Kolektywny poród domowy

Witajcie Kochani, muszę przyznać, że bardzo mi służy odpoczynek od mediów społecznościowych i dozowanie sobie ilości informacji, które do mnie napływają na temat obecnej sytuacji. Doświadczam też teraz bardziej niż kiedykolwiek jak kojąco wpływa na mnie natura, szczególnie śpiew ptaków. Chyba nigdy wcześniej nie byłam z tymi dźwiękami tak obecna i nie chłonęłam ich tak głęboko. Prawie natychmiastowo sprowadzają mnie do tu i teraz, a co za tym idzie mam wtedy dużo głębszy i stabilniejszy kontakt z samą sobą. W całym tym zamieszaniu, gdy zadbałam o stan mojej własnej energii, gdy skupiłam się na tym, czego potrzebuję i na co faktycznie mam wpływ, poczułam się dużo lepiej i oddycham głębiej i spokojniej. Czuję jak we mnie samej jak i kolektywnie przesuwają się i układają głębokie warstwy podświadomości. Jestem bardzo ciekawa co się z tego narodzi.

A propos narodzin! Kilka dni temu trafiłam na zapis wideo porodu domowego. Nie dotyczył on jednak tylko samego momentu narodzenia się dziecka, lecz przede wszystkim przedstawiał to, co działo się z kobietą, która rodziła, w czasie wielu godzin poprzedzających przyjście jej dziecka na świat. To wideo trwało może jakieś 10-15 minut, ale miało się wrażenie jakby ten czas przed narodzinami ciągnął się w nieskończoność. Na twarzy rodzącej kobiety malowały się przeróżne, przeplatające się ze sobą emocje i uczucia – grymas bólu, uczucie ulgi, zniecierpliwienie, radosny uśmiech do kilkuletniego synka, zmęczenie. Kobieta zmieniała pozycje ciała, wydawała dźwięki, to potrzebowała bliskości męża, położnej, to potrzebowała być sama i zapierała się o ścianę. W pewnym momencie potrzebowała wyjść na jakiś czas na zewnątrz i na powietrzu rozciągała swoje ciało, a potem stała prawie nieruchomo oplatając rękoma szyję swojego męża, który delikatnie głaskał ją po plecach.

Ruch i bezruch, bezruch i ruch. Momenty intensywniejsze przeplatały się ze spokojniejszymi, kiedy krótko drzemała albo rozmawiała z tymi, którzy jej towarzyszyli. Na koniec weszła do wanny i pozostała w niej już do narodzin. Ten czas w wodzie znowu się wlókł. Gdy już wyglądało na to, że rodzi, wydawała stęknięcie, a jej ręce opadały na brzeg wanny. Po twarzach kobiet, które jej towarzyszyły płynęły łzy współczucia i wzruszenia. Było coś mistycznego w tym jak wsłuchiwała się w swoje ciało, jak współpracowała z nim, jak za nim podążała. Pozwalała mu rodzić w swoim tempie, w swoim czasie, w totalnym zaufaniu do niego. Była w tak bezbronnym położeniu, a jednocześnie biła od niej niesamowita pierwotna siła i moc. Mimo ogromnego zmęczenia i sporego upływu czasu, mimo kolejnych silnych skurczów wnoszących nadzieję „czyżby to już?”, które jednak nie wydawały dziecka na świat, stawiała się ponownie do każdej kolejnej próby. Aż w końcu przyszedł ten moment i dzieciątko wypłynęło z niej prosto w jej ręce…

Wiele razy w moim życiu oglądałam filmy o porodach domowych i najbardziej przeżywałam moment już samych narodzin. Tym razem poruszył mnie głęboko ten niezwykle trudny, rozciągnięty w czasie i jednocześnie magiczny etap przed narodzinami, ten czas bolesnego otwierania się wewnętrznie, by wydać dziecko na świat. Jak wielki to jest wysiłek i jak wielkiego odpuszczenia kontroli czy chęci sterowania, wymaga. Kobieta nie ma wpływu na to, jak i jak długo ten proces będzie przebiegał, ale ma wpływ na to jak do otwierania się i porodu podejdzie.

To wideo skontaktowało mnie z czasem, gdy rodziłam moje własne dzieci. Dwa zupełnie inne porody. Przy pierwszym próbowałam mieć nad nim kontrolę i przejmowałam się bardziej komfortem ludzi wokół mnie niż swoim własnym, przy drugim odpuściłam i skupiłam się na przeżywaniu go świadomie, w sobie, zwróciłam się wtedy bardzo do środka. Przy pierwszym próbowałam mieć na niego wpływ i ułożyć go pod moje wyobrażenia, przy drugim poddałam się okolicznościom i pozwoliłam ciału prowadzić. Totalnie dwa różne doświadczenia. Po pierwszym przyszła spora i długa niestabilność emocjonalna, po drugim czułam ekstazę i utrzymujący się przez kilka tygodni stan błogości.

Tak wiele zależy od tego jak do czegoś podchodzimy. Tak wiele zależy od tego, czy próbujemy wpływać na to, na co wpływu nie mamy, czy skupiamy się na tym, na co faktycznie wpływ mamy.

Dlaczego to wideo przyszło teraz? Dlaczego w takiej formie, skupiające się przede wszystkim na tym czasie przed przyjściem dziecka, skupiające się na otwierającej się z wielkim wysiłkiem rodzącej kobiecie? I dlaczego o tym piszę? Bo mam głębokie poczucie, że jesteśmy teraz w fazie otwierania się w sobie samych na Żeńskość, bo indywidualnie i kolektywnie weszliśmy w aktywną fazę porodu nowej ery. Przechodzimy jako ludzkość głęboki proces odzyskiwania i wniesienia do naszych żyć i do tego świata tego, co w kulturze patriarchatu zostało wyparte, odrzucone, zanegowane. Każdy z nas, czy to kobieta, czy mężczyzna doświadcza teraz własnych wypartych aspektów Żeńskości i konfrontuje się z tym, że sposoby na życie, które Ją pomijały, nie mogą na dłuższą metę w pełni funkcjonować. Ta sytuacja jest nie lada wyzwaniem, bo kontaktuje nas z jakościami, na które nie ma w tym świecie i w nas samych miejsca – spowolnienie tempa, czekanie, niewiadoma, próżnia, proces, brak rezultatu, brak kontroli, emocje, reakcje ciała itd.

Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, by żyć w pośpiechu, według planu, rutyny, mieć odpowiedzi na wszystko, ciągle coś zdobywać, ciągle siebie czymś rozpraszać, odwracać uwagę od tego, co tak naprawdę czujemy, czego tak naprawdę pragniemy. Wielu z nas automatycznie, bezrefleksyjnie i natychmiastowo zaczęło zapełniać pustkę po pracy, po rozrywkach sprzed kwarantanny nowymi zadaniami. Tak bardzo jesteśmy nauczeni działać, być ciągle aktywnym, że trudno jest nam zatrzymać się, dopuścić ciszę, pooddychać spokojnie, poczuć i usłyszeć siebie od środka. Sporym wyzwaniem jest żyć z dnia na dzień, bez długoterminowego planu.

Ten czas, ta sytuacja nas zatrzymuje i resetuje, przestawia tory. Jeśli się temu opieramy, nie zgadzamy wewnętrznie na to, by to, co się dzieje, nas odmieniło, to doświadczamy konfliktów wewnętrznych i zewnętrznych, cierpimy, wręcz możemy przeżywać tzw. katusze. Jeśli natomiast otwieramy się na to, że ta sytuacja nie jest przeciwko nam, lecz po coś nam się dzieje, to zaczyna się proces wewnętrznej przemiany. Zaczynamy wsłuchiwać się w emocje, które ta sytuacja pobudza i poprzez nie kontaktujemy się z częściami siebie, które były do tej pory niezaopiekowane, samotne, opuszczone, pominięte, a które teraz mogą ogrzać się w naszym sercu. Zaczynamy sobie przypominać, odkrywać, co jest tak naprawdę nasze, zaczynamy widzieć co tak naprawdę jest dla nas ważne, jakie czynności sprawiają nam przyjemność, jakie tempo jest naszym tempem, odkrywamy nowe rozwiązania, których do tej pory nie widzieliśmy, zaczynamy doceniać to, co mamy, zaczynamy czuć naszą wewnętrzną prawdę i nasz wewnętrzny rytm, a nasze relacje, ta wewnętrzna i te zewnętrzne rozkwitają.

I nie chodzi tu o to, że mamy popaść teraz w drugą skrajność i zanegować totalnie sposób w jaki żyliśmy do tej pory. Życie nas po prostu woła do równowagi, do współpracy między naszym Męskim a Żeńskim, a żebyśmy mogli tym żyć potrzebujemy dobrze poznać i doświadczyć te jakości, które są wyparte, które są nam mało znajome, dlatego są one teraz w przewadze i dochodzą bardzo do głosu.

Ten czas to według mnie głęboka inicjacja w nasze wewnętrzne Żeńskie Ja, a ponieważ jesteśmy od Niej w sobie poodcinani, to Jej rytm, Jej natura, której nie mieliśmy okazji doświadczać, są dla nas obce i odczuwamy to jako spory dyskomfort. Do tego nie mamy gdzie przed Nią uciec. Jedyne co nam pozostaje to zrobić w końcu na Nią miejsce w sobie. Gdy przestajemy Ją wypierać, pozbywać się Jej, odrzucać, to odkrywamy, że jest naszą drugą połową, której tak szukaliśmy w świecie…

Wszyscy przechodzimy teraz poród domowy. Rodzimy siebie na nowo, by żyć z wewnętrznej pełni. Od tego, czy się temu opieramy, czy siebie w tym wspieramy, zależy jak to przechodzimy i jak będzie wyglądało nasze życie potem.

Kiedy piszę powyższe słowa jest niedziela. Miałam na nią plan – spacer w Naturze, robienie na drutach, gra z dziećmi w grę planszową, malowanie, medytacja… Ale w okolicach obiadu wypłynęły ze mnie emocje, na które wybrałam zrobić miejsce, mimo wcześniejszego planu. Te emocje zaprowadziły mnie do muzyki solfeggio, po której byłam tak senna, że musiałam się przespać, a gdy się budziłam usłyszałam pierwsze słowa tego wpisu. No i już wiedziałam jaki „plan” ma Ona na tą niedzielę… Wiedziałam też, że nie da mi spokoju, jeśli nie zapiszę tego, co wychodzi, że na niczym innym i tak nie będę mogła się skupić. Po zapisaniu tego, co wypływało, spojrzałam w okno, przy którym leżałam i… uśmiechnęłam się sama do siebie. Przede mną malował się piękny widok – wschodzący księżyc (aspekt żeński) i chmurki podświetlone przez zachodzące słońce (aspekt męski). Przepiękna harmonia pomiędzy odchodzącym dniem (aspekt męski), a nadchodzącą nocą (aspekt żeński)… Akurat wtedy to zobaczyłam…

Gdybym sztywno trzymała się mojego planu tego wpisu by nie było. Ale ponieważ świadomie (aspekt męski) zrobiłam w sobie miejsce na to, co żeńskie – emocje, muzyka, sen, to popłynął potem przekaz z mojej Duszy. Treść, jej klimat, uczucia (aspekt żeński) zostały ubrane w odpowiednie słowa, w odpowiednią formę (aspekt męski). Tak przejawia się wewnętrzna Żeńskość i Męskość w jedności. Męskie zamiast dominować, wymuszać czy ograniczać, jest wtedy tym, co honoruje i uzewnętrznia Żeńskie, jest tym, co wnosi Ją autentyczną i prawdziwą do świata, co odzwierciedla ją w materii. Doświadczamy wtedy Wewnętrznego Małżeństwa naszych własnych wewnętrznych, przeciwstawnych jakości. Doświadczamy wtedy wewnętrznej harmonii, pełni i głębi danej chwili, czujemy Życie pulsujące przez nas…

To jak żyliśmy do tej pory jako cywilizacja nie jest stabilne i nie wspiera ani nas, ani naszej planety. Zmiana musiała przyjść. Ile z niej wyniesiemy i jak to wpłynie na kolektyw zależy od każdego z nas. Obecna sytuacja potrwa jeszcze przez jakiś czas. Jaki, tego nikt z nas nie wie. Jak to się skończy, tego też nikt z nas nie wie. Ale to, co każdy z nas wie, to co Ty wiesz, to to, jak ta sytuacja na Ciebie wpływa. I masz wybór czy się w to wsłuchasz czy nie. Jeśli wybierasz to pierwsze, to zachęcam Cię do zadania sobie poniższych pytań. Zauważ czy któreś z nich jakoś szczególnie Ciebie poruszają i jeśli tak, zrób na nie miejsce w sobie. Pozwól im w sobie pracować. Daj im czas.

– Czego mnie ta sytuacja uczy? Na co zwraca moją uwagę?
– Co we mnie transformuje?
– W co mnie inicjuje?
– Z czym we mnie kontaktuje mnie?
– O czym mi przypomina, co jest dla mnie ważne, a co było do tej pory ignorowane albo odkładane na później?
– Co dochodzi teraz u mnie do głosu, na co nie było dotąd czasu, miejsca, przestrzeni?
– Jakie nowe spojrzenie, rozwiązania i na co wnosi?

Tak sobie myślę, że gdy za jakiś czas popatrzymy wstecz na to, czego doświadczamy dziś, to poczujemy podziw i wdzięczność wobec siebie dzisiejszych. Myślę, że nie zdajemy sobie tak naprawdę sprawy z tego, jak wielka, intensywna i głęboka metamorfoza jest teraz naszym udziałem. Bądźmy teraz dla siebie i dla innych cierpliwi i wyrozumiali. Ta przemiana wymaga czasu. Wdech i wydech. Ruch i bezruch. Ból i ulga. Skurcz i rozluźnienie. Jesteśmy w tym razem Kochani. Rodzimy Nowe. To jest proces. Odpoczywajcie pomiędzy skurczami.

❤️

6 przemyśleń nt. „Kolektywny poród domowy

  1. Pani Magdo. Od kilku dni oglądam Pani filmy, czytam publikacje. Jestwm w procesie od 3 lat i widzę ile jeszcze przede mną. W zasadzie czym dłużej jestem w procesie tym więcej roboty do wykonania widzęJednak słuchając i czytając Panią układa i porządkuje mi się pięknie w całość wszystko to do czego doszłam na drodze swojego procesu do tej pory..Bardzo to ze mną rezonuje. Na drodze terapii odczułam jak bardzo mam zblokowane emocje i jak bardzo nie potrafię panować nad moją złością. Bardzo bym chciała w przyszłości uczestniczyć w Pani wasztatach, choćby on-line. Czy planuje Pani takowe w najbliższej przyszłości?Pozdrawiam ciepło prosto z serca!

    1. Niezmiernie ważne jest to, co piszesz. Praca z emocjami, oswajanie się z nimi, wysłuchiwanie się w to o czym informują to podstawa odbudowania relacji ze sobą. Do zobaczenia na mini-warsztacie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *