Na własnych skrzydłach

Dużo mówi się o tym, że rodzice nie doceniają nas, bo uważają, że jesteśmy niewystarczająco dobre, mądre, inteligentne, pracowite, kochające itd. Ale jest też inna strona bycia niedocenianą przez rodzica – kiedy to, kim jesteśmy, kiedy to, co robimy, wywołuje w rodzicu poczucie, że jest gorszy, że zostaje w tyle, że go w jakiś sposób przerastamy, więc w jego oczach stajemy się rywalką dla jego ego. Rodzic, który sobie z tym nie radzi, umniejsza czy dyskredytuje dziecko, nakazując mu w ten sposób pozostanie w małości.

Taki rodzic nie widzi czy nie docenia dziecka, nie dlatego, że ono robi za mało, lecz dlatego, że ono robi za dużo, dlatego, że ma w jakichś obszarach lepiej, więcej niż rodzic miał czy ma i w ten sposób staje się nieświadomie konkurencją dla swojego rodzica, zagrożeniem dla jego niepewnego poczucia wartości. Dotknięta zostaje w rodzicu nieświadoma rana uśpionego potencjału, która konfrontuje rodzica z jego brakiem czy niemożnością działania w celu jego ucieleśnienia.

Nieprzeżyte w pełni życie rodzica, nierozpostarte w pełni skrzydła rodzica, to jeden z największych hamulców dla dziecka. Kiedy rodzic nie realizuje swojego potencjału, gdy nigdy go nie rozwijał albo z różnych powodów przestał go rozwijać (choroba, nałóg, wiek i inne), będzie nieświadomie podcinać skrzydła dziecku poprzez zniechęcanie, zasiewanie wątpliwości, obrzydzanie, negowanie, słowa w rodzaju „lepiej się zastanów” czy mówienie wprost „z tego nic nie będzie” i tym podobne.

Szczególnie wtedy, gdy dziecko kieruje się w życiu realizacją swojego powołania, gdy życie ze swojej prawdziwej natury stawia jako priorytet, będzie to kłuło w oczy rodzica, który powołanie serca odstawił na bok, który wyparł się swojej natury, bo np. musiał się skupić na zarabianiu pieniędzy i utrzymaniu rodziny albo zajął się tym czym „wypada” albo wykonuje pracę dla statusu społecznego albo po prostu opadł z sił i odpuścił, a Ty tu pełna werwy próbujesz realizować siebie przed jego nosem. To jest niewygodne, to uwiera, to konfrontuje ze stratą… siebie, o której rodzic nie chce wiedzieć i nie chce czuć. Ilu z naszych rodziców w ogóle wie co jest ich powołaniem, co jest ich wrodzoną naturą, ilu ma kontakt z głębokimi pragnieniami, a ilu bezrefleksyjnie kieruje się tym, co system, w którym żyjemy, uważa za słuszne? Ilu miało odwagę czy możliwości, by pójść za głosem serca…? No właśnie…

Dlatego chciałabym tu podkreślić to, że tu nie chodzi o szukanie winnych. To podcinanie skrzydeł trwa od dawien dawna. Taka jest ta nasza „cywilizacja”. Tu chodzi o to, by uświadomić sobie jakie programy, które nam przekazano nami rządzą, a następnie je wykasować i zastąpić tym, co nas wspiera. By to zrobić trzeba najpierw w ogóle zdać sobie sprawę z tego, że dany program mamy zainstalowany i włączony, program, który cichutko sobie chodzi w tle, ale który nas okrutnie obciąża i hamuje przed byciem i działaniem na dużo większą skalę i po swojemu.

A więc jak rozpoznać czy masz z tym do czynienia?

Jeśli masz poczucie, że kiedy dzielisz się z rodzicem tym, że coś osiągnęłaś, jeśli dzwonisz do niego czy zapraszasz go, by się czymś pochwalić albo masz coś fajnego w planach i się tym dzielisz, a rodzic w odpowiedzi na to nie celebruje tego z tobą, nie pochwali, nie doceni, lecz odwraca uwagę od tego mówiąc o swoich planach, swoich sprawach albo mówi wtedy o innych ludziach i ich chwali, kompletnie pomijając Twoje małe i duże zwycięstwa, to masz do czynienia z rodzicem kłusownikiem, który zakłada na Ciebie niewidzialne wnyki. Gdy w nie wpadasz jesteś unieruchomiona i wkurzasz się na siebie, bo nie wiesz, że masz nogę w pułapce zastawionej przez rodzica, wyrzucasz więc sobie, że jaka to z Ciebie porażka, że inni to potrafią, są lepsi, a Ty to taka beznadzieja i właściwie to nic takiego nie osiągnęłaś.

Konsekwencją wychowywania się z takim rodzicem jest poczucie jakbyś jechała przez życie z zaciągniętym hamulcem ręcznym. Dopóki go nie zdejmiesz będziesz mieć ciągłe, podskórne wrażenie, że nie możesz się w pełni rozwijać, że nie możesz zmaterializować swoich pomysłów i marzeń, że coś Cię stopuje, jakbyś była na jakimś łańcuchu, dotąd możesz, ale dalej już nie. Może to być tak mocno wpisane, że objawia się to sabotowaniem własnego sukcesu, wspieraniem innych i ich sukcesów z pominięciem siebie, ciągłym doświadczaniem sytuacji, w których Twoja twórczość czy pomysły są dyskredytowane czy podważane, odpychaniem od siebie ludzi, którzy chcą Tobie pomóc itd. Innymi słowy pętasz własne skrzydła, żeby nie zagrozić rodzicowi majestatycznym lotem na swoich własnych mocarnych rozpostartych skrzydłach.

I może być tak, że sama to robisz innym, własnym dzieciom, przyjaciołom, partnerom, świadomie bądź nieświadomie. Jeśli to w sobie rozpoznajesz, nie biczuj się za to. Odtąd rób inaczej, zastępuj stare komunikaty i zachowania nowymi, zdrowymi i zaopiekuj się tą częścią Ciebie, która była trzymana w małości, która ścierpła od ciągłego kurczenia się.

I może też być tak, że właśnie dlatego, że podcinano Tobie skrzydła to robisz wszystko, żeby inni nie musieli tego doświadczać, żeby mieli łatwiej, lżej, więc nie zdając sobie z tego sprawy kosztem siebie mościsz gniazda dla innych, karmisz ich, a potem wypuszczasz w świat i dopiero po czasie widzisz, że zaniedbałaś w tym siebie. To jest mocny dzwonek od życia, bolesny, ale niezbędny, żebyś wreszcie zaczęła siebie i swój rozwój czy sukces traktować poważnie.

Reakcji na rodzica, który trzymał w małości może być wiele. Przyjrzyj się jak to jest u Ciebie. Jakie znaczenie o sobie samej, o swoich możliwościach, potencjale, o świecie, nadałaś, wychowując się przy nim.

Znamienne jest to, że przy takim rodzicu nie czujesz się bezpiecznie mówiąc o swoich pomysłach, pragnieniach, marzeniach, bo gdy to robisz są pomijane, umniejszane, poddawane w wątpliwość, bo konfrontują go nieświadomie z tym, że on żyje w przykurczu. Dostajesz więc zawoalowany komunikat „Pozostań w małości, to ja też nie będę musiał nic zmieniać i nadal będę się czuł lepszy/większy od Ciebie”. Paradoksalnie Ty nie wiesz, że rodzic obawia się tak naprawdę Twojej coraz bardziej ucieleśnionej mocy i odczuwasz stale poczucie gorszości, poczucie, że nigdy go nie zadowolisz, że choćby nie wiem co byś robiła nigdy nie przyjdzie i nie powie „Jestem z Ciebie dumny. Ale Ty się rozwijasz. Jestem pełen podziwu.”

Tak długo jak to jest nieuświadomione, tkwisz w głębokim posłuszeństwie wobec nakazu małości wpojonego przez Twojego rodzica i jesteś ślepa na swoją własną Esencję i Moc. I nie ma znaczenia, czy masz z nim kontakt czy nie, czy mieszkasz tylko dwa domy dalej, czy na końcu świata. Podlegałaś ciągłej, powtarzającej się przez lata, ukrytej indoktrynacji, szczególnie w czasie, gdy Twoje postrzeganie siebie oraz swoich możliwości i potencjałów kształtowało się jak młoda delikatna roślinka. Ona potrzebowała ogrodnika, który wspierałby jej wzrost. A co robił Twój rodzic, kiedy rosłaś? Co Twój rodzic robi dziś, wobec Ciebie, gdy już jesteś dorosła? Jak reaguje na to, że z nasionka, które posadził wyrosło coś innego niż oczekiwał albo coś większego od niego? Przyjął Cię w tym? Pogratulował szczerze? Puścił w świat? Poczułaś dumę rodzica? Zobaczyłaś ją w jego oczach? Jeśli tak, to jesteś szczęściarą. Jeśli tak, to dostałaś jeden z największych darów jakie rodzic może dać swojemu dziecku – poczucie, że może ono iść razem z nim przez życie, ale po swojemu i bez ograniczania własnego rozwoju.

Jeśli natomiast rozpoznajesz swojego rodzica w odwrotnej reakcji, to bardzo ważne będzie zbudowanie swojej własnej wewnętrznej odporności na jego robaczywe komentarze, sugestie, podcinania, miny, uwagi, które zjadają Cię od środka. Antidotum na takie szkodniki, które ja znalazłam i bardzo polecam to głęboka relacja ze swoim dzieckiem wewnętrznym. Ty możesz mieć coś innego. Ważne, by to było coś, co pomaga Tobie pozostać przy sobie, swoim wiedzeniu, swoim wewnętrznym autorytecie, coś co nie pozwoli gasić ognia Twojej wewnętrznej mocy i Twojej niczym nie spętanej radości, Twojej ekscytacji, gdy doświadczasz samej siebie.

Potrzebna jest jeszcze jedna rzecz. W związku z tym, że taki rodzic nie puści Cię z własnej woli, a zinternalizowałeś go w sobie, to takiemu uwewnętrznionemu rodzicowi trzeba wypowiedzieć posłuszeństwo. Jeśli tego nie zrobisz, będziesz podcinać skrzydła sobie, innym, będziesz trafiać co jakiś czas na tych, którzy w bardzo zawoalowany sposób będą próbować zagasić Twój wewnętrzny ogień odwodząc Cię od tego, co Ciebie wspiera i stanowi, możesz też projektować swojego rodzica na tych, którzy Cię wspierają, a których będziesz podejrzewać o ukryte zamiary, bo jedyne co Twoja podświadomość zna to rodzica, który zamiast wspierać Twój wzrost, wstrzymywał go.

Jak uwolnić się od tego? Osadzając się w sobie i to jest PROCES. Możesz się w nim wesprzeć na przykład czymś takim:

Stań stabilnie na dwóch nogach, poczuj połączenie z Ziemią, poczuj swój wyprostowany kręgosłup, poczuj połączenie z Kosmosem/Bogiem/Wszechświatem, jakkolwiek to nazywasz. Poczuj jak spotykają się w Tobie góra i dół, i z przestrzeni dziecka, którym byłaś, któremu wpojono pozostawanie w małości (poczuj to dziecko w sobie) wyraź poniższe słowa lub podobne, takie jakie Ty czujesz, że są właściwe, do taty, a następnie do mamy lub na odwrót wyobrażając ich sobie przed sobą:

Wypowiadam posłuszeństwo Twojemu nakazowi małości, Tato.
… poczuj to …
Zwracam sobie moją Moc i moją Esencję, Tato.
… poczuj to …

Wypowiadam posłuszeństwo Twojemu nakazowi małości, Mamo.
… poczuj to …
Zwracam sobie moją Moc i moją Esencję, Mamo.
… poczuj to …

To może być bardzo emocjonalne doświadczenie, więc daj sobie tyle przestrzeni i czasu, by przeżyć je w uhonorowaniu siebie z dziś i siebie z przeszłości. Pamiętaj o oddechu, wspieraj się nim.

Jeśli nie jesteś jeszcze tego w stanie zrobić to też jest w porządku. Ty będziesz czuć co i kiedy jest dla Ciebie właściwe.

Jeśli zrobiłaś to, sprawdź na co się robi w Tobie przestrzeń i poprzez jaką POSTAWĘ i jakie DZIAŁANIE wybierasz ucieleśnić zwróconą sobie Moc i Esencję. To nie musi być nic wielkiego, chyba, że chcesz i jesteś na to gotowa. Ważne byś zrobiła coś czego do tej pory nie robiłaś, byś doświadczyła się w postawie, która dotąd nie była dostępna. Niech Twoja MOC będzie z Tobą!

Jeśli chcesz się podzielić swoimi odczuciami, spostrzeżeniami na temat tego wpisu, czy na temat tego rytuału, to zapraszam do pisania w komentarzach. Postaram się każdy komentarz przeczytać, jednak nie obiecuję, że na każdy odpiszę. Chciałabym tu do Was częściej przychodzić i dzielić się tym, co ze mnie wypływa, a nie mam tyle przestrzeni czasowej, by pod każdym postem odpisać na każdy komentarz. Jednak bardzo zachęcam do komentowania, ponieważ będzie to uwalniające dla Ciebie, gdy się podzielisz tym, co potrzebuje się wyrazić oraz będzie uzdrawiające i uwalniające dla tych, którzy przeczytają Twoje słowa.

Ten wpis dedykuję mężczyźnie, który go zainspirował. Dziękuję 💓

Przytulam Was Kochani 💓

 

P.S. Postanowiłam pisać w formie żeńskiej, ponieważ głównymi odbiorczyniami moich treści są kobiety. Zapraszam jednak bardzo ciepło mężczyzn do zatrzymania się nad tym tekstem. Cieszę się, że jest Was w mojej przestrzeni coraz więcej.

10 przemyśleń nt. „Na własnych skrzydłach

  1. Trafiłas w samo sedno mojej egzystencji , doładnie tego doswiadczałam w relacji z mamą , zachwycała sie szczęsciem innych ich sukcesami a gdy ja chciałam czegos sprobowac słyszalam ….lepiej nie strzezonego Pan Bog strzeze….nawet teraz gdy to pisze czuje znajomy bol. Czytajac ten artykul uswiadomilam sobie ze czegos mnie pozbawiono w pewien sposob okaleczono emocjonalnie to wywoluje zlosc

    1. Tak, to spore okaleczenie, to podcinanie skrzydeł, to trzymanie życia w uśpieniu! Wsłuchaj się w tą złość, wsłuchaj się o czym mówi, w imieniu czego się pojawiła, do odzyskania czego woła.

  2. Magdaleno! Dzielę się z Wami „na gorąco”. Otóż w mieszkaniu, w którym mieszkam, mieszka również osoba, która zachowuje się w sposób złośliwy, prowokujący do kłótni. To jest dłuższy temat, ale powiem krótko, że wykorzystuję sytuację do pracy i do wglądu wewnętrznego. Mam dużo cierpliwości, ale ostatnio nie wytrzymałam. Otóż byłam w kuchni ja i ta osoba. Wyszłam do łazienki, żeby umyć ręce. Zostawiłam niedokończone śniadanie. Ta osoba zamknęła drzwi. Wracam z łazienki (czuję wewnętrznie wkurwienie mocno i wiem, że jest bardzo ważne- mój Święty Gniew). Ta osoba zaczyna coś mówić i wiem, że to jest nieprawdą, nie słucham tego, co mówi, bo wiedziałabym i czuła, gdyby powiedziała prawdę, Prawdę z dużej litery. Zależało jej na tym, by wylać nienawiść. Otóż zadaję to pytanie i tylko to pytanie”Dlaczego zamknąłeś drzwi? „, ta osoba „swoje” czyli manipulacja i odbieganie od mojego pytania i nagle wydarzyło się to: myślę, że pojawił się w niej gniew i bezradność, bo doprowadziłam do wewnętrznej konfrontacji i słyszę : Don’t be silly. Nie bądź głupia. (Jak to? Przecież nie jestem) I całą sobą czuję i wiem, że to kłamstwo. Przez kilka dni myślałam o tym. Dlaczego ta osoba powiedziała w ten sposób, kiedy ja zachowałam się mądrze. I przyszło do mnie. Komunikat brzmiał na prawdę Don’t be wise. Nie bądź mądra- bo czuję się zagrożony, bo prawdopodobnie moje ego czuje się zagrożone. I zmieniłam jego słowa na Prawdę bez manipulacji na BĄDŹ MĄDRA, WOLNO CI BYĆ MĄDRĄ. WOLNO CI BYĆ TAKĄ JAKA JESTEŚ. Przecież to Skarb. Piszę nie przypadkiem akurat pod tym postem. Bo Magda, zostałyśmy i zostaliśmy odcięci od naszych skrzydeł, które są mądrością. Bo Nasze Skrzydła były odbierane, oceniane jako „arogancja”, „złośliwość”, bo pokazywały prawdę, PRAWDĘ, która odbierana była jako atak. A przecież jeśli mówimy Prawdę, to możemy się nauczyć, zmienić coś i w końcu również sami sobie jeśli mówimy Prawdę, to możemy ROZWIJAĆ SKRZYDŁA.
    Dużo ciepła, radości i Prawdy. Dziękuję Magda za to, że tworzysz i dzielisz się i stwarzasz warunki do tego, żebyśmy i my mogły i mogli się dzielić

  3. Poczułam ogromna rane odrzucenia porzucenia i ze jestem do niczego liczyl się tylko ojciec a ja to taki dodatek w dodatku niechciany. Ten wpis uruchomił lawine wspomnien i takich właśnie trudnych emocji. A goryczy dolala tez Twoja prosba o komentarze ale nie wiesz czy to przeczytasz ale piszcie… poczulam sie taka malutka i taka odrzucona

    1. Doti pobądź z tym… Sprawdź, czego wtedy zabrakło i jak Ty to możesz teraz dla tej dziewczynki wnieść. Ona ma Ciebie cały czas i będzie miała do ostatniego tchnienia, taty nie miała w takim wymiarze, mnie też nie może mieć, ale ma Ciebie i Ty ją znasz najlepiej ❤

  4. Magdalena 🙂
    Podczas kolejnej podróży przyszedł do mnie taki temat „UWALNIANIE EGO”. Dzielę się z Tobą i z każdym, który potrzebuje. Bardzo się cieszę, że Cię znalazłam gdzieś we Wszechświecie ❤️

  5. Magdaleno! Wspaniały post. To poczucie, że we Wszechświecie jest więcej osób podobnych nam samym dodaje tyle mocy i radości. Sprawia, że nie czujemy się opuszczone, pozbawione głosu, bo przecież tyle razy nasza prawda była zagryziona przez stado. Bo stado nie chce słuchać o swoich wadach, o swojej dulszczyźnie. Bo w dziwny sposób odrzuca tę „brudną” część siebie. Zamiast przyjąć. Pokochać.
    You might say I’m a dreamer, but I’m not the only one…
    Życzę Ci dużo ciepła i światła
    Dziękuję, że dzielisz się wsparciem

    1. Dokładnie, jest dużo raźniej, gdy się wie, że istoty mówiące tym samym językiem serca są w tym świecie!
      Pozdrawiam ciepło ❤

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *