Mrzonki-mrożonki. Ku refleksji…

MRZONKI-MROŻONKI – odcinek 9, ostatni
Ku refleksji.

Za nami osiem odcinków mrzonek-mrożonek. Dzisiejszym, dziewiątym, kończymy ich cykl. Zapraszam nim do podsumowania-refleksji. Jeśli nie czytałaś/eś poprzednich części to zachęcam do poczytania i sprawdzenia z czym Ciebie kontaktują, na co wskazują. A jeśli znasz poprzednie części, to popatrz sobie jeszcze raz na ich tytuły, które przypominam poniżej:

  1. Gdy się porządnie uzdrowię to stworzę wreszcie relacje z moją rodziną, o których zawsze marzyłam/em. 
  2. Czemu ja nie mogę po prostu zaakceptować rodziców?! Co ze mną nie tak?
  3. Gdybym tylko wiedziała czy ta osoba jest… toksykiem/narcystą/psychopatą.
  4. Dystans od rodziców. Wolno mi czy nie wolno?
  5. Jak się uzdrowię to moje samopoczucie nie będzie zależało od żadnych czynników zewnętrznych.
  6. Gdy nauczę się tej metody, zrobię ten kurs, to już nigdy nic złego mi się nie przydarzy.
  7. Gdy się uzdrowię to już nigdy…
    – nie będę mieć dołów
    – nie mnie nie będzie ruszało
    – nie trafię już na tzw. toksyczne osoby
    – nie zachowam się jak dziecko
    – nie popełnię błędu
  8. Gdy się uzdrowię, to już nigdy nie będę nikogo potrzebować.

Zauważ ile w tych zdaniach jest presji, pośpieszania, wątpliwości wobec siebie, stawiania sobie wygórowanych wymagań, zawstydzania siebie, chęci kontroli siebie czy życia. Jak się z tym czujesz? Znasz to skądś? Kiedy, gdzie wcześniej było podobnie? Co nieświadomie w ten sposób jest powtarzane, co jest przenoszone na relację ze sobą, ze swoim dzieckiem wewnętrznym?

Zauważ czy jest tu miejsce na lekkość, luz, spokój, entuzjazm.

Zauważ czy ma miejsce zaciekawienie, odkrywanie czy raczej naprawianie.

Dlaczego o to pytam? Bo nie tyle CO robimy ale JAKI STOSUNEK do siebie mamy robiąc coś w powrocie do siebie decyduje o tym czy ciało/dziecko wewnętrzne jeszcze bardziej się zamknie czy puści nagromadzone napięcia i traumy, czy uwolni się ekspresja, która była wstrzymywana, czy miłość rozgości się tam, gdzie jej nie było.

Nasze ciała spinają się pod wpływem presji – tej z zewnątrz i tej od środka.
Nasze ciała sztywnieją, gdy próbujemy kontrolować siebie i życie.
Nasze ciała zapadają się w sobie, gdy doświadczamy zawstydzania przez drugiego człowieka i przez samych siebie.

I odwrotnie.
Nasze ciała mogą oddychać głębiej, gdy dajemy im czas i przestrzeń.
Nasze ciała mogą się rozluźnić, gdy zaciekawiamy się nimi i pozwalamy im przemówić w swoim tempie i na swój sposób.
Nasze ciała mogą poczuć się bezpiecznie, gdy zaczynamy je słyszeć i ufać sygnałom, które wysyłają.

I tak, to jest zrozumiałe, że mamy dość tego jak się czujemy, więc chcemy jak najszybciej doświadczyć zmiany. I to jest zrozumiałe, że myślimy, że im więcej i w krótkim czasie uzdrowimy, tym szybciej ta zmiana przyjdzie.

Jednak to, co zostało w nas zranione jest bardzo delikatne, wrażliwe, bezbronne.
Będzie się wycofywało pod kolejnym naciskiem, teraz już naszym własnym.
Będzie się chowało przed kontaktem, który jest natarczywy, inwazyjny, choć kierowany dobrymi intencjami.

Nie róbmy mu powtórki z tego, czego już doświadczyło.
Zaciekawmy się, przysłuchajmy się, wnieśmy ciepło, łagodność, czułość i… czas.

Wtedy te wewnętrzne śniegi i lody mogą stopniowo odtajać jak pod wpływem delikatnego wiosennego słoneczka. Ono nie jest agresywne, ono nie jest natarczywe. Ono ogrzewa z każdym dniem troszkę więcej i troszkę dłużej. Dając tym energii życiowej czas na wybudzenie, czas na powrót, czas na piękny rozkwit w swoim tempie.

❤️

—————

foto: www.pixabay.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

pięć × trzy =