Wewnętrzna moc. Dojrzewamy do niej indywidualnie i jako społeczeństwo.

Kochani, otrzymuję od Was linki, filmiki, wiadomości, w których powtarzają się słowa „Magdalena patrz co się dzieje w Polsce”. Patrzę i niedowierzam… Jest mi bardzo przykro, że doświadczacie tak rygorystycznych zakazów i nakazów, że panuje atmosfera zastraszania, przymusu, szpiegowania, że zamiast wsparcia i zrozumienia od państwa w tak trudnej sytuacji, jest karanie i nadużywanie władzy przez funkcjonariuszy państwa.

Czytam Wasze słowa i mam wrażenie jakbyśmy żyli w równoległych światach. Tu, gdzie mieszkam, w Irlandii, jest zupełnie inaczej. Praktycznie codziennie jesteśmy w lesie. Przychodzą tam też inni ludzie i po prostu mijamy się z zachowaniem dystansu. Uśmiechamy się do siebie nawzajem, pozdrawiamy, mimo że się nie znamy. Garda czyli irlandzka policja sprawdza gdzie nie gdzie osoby podróżujące samochodami, ale z tego co słyszę od innych ludzi, wszystko odbywa się z kulturą, z szacunkiem. Szef rządu nie straszy mandatami, drony szpiegujące ludzi nie latają, wręcz zaleca się wychodzenie do natury, ćwiczenia na świeżym powietrzu, więc ludzie biegają, jeżdżą na rowerach, oczywiście z zachowaniem odstępów. Obywateli traktuje się tu jak dorosłych, odpowiedzialnych ludzi, którzy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji, a nie jak rozwydrzone nieodpowiedzialne dzieci, które trzeba straszyć karami albo stosować wobec nich siłę fizyczną. Ja osobiście czuję tu, gdzie mieszkam współpracę, wzajemne zrozumienie i troskę. Mam nadzieję, że tak pozostanie.

Myślę, że ta sytuacja pokazuje jak w lusterku powiększającym jak wyglądają relacje obywatel-rządzący w różnych krajach oraz ogólną atmosferę panującą w danym kraju. Pokazują dobitnie co jest do zmiany. Dlatego to musi być widoczne, kłuć w oczy, wywoływać spory dyskomfort. Bo dopóki coś jest do zniesienia to nie zmieniamy tego, nie ma wtedy wystarczającego powodu ku temu, by ponieść wysiłek zmiany. Dopóki gwóźdź jest za tępy, to na nim siedzimy. I to dotyczy wszystkiego – relacji, pracy, zdrowia, miejsca, w którym się mieszka. Nie protestujemy, nie zmieniamy niczego, nie domagamy się poszanowania nas i naszych praw, dopóki nie zdajemy sobie sprawy, że coś nam nie służy, dopóki nie widzimy, że ktoś nam robi kuku, dopóki nie mamy porównania, że może być inaczej.

Tak długo jak mieszkałam w Polsce i nie wiedziałam doświadczalnie jak wygląda inne traktowanie w innym kraju, to nie zdawałam sobie sprawy z tego jak przykrego traktowania doświadczałam w moim własnym kraju. Dopiero, gdy zaznałam czegoś innego, gdy zobaczyłam, że w ogóle może być inaczej i poczułam to inaczej, to nie chciałam już do tego wcześniejszego wracać. Całej Polski sama zmienić nie mogłam, ale mogłam wybrać, gdzie chcę być. Niejednokrotnie po przeprowadzce do Irlandii w przeróżnych sytuacjach mówiłam do siebie ze zdziwieniem „To ja mam do tego prawo?”, „To mi wolno?”. Oczy mi się szeroko otwierały, gdy widziałam czego Irlandczycy potrafili się domagać, na co się nie zgadzać i że byli w tym wysłuchiwani! Zdałam sobie wtedy sprawę z tego, że przyjechałam tu z Polski jak zastraszone, posłuszne dziecko, a Irlandczycy pokazali mi, że na nic nie muszę się godzić od tak, że mogę zabrać głos, że mogę się sprzeciwić, wymagać, że mi się należy. Mam nadzieję, że tak będzie nadal. Jeśli nie, to znaczy, że tu też coś będzie wymagało przeobrażenia.

Tak samo było z moją rodziną pochodzenia. Dopóki nie wiedziałam, co mi robiono, w jak chorej dynamice tkwiłam, dopóki nie nazwałam rzeczy po imieniu, to znosiłam to co było i pozwalałam się źle traktować. Mojej rodziny i jej postawy wobec mnie nie mogłam zmienić, ale mogłam przestać się na to zgadzać, więc postawiłam granice i zdystansowałam się. Czy to było łatwe? Nie. Cholernie trudne. Ale ten dystans dał mi oddech, dał mi przestrzeń na uzdrowienie, na odkrycie kim tak naprawdę jestem, na zwrócenie sobie godności i praw, na pokochanie siebie, na osadzenie się w sobie.

Podobnie było z moim małżeństwem, w którym się dusiłam. Dopóki siedziałam na tym tępym gwoździu i tylko od czasu do czasu narzekałam, ale nie wprowadzałam zmian, to dalej w nim tkwiłam i je znosiłam. Życie wiedziało jednak, że coś innego jest możliwe i przysłało mi przyjaciółkę, która miała zupełnie inny związek. Pamiętam jak wtedy pomyślałam „To tak można?”, „To to jest możliwe?” A potem poznałam przyjaciela, który mnie traktował z szacunkiem, przy którym czułam się jak kobieta, który wierzył we mnie, cenił mnie i pomyślałam „Ja nie chcę już godzić się na mniej niż to!” Byłam gotowa przejść do działania i ponieść wysiłek. Od tego zaczęła się zmiana na poważnie. Bardzo bolesna zmiana, pełna ogromnego strachu, lęku, obaw, bo nastąpił chaos, który zburzył moje dotychczasowe małżeństwo aż do fundamentów. Wymiótł to wszystko, co nie było tym, czego moje serce pragnęło. A potem zaczęło się powolne, cegiełka po cegiełce, budowanie Nowego, w moim przypadku z tym samym partnerem.
Doświadczyłam więc i jednego i drugiego. I tego, że musiałam się zdystansować, by siebie odzyskać i tego, że pozostałam w relacji jednocześnie przechodząc w niej przemianę i przeobrażając ją od środka.

To co odkryłam, to co mi pomogło, to czym żyję, zaczęłam przekazywać Wam, moim rodakom, żeby i w Was obudzić to, że może być inaczej, że macie na to wpływ i że macie do tego prawo. Wiem od Was, że to czym się dzielę, otwierało Wam oczy, wywoływało ogromny dyskomfort i chaos w Waszych życiach, ale ostatecznie przynosiło dobrą zmianę. Gdy widzimy alternatywę, gdy jej posmakujemy, to trudno jest pozostać w starym, które jest jak za ciasna klatka. Przychodzi wtedy decyzja, gotowość, by przejść do działania. I to jest często poprzedzone czymś co nazywam „momentem BASTA!”, „Enough is enough”. Mam poczucie, że kolektywnie właśnie tego doświadczamy.

Ci z Was, którzy mieszkacie w Polsce, z jakiegoś powodu tam jesteście i z jakiegoś powodu doświadczacie tego, co tam się dzieje. Ja nie wiem jak, nie wiem co się wydarzy, ale czuję, że pójdzie od Was jakiś ruch. Coś w Was potężnie się przeobraża pod wpływem tych restrykcji i takiego, a nie innego traktowania Was przez rząd, przez policję. Usłyszcie ten święty gniew, który w Was się budzi. Absolutnie nie działajcie pod jego wpływem, ale usłyszcie z jakimi prawami i potrzebami Was kontaktuje. O czym przypomina, na co przyszedł czas sobie zwrócić? W jaki najbardziej świadomy, dojrzały i osadzony sposób możecie odpowiedzieć na to, co się dzieje? Jakimi zasobami, które już w Was i na zewnątrz Was są, dysponujecie?

Słyszę, że dla wielu z Was ta sytuacja w Polsce jest bardzo trudna i pobudza sporo emocji. Wiem też, że nie wszyscy tak drastycznie ją odbieracie, bo takie głosy też do mnie docierają, widzę więc jak bardzo indywidualne są to kwestie, mimo, że dotyczą całego społeczeństwa. Bardzo Was zachęcam, szczególnie tych, którym emocje buzują, by przyjrzeć się temu, co Wam to przypomina, z jakim okresem Waszego życia Was to kontaktuje, komu i co potrzebowaliście powiedzieć czy wykrzyczeć, czego wtedy nie mogliście zrobić, a możecie teraz, jaka część Was z tamtego czasu potrzebuje być uhonorowana, potraktowana z godnością, zintegrowana?
Absolutnie nie chodzi o to, żeby uwolnić emocje po to, żeby mieć olew na sytuację, nie chodzi o to, by ze skrajności wpadać w skrajność, lecz o to, by za pomocą emocji odszukać dominowane w przeszłości części siebie i zwrócić im suwerenność, godność, głos, by z tego miejsca popłynęło świadome działanie, nie pod wpływem emocji, nie z chęci odreagowania, lecz pod wpływem wewnętrznego głosu wypływającego z osadzenia w sobie, w swojej wewnętrznej mocy.

Pisałam wcześniej o traumach indywidualnych i rodowych w kontekście obecnej sytuacji. I teraz napiszę o kolejnym rodzaju traumy, a mianowicie traumie narodowej. Tak jak każdy z nas ma swoją historię, swoje doświadczenia, traumy, tak każdy kraj, naród ma też swoją historię i zapisane w niej traumy. Polacy wielokrotnie doświadczali restrykcji, zakazów, padali ofiarą układów i spisków, tego, że ktoś za nich decydował o całym narodzie i robili to również wobec innych narodów. Swego czasu Polska zniknęła na 123 lata z mapy Europy. 123 lata! Ci sami ludzie rodzili się w niewoli i umierali w niewoli, spędzali w niej całe swoje życie. Jak to musiało wpłynąć na nich indywidualnie i na kolejne pokolenia Polaków? Jak to musi w nas wszystkich gdzieś głęboko siedzieć… ta niewola naszych przodków, to, że ktoś miał nad nimi taką władzę, to, że ich podstawowe prawa obywatelskie nie były uszanowane w ich własnym kraju, to, że w ogóle nie mieli prawa do własnego kraju. Jak to musiało dla nich być? Polska odzyskała niepodległość na 20 lat, po czym znowu ją straciła. Nastąpiła okupacja hitlerowska, a po niej, mimo zakończenia II wojnie światowej Polacy nadal nie byli wolnymi obywatelami, zostali zgnębieni przez toksyczny system, który nadal pokutuje w polskiej mentalności. Mnóstwo, mnóstwo pokoleń, które nie doświadczyły jako obywatele wolności, suwerenności, poszanowania ich praw i godności. To kolejna część nas samych, nasz rodowód i nasza spuścizna, nad którą dobrze by było się zatrzymać i popatrzeć ze zrozumieniem, zrobić na to miejsce w sobie, nie w suchy intelektualny sposób jak w szkole, gdy się o tym uczyliśmy, lecz poczuć sercem. Wtedy tą historię w sobie czuciowo, fizycznie zintegrujemy i z tego będzie mógł pójść uzdrowiony ruch ku Nowemu.

Może i jestem romantyczną idealistką, ale głęboko wierzę, że to co się teraz dzieje, dzieje się po to, byśmy przestali pozwalać traktować siebie jak małe, naiwne dzieci, którymi można rozporządzać i kontrolować siłą i przymusem, byśmy dojrzeli i mądrze wzięli sprawy w swoje ręce, jako indywidualności, ale też jako społeczeństwo. Myślę, że dlatego tak dobitnie pokazuje się to, gdzie panuje jeszcze nadużywanie władzy, chamstwo, pogarda, dominacja, narzucanie, brak dialogu. Dlatego tak bardzo pokazują nam się te obszary, które są jeszcze pełne zastraszania, ograniczeń, narzucania woli, sterowania, propagandy, a które do tej pory tolerowaliśmy, znosiliśmy, myśleliśmy, że jakoś to będzie, odwracaliśmy od nich wzrok, myśleliśmy „ech to mnie nie dotyczy”. Dotyczy. Teraz widzimy jak bardzo. I teraz widzimy, że bez naszego udziału nie zmieni się. Ta sytuacja wszystkich nas aktywizuje. Każdy z nas coś może zdziałać, tu gdzie jest, z tym co ma, tak jak potrafi. Pomyślcie jaką ogromną skarbnicę zasobów i pomysłów stanowimy. Jest taki cytat, który od lat mi towarzyszy, jego autorem jest Buckminster Fuller – „Nigdy nie zmieniaj rzeczy, walcząc z istniejącą rzeczywistością. Jeśli chcesz coś zmienić, zbuduj nowy model, który zdezaktualizuje model istniejący”. Wierzę, że nadchodzi czas nowego rodzaju społeczeństwa. Jesteśmy jego budowniczymi.

Czas kryzysu, trudności jest czasem głębokiej wewnętrznej i w konsekwencji zewnętrznej przemiany, jest czasem odkrywania i integrowania swojej stłamszonej kiedyś wewnętrznej mocy, wewnętrznego ognia, by działać z niego mądrze i w dojrzały sposób. By ten ogień nie palił, lecz ogrzewał. Gdy jesteśmy w trakcie przemiany boli okrutnie i nie wiemy jak długo to będzie trwało. Dopiero po czasie widzimy jaki diament był z nas wyciskany pod presją i dlaczego taka, a nie inna presja była niezbędna. Nie zawsze mamy wpływ na to, co się wydarza na zewnątrz nas, ale zawsze mamy wpływ na to, jak to postrzegamy, jaką intencję temu nadamy, co z tym zrobimy, do czego to użyjemy, czy pozwolimy by nas to zgniotło, skurczyło, czy żeby nas to urosło i uruchomiło w nas i na zewnątrz nieznane do tej pory zasoby. Zatrzymaj się i zastanów się jaką Ty chcesz nadać intencję temu, czego jesteś teraz świadkiem?

Ta przemiana, której teraz doświadczamy nie nastąpi raz dwa i w łatwy i przyjemny sposób.  Wręcz przeciwnie, bo wyciąga nas z komfortu, do którego się przyzwyczailiśmy, ale który tak naprawdę trzymał nas w niewidzialnej klatce, która zaczęła się robić coraz ciaśniejsza. Jeśli się nie obudzimy, jeśli nie zaczniemy się rozglądać, jeśli nie zaczniemy zadawać pytań, jeśli nie zwrócimy sobie praw, głosu, jeśli nie puścimy podświadomego programu uległości i podporządkowania, to zostaniemy wykorzystani przez tych, którzy tylko czekają, by zniewolić i kontrolować nas jeszcze bardziej. Zanim będzie lepiej, najpierw będzie gorzej i tego właśnie już doświadczamy, ale przejdziemy przez to i dojrzejemy dzięki temu – indywidualnie i jako społeczeństwo. To dojrzewanie potrwa. Nie tygodnie, nie miesiące, lecz lata. Ale z każdym dniem będziemy coraz bardziej zgrani z wewnętrzną mądrością, z której popłynie właściwe działanie, dzięki czemu będziemy doświadczać coraz częściej zdrowych owoców w swoim własnym życiu i w naszych wspólnotach.

Na koniec opowiem Wam co mi się wczoraj przydarzyło, a co było niesamowitym znakiem od Życia właśnie w temacie tego, o czym powyżej napisałam. Leżałam sobie na kocu, na polance przy lesie, wygrzewając się w słońcu. Zamknęłam oczy i chłonęłam to wiosenne ciepełko, zapach trawy, śpiew ptaków… Czułam jak moje ciało totalnie się rozluźnia, jak staję się jednym z Naturą, która mnie otacza… Nagle poczułam impuls, by otworzyć oczy i zobaczyłam dokładnie nade mną, na błękitnym niebie, trzy kołujące wielkie ptaki… Było w tym ich locie coś tak dostojnego… majestatycznego… a jednocześnie niesamowita lekkość, jakby to się odbywało bez żadnego wysiłku… Nie machały skrzydłami, po prostu ustawiały je tak, by korzystać z wiatru… Nie mogłam się na nie napatrzeć….
Spotkałam potem ludzi, którzy powiedzieli, że to „hawk”. Chciałam się upewnić czy to jastrząb, więc sprawdziłam w słowniczku w telefonie. Aż mnie ciarki przeszły, gdy przeczytałam tłumaczenie…

hawk:
1. jastrząb
2. polityk będący zwolennikiem używania siły

No powiedzcie sami… Przypadek?

Sprawdziłam też znaczenie duchowe tego ptaka i podaję jego fragmenty poniżej. Niech się udzieli ten jastrzębi przekaz tym, którzy go teraz potrzebują.

„Jako zwierzę mocy jastrząb przynosi nam w darze wiele dynamiki, ale przede wszystkim wyostrzenie naszej intuicji oraz połączenie ze Słońcem, energią Światła i naszym wewnętrznym Ogniem. Pomaga nam widzieć rzeczy i sprawy takimi, jakie naprawdę są. Rozeznać się w ich znaczeniu, by łatwiej nam było realizować nasze wizje i marzenia, urzeczywistniać nasze projekty. W sytuacjach mało klarownych, mogących być dla nas mylącymi, ofiarowuje nam odwagę do działania, a także zdolność rozróżniania, zdecydowanie i uczciwość. Nawołuje nas do tego, byśmy w obliczu takich trudnych sytuacji nie chowali się przed nimi, nie uciekali, a najpierw dobrze się im przyjrzeli. Możemy dzięki temu wyostrzyć nasze szpony, naszą broń, by potem oszczędzając nasze energie, stawić owym trudnościom czoła. Jastrząb pobudza tutaj nasz umysł i naszego ducha, byśmy mogli podjąć najlepsze decyzje. Każda pokonana trudność nas bowiem wzmacnia. (…)
Z drugiej strony zbyt wiele ognia może powodować, iż będziemy niecierpliwi, niespokojni i skłonni do wariackich, pochopnych działań. Do decyzji podejmowanych nie sercem, a jedynie narwanym umysłem. Jako zwierzę mocy jastrząb i tu przynosi równowagę. Pomaga nam nieco okiełznąć nasz ognisty temperament i skierować nasz wzrok również w stronę naszego serca, naszej duszy.” (źródło: www.bafka.ovh)

Ja mocno czuję, że ten czas bardzo nas kontaktuje z naszą wewnętrzną mocą, ogniem, z naszym wewnętrznym prowadzeniem, z Duszą. Pokazuje o czym zapomnieliśmy pod wpływem okoliczności zewnętrznych i innych ludzi, a co w nas jest i nigdy nie zniknęło i czeka na przywrócenie do życia.

Przytulam Was mocno Kochani ❤

6 przemyśleń nt. „Wewnętrzna moc. Dojrzewamy do niej indywidualnie i jako społeczeństwo.

  1. Nie do końca w związku z epidemią, ale apropo fragmentu o niereagowaniu pod wpływem emocji… Prawie 16 lat temu skończyłem podstawówkę gdzie byłem gnębiony przez pewnego chłopaka. Do dziś mam ochotę walnąć mu w ryj, a jednocześnie wiem, że nie powinienem. Czuję się tak frajersko. Jak ciota. Takich osób z całego mojego życia naliczyłbym z kilka. Każdy z nas chyba coś złego doświadczył, bo w przeciwnym razie czemu zainteresowalibyśmy się procesowaniem przeszłości? Chciałbym zapytać jak pogodziła Pani procesowanie cierpienia ze świadomością, że „karma”/równowaga/zadouśćuczynienie niekoniecznie nastąpi. To trudne pracować wiedząc, że my mamy odwalić całą robotę, a oni mogą w tym czasie radzić sobie świetnie. Oczywiście można sobie wmówić, że np. jak my przeprocesujemy nienawiść, to druga strona to odczuje, tak jak np. spece od prawa przyciagania mówią albo od radykalnego wybaczania, zmień siebie a oprawca też się zmieni lub zniknie, blablabla.. No może i tak jest, w moim życiu już nie ma gnębicieli, ale jaka jest gwarancja, że po uwolnieniu energii ta druga strona jakoś to poczuje i np. zadośćuczyni. Takie gadanie o karmie, pełno tego w necie. To czemu w takim razie tylu nazistów pouciekało, niektórzy dożyli setki. Coś z ta karmą nie tak, moi dawni gnębiciele mają udane życie.

    1. Witaj, odpowiedź jest tu – „Do dziś mam ochotę walnąć mu w ryj”. Dokładnie. To jest to, co w Tobie siedzi i potrzebuje udrożnienia. Ja w przypadku takich odczuć związanych z kimś z przeszłości po prostu pozwalałam sobie wyobrazić tą osobę i jej „wpierdoliłam” czyli uderzałam czy to rakietą o łóżko, czy to waląc poduszkami czy gryząc starą skórzaną torebkę, wykrzykując wszystko to, co potrzebowałam. Bo jest w nas ta prymitywna, zwierzęca część, która chce rozszarpać oprawcę, a wtedy nie mogła. I dopóki nie damy jej miejsca w sobie to ona zionie chęcią zemsty i tego, żeby ten ktoś zapłacił, żeby poczuł to, co zrobił. Ale tak naprawdę, to chcemy przestać czuć się jak ofiara, „ciota”, chcemy poczuć, że my też mamy siłę, że mamy moc, by się przeciwstawić. Natomiast tak długo jak czujemy się ofiarą tak długo chcemy ukarania kata. Może się okazać, że jak pozwolisz sobie na taki prawdziwy proces z ciała w związku z tamtymi zdarzeniami z przeszłości, to odzyskasz siłę życiową, moc, do której nie miałeś dostępu już wtedy w dzieciństwie, dlatego ten chłopak mógł sobie robić z Tobą co chciał. Procesowanie tego co Ci zrobił może okazać się tym, co odblokuje Twoją Moc.
      Powodzenia!

  2. Magda, wspaniały przekaz, dziękuję! Od kilku dni pisałam tekst o tym, że jeśli ktoś doświadczył dyktatury i tyranii w swoim dzieciństwie, potem wyparł lub zaprzeczył temu, co mu zrobiono, jako dorosły wybierze taką władzę w kraju, która będzie odbiciem jego własnych przeżyć i schematów. A ten, kto zamiast opieki nad społeczeństwem i zarządzania państwem w szacunku do jego obywateli i innych zasobów, wybiera narzucanie swojej woli, łamanie praw innych, odbieranie wolności i rządzenie, to ktoś, kto bierze odwet za to, jak sam był traktowany. Kochana Alice Miller mówi dziś głosem wielu osób. Ps. Przed chwilą skończyłam pisać i coś mnie tknęło, by zajrzeć do Ciebie ;), a tu takie słowa! Rozgorączkowało mnie to i pozytywnie pobudziło niemożliwie 😉 Czułam lęk przed publicznym wyrażeniem tego, co we mnie, tym bardziej, że zahaczam o politykę, ale Twój wpis przyszedł ze wsparciem i dodał odwagi <3 Nie mam swojej str, więc zostaje mi fb, może się odważę 😉 Ściskam Kochana!

    1. Ilona super! Gratulacje! Niech idzie w świat. Bardzo ważne, by to uświadamiać. Podziel się tu proszę linkiem, jeśli upubliczniłaś.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *