesz wręcz odczuwać niemoc fizyczną, brak energii i to miesiącami. Do niczego nie możesz „się zmusić”. Jakby ktoś wyłączył zasilanie. I tak jest. To zasilanie, którego Cię nauczono, to co do tej pory pchało Cię do działania, a co nie było prawdziwie Twoje, już nie działa. Nowe nie pojawia się od razu, wręcz przeciwnie. Najpierw muszą w Tobie umrzeć stare, wyrobione percepcje, zachowania i przyzwyczajenia, by zrobić miejsce dla tych wypływajacych ze środka, a to wymaga czasu i głębokiej eksploracji siebie na poziomach dotąd nie odkrytych. To wymaga również konfrontacji z wpisanymi wzorcami naszej odartej z pierwiastka żeńskiego kultury. Stopniowo czujesz jak „kabelek po kabelku” odłączasz się od „matrixa” i jak synapsa po synapsie przełączasz się na zasilanie ze środka, pulsujące z Twojej prawdziwej, wrodzonej Natury, by powolutku, oddech po oddechu BYĆ i krok po kroku DZIAŁAĆ z Niej.

W moim przypadku to było tak, że wysłałam intencję – pragnę ucieleśnić wewnętrzne małżeństwo, równowagę męskiego i żeńskiego we mnie. Naiwnie myślałam, że to będzie wisieńka na torcie, zwieńczenie mojej dotychczasowej przemiany. Tymczasem inicjowałam siebie samą w proces, który zaskoczył mnie swoją głębią i skalą. W zeszłym roku nagrałam trzy godzinne filmy, w których próbowałam o tym mówić. Wszystkie trzy skasowałam. Przez miesiące nie mogłam znaleźć słów, które by oddały co się ze mną działo. Teraz, gdy o tym czasie myślę, to przychodzi mi jedno do głowy, że zaczęłam wtedy czuć i pozwoliłam się wreszcie przenikać wielkiej Tajemnicy Życia, Misterium, Wielowymiarowości, pierwotnej Sile Życiowej… czemuś co jest odczuwalne wyłącznie wtedy, gdy zdejmie się nogę z gazu… bo To wibruje zupełnie inną częstotliwością…
Czy mój proces jest zakończony? Nie. Ten proces nie ma końca, czuję to bardzo namacalnie, a co za tym idzie, już mi się nie śpieszy…
Bo nie o zakończenie, nie o rezultat tu chodzi, lecz o ciągłe przeistaczanie, ewoluowanie, wdech i wydech, i Prawdę. A skoro to i tak nie ma końca to mogę wreszcie po prostu doświadczać i cieszyć się tą podróżą.

Co za tym idzie? Dla mnie to oznaczało spore zwolnienie tempa, wybory w oparciu o to, co wspiera moje ciało i karmi moją Duszę, mniej pracy, więcej odpoczynku, mniej działania, więcej bycia i delektowania się nim, dawanie z siebie innym tylko, gdy to jest prawdziwe, a nie wynika z oczekiwań, poczucia winy czy strachu.
I choć wiem, że wielu z Was nie podoba się to, że od jakiegoś czasu jestem w internecie rzadziej, że nagrywam jeszcze rzadziej, że nie odpisuję na prywatne historie i prośby o wskazówki, że nie oferuję sesji od rana do wieczora, że prowadzę zaledwie kilka warsztatów w roku, że te mini-warsztaty online póki co są na ograniczoną ilość osób, to mimo to Kochani, wybieram tak działać, tak długo, jak długo jest to dla mnie prawdziwe. Bo ostatnią rzeczą jaką chciałabym sobie i Wam zrobić to udawać kogoś kim nie jestem, robić coś pod Was, by się Wam przypodobać, a potem padać ze zmęczenia i kląć na to wszystko.

Potrzebuję bardzo tego spowolnienia i odpoczynku po wcześniejszym zabieganym życiu. Potrzebuję bycia po swojemu i działania w swoim tempie. Potrzebuję przestrzeni na prywatne życie i zmiany, które się w nim dzieją. Potrzebuję się wysypiać, chodzić do lasu, nad morze, robić na drutach, malować, pisać wiersze, szyć na maszynie z moją córką, robić z nią biżuterię, gadać godzinami z moim synem, który wszedł w okres nastoletni, zalegać pod wielkim rozłożystym drzewem z moim ukochanym mężem, być mniej na elektronice… bo ja nareszcie cieszę się moim życiem, nareszcie cieszę się byciem mamą, bo nareszcie mam męża, z którym chcę dzielić moje życie, bo nareszcie się nie szarpię, nie gonię, nie ścigam z nikim… Wreszcie mogę tego doświadczać i rozkoszować się tym.

I z Wami Kochani też chcę być, ale w takiej ilości i w taki sposób, by czuć szczere TAK.
I będę tu z Wami Kochani, bo jesteście dla mnie ważni, bo być tu z Wami to moje powołanie, bo jesteście moją duchową rodziną, moim plemieniem. To co najważniejszego mam tu do wniesienia to autentyczną siebie, która JEST i DZIAŁA, w zgodzie z sobą i po swojemu. A to po swojemu ma swój wdech i wydech i ewoluuje razem ze mną.
Czuję, że Dusza prowadzi mnie do większego zadania i jednocześnie czuję, że ważne jest, by to odbywało się w zgodzie z moją Naturą, by to jak działam honorowało to kim jestem – równowaga męskiego i żeńskiego we mnie… tego właśnie pragnęłam i to się ucieleśnia.

Każdy i każda z nas ma swój i tylko swój sposób BYCIA i DZIAŁANIA. Każdy i każda z nas ma swoją wrodzoną Naturę, z którą przyszliśmy na ten świat. Wybór jaki mamy to albo się z nią zestroić, albo żyć na przekór jej, bo tak nas wyuczono i ponosić tego konsekwencje.
Każdy i każda z nas przechodzi różne etapy w życiu, ma swoją unikatową historię, każdy i każda z nas ewoluuje i odkrywa siebie, swój rdzeń, coraz bardziej. Są okresy, gdy jesteśmy bardziej skierowani do środka i są okresy, gdy jesteśmy na zewnątrz. Niech to się nie stanie kolejnym zadaniem, kolejnym projektem porównywanym z innymi, ocenianym na plus czy minus.
Każdy i każda z nas jest wyjątkowy, wyjątkowa jak płatek śniegu. Albo pozwolimy się tej wyjątkowości przejawić albo pod presją wpisanych przekonań i otoczenia będziemy ją trzymać w klatce. Wybór należy do każdej pojedyńczej osoby.
❤️

8 komentarzy do “Być i działać w zgodzie z sobą.

  1. Magdalena Ty odżywiasz dusze! Kurde, to jest zajebiste. Czuć to o czym piszesz. To jest taka niesamowita Energia Istnienia. Po czasie zauważasz, że wszystko się łączy. Najlepszy jest moment, w którym widzisz jak świat pędzi i robi to na oślep, a ty powoli się budzisz i przeżywasz każdy moment dnia. Bo to jest Twój dzień i mój dzień. Możemy stworzyć nasz dzień. I już nie czujesz, że ktoś za ciebie opowiada twoją historię. Ty ją opowiadasz. Ty się nią stajesz. Ty nią jesteś.
    Dziękuję, dziękuję, dziękuję

  2. Zauważyłam też dziwny syndrom- gdy pozwole się sobie rozluźnić gdy np płacze co rzadko sie mi zdarza, prawie nigdy, albo czuje się dobrze to kolejnego dnia, za jakiś czas pojawia się w straszliwy zjazd w dół jakby coś chciało mnie ukarać za te chwile luzu .. samopoczucie kolejnego dnia jest koszmarne.

    1. To może też być faza regeneracji po długim czasie wstrzymywania płaczu, wtedy ciało będzie zmęczone, bo odpuściło napięcie. Dobrze jest wtedy odpocząć, wyspać się, dać czas ciału na regenerację. A jeśli masz poczucie, że to kara, to przyjrzyj się od kogo się nauczyłaś karać samą siebie, za co, czy to jest aktualne?

  3. Jak strasznie trudno jest to zrobić zeby niektóre rzeczy zostawić i i zwolnic. Zgadzam się -nieraz wszyscy naokoło mówią inaczej i potrzeba tak dużo mieć siły żeby się przeciwstawić.
    Mnie zmusiła do zwolnienia bezsenność i depresja. Do pracy można się zmusić, do snu nie..
    A i jeszcze wydawało się że przecież i tak jest wolno a tu trzeba było jeszcze zwolnić tempo. To powoduje panicznie poczucie winy i lęk.

    1. Tak, Życie znajdzie sposób, by nas obudzić, by zatrzymać w tym wyścigu. I dopiero jak zwalniamy może wyjść to wszystko co w negatywny sposób popycha nas do działania, jak właśnie poczucie winy czy lęk, z którymi trzeba się rozprawić, by być wolnym w swoich wyborach. Powodzenia!

  4. Piękne słowa, ponownie trafiły prosto do mojego serca i umysłu. W swoim powrocie do Siebie, przyglądam się sobie i otoczeniu z ciekawością dziecka. Znajduję radość i kolory z codziennych spraw. Nigdy nad wyraz nie udawałam kogoś kim nie jestem, ale teraz widzę Siebie bardziej, widzę wyjątkowość Siebie samej, dostrzegam, że JESTEM. Nie tak dawno postanowiłam dokonać Wyboru i chociaż z początku wydawało mi, że zrobiłam źle, teraz powoli widzę jak MÓJ wybór oddaje mi (po czasie) coś pięknego. Najpiękniejsze jest to, kiedy łapie się na tym, że chwilami bardzo wyczekuje tej zmiany, odpowiedzi i wyobraź sobie Magdo moje miłe zaskoczenie, kiedy w momencie, w którym najmniej się spodziewam dostaję to o co prosiłam. Piękne. Myślę, że chociaż nie mówię wprost, to Ty mnie Magdo rozumiesz. I chociaż obcuje ze sobą i swoim wewnętrznym dzieckiem od niedawna, prawie każdego dnia widzę świadectwo tej pracy. I to jest piękne, to jest moje. Oto po raz pierwszy od 30 lat zaczynam być sobą, w zgodzie z sobą. I to mi się podoba, ja sobie samej się podobam. Cieszę się, że los pozwolił mi Ciebie spotkać. To jest kolejny dar. Pozdrawiam serdecznie

    1. Wspaniale!!! Ale pięknie siebie wspierasz w tym procesie. Tak, wiem o czym mówisz 🙂 Wszystkiego dobrego!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

2 × trzy =